Co nowego u człowieka znerwicowanego

Dziś trochę kontynuacji zdarzeń. W ostatnim poście Wizyta w szpitalu pisałam o odwiedzinach mamy po operacji i towarzyszących mi uczuciach. Na następny dzień mama wychodziła ze szpitala i trzeba było ją odebrać. Mógł to zrobić tata albo ja sama lub z osobą towarzyszącą (np. ciocią). Podłamana wydarzeniami dnia poprzedniego postanowiłam nie poddawać się i spróbować jeszcze raz. Chciałam udowodnić sobie i swojej nerwicy, że można na mnie polegać w kryzysowych sytuacjach. I pojechałam po mamę sama! Lęku było już o wiele mniej, a gdy dojechałam do celu i mama wsiadła do samochodu, łzy radości i wzruszenia naszły mi do oczu. Byłam tak dumna, że nie poddałam się, spróbowałam jeszcze raz i udało się! 

Tydzień później ponownie byłam w szpitalu. Tym razem odbierałam ojca, który był na badaniach. Przy ojcu trochę mniej mi zależy żeby "spinać dupę" i dawać radę, ale i tak chciałam mu pokazać, że ja też potrafię mimo lęku (nie wiem, czy potrafi to docenić, czy nie). Było mi trochę łatwiej, bo mama czekała w samochodzie, a ja poszłam odszukać ojca na oddziale. Jeszcze czekał na wypis. Drzwi do gabinetu zabiegowe były uchylone i zobaczyłam igły. Zaczęło robić mi się słabo i już chciałam się poddać i wyjść. W ręce cały czas trzymałam telefon, żeby w razie czego szybko wezwać mamę i zamienić się. Gdy usłyszałam, że muszę zostać do końca by podpisać odebranie taty ze szpitala, uderzyła we mnie kolejna fala lęku - nie mogę uciec! Pokrążyłam trochę po korytarzu, wzięłam gumę do żucia, zaczęłam pisać z mamą sms-y (nie wzywając jej jeszcze) i jakoś przetrwałam. Bałam się, że będę wezwana do gabinetu, legitymowana, że będę musiała spisywać jakieś oświadczenia, że odbieram ojca i wszystko będzie trwało, ale okazało się, że sprawę załatwił tylko jeden podpis. Co za ulga.



Z Maćkiem, chłopakiem od ciasta, spotkałam jeszcze 2 razy. Było bardzo dużo lęku, który zniechęcał mnie do dalszych spotkań. Zaczęły padać kolejne propozycje, np. wypadu w góry. Sprawiło mi to przykrość, bo wiem, że muszę odrzucić wszystkie propozycje i znów zaczęłam się porównywać, że inni mogą, a ja nie. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że nie lubię gór, co chyba nie spodobało się Maciejowi, bo o tego czasu się nie odzywa. Trudno :) I tak robiłam wszystko, żeby go zniechęcić. Oczywiście nieświadomie, budowałam mur, który uchroni mnie od różnych propozycji wywołujących u mnie smutek.

Kolejna sprawa, która się wyjaśniła, to budowa mojego domu. Ostatecznie urząd miasta oznajmił, że na wskazanym ternie mają być tereny zielone. Mogę więc albo rozpocząć już budowę, póki plan zagospodarowania przestrzennego nie jest zatwierdzony (jeszcze mnie na to nie stać i nie jestem zdecydowana, czy właśnie tam ma powstać moja oaza bezpieczeństwa), albo sprzedać działki jeszcze jako budowlane, albo nie robić nic i liczyć się z tym, że będzie trzeba kosić trawę a nic z tej działki nie będzie. Wybrałam opcję nr 2 i postanowiłam razem z mamą, że sprzedamy działki, a pieniądze zainwestujemy w mieszkania, które będziemy wynajmować. Jak już dojrzeję do tego gdzie i z kim chcę mieszkać, wówczas sprzedam mieszkanie i zacznę budowę. Czeka mnie więc dużo pracy z tym związanej.

Kuzynka potwierdziła, że jest w ciąży. Nie potrafię sobie poradzić z tą wiedzą, że w dniu, w którym jej mąż wyznawał mi miłość i próbował mnie "zaliczyć", wieczorem zrobił kuzynce dziecko i udaje szczęśliwego męża i ojca. Mam straszny dylemat, co z tą wiedzą zrobić, bo wiem, że kuzynka w życiu mi nie uwierzy. Z drugiej strony niszczyć jej życie tym faktem? Przecież spodziewa się dziecka... Jest mi z tą myślą źle, "kochającego męża" traktuję jak powietrze, nie spotykam się z nim, nie rozmawiam. Nie istnieje dla mnie. W efekcie znów całe dnie spędzam sama (lub z rodzicami) w domu. Druga sprawa, to że jestem na kolejce do bycia chrzestną. Wizja kościoła mnie przeraża. Ale na razie mam dość lęków, tą sprawę odkładam na później. 

Ostatnio jest u mnie trochę więcej lęku ze względu na liczne wydarzenia, które mają miejsce. Nie zamykam się i próbuję się z tym zmierzać każdego dnia: trudne wizyty w marketach, wycieczka na zwiedzanie ogrodów (bardzo duży lęk, szczególnie podczas jazdy samochodem), pomoc cioci w wynajęciu mieszkania (jeszcze większy lęk, bo nikt nie wiedział, że mam nerwicę, a zostałam oddelegowana do spisania umowy), wydarzenia, które mnie czekają. Trzymajcie kciuki, żeby napięcie zaczęło mijać, w przeciwnym razie czeka mnie duży zwrot w kierunku nerwicy. 

Don't give up
you still have us
don't give up
we don't need much of anything
don't give up
'cause somewhere there's a place 
where we belong 

 


0 komentarze:

Prześlij komentarz