Wyrwałam zęba! 😲


UWAGA! POST DLA LUDZI O MOCNYCH NERWACH!

To była szybka piłka. Musiałam zrobić ten ostatni krok. Zrezygnowałam z narkozy i 8 maja poszłam usunąć siódemkę.

Zdecydowałam się na ten sam gabinet (sporo ryzykując). Nie chciałam odbywać kolejnej, niewiele wnoszącej wizyty.

Standardowo musiałam czekać o 10 min. Byłam cała roztrzęsiona mimo zażycia hydroxyzyny na uspokojenie. Do gabinetu zaciągnęłam mamę i powiedziałam, że wychodzę stąd razem z nią. Średnio się to spodobało lekarzowi, ale mam to gdzieś. 



I zaczęło się. Usiadłam na fotelu i nie mogłam uspokoić nóg, które samoczynnie podskakiwały na wysokość 3 cm. Do tego zgrzytanie szczękami. Asystentka musiała mi przez cały czas trzymać głowę, żeby dało się cokolwiek zrobić. 

2 znieczulenia wbite szybko, mechanicznie, wręcz brutalnie - zero delikatności. I czas start. Chirurg mocował się z zębem niemiłosiernie. Aż byłam w szoku, że ma tyle siły! Szarpał, zapierał się, podważał i nic. A mi zaczęło robić się słabo. Oblał mnie gorący pot. Doktor podszedł do szafki po kolejne narzędzia, a ja próbowałam lekko podnieść głowę, ale bezwładnie zaczęła mi się kiwać na wszystkie strony. Lekarz zauważył to i momentalnie ułożył fotel w pozycji leżącej. Kazał mi się zgiąć parę razy, sprawdził puls, odczekał chwilę i kontynuował. To mi pomogło. Chirurg zdecydował się na przecięcie zęba na pół. Przez chwilę czułam się jak na tartaku - dźwięk piły, wióry i dym. Po tym zabiegu usłyszałam trzask łamanej kości i w końcu udało się wyciągnąć pierwszą połówkę zęba. Potem jeszcze trochę szarpaniny i wyszła i druga część. Dlaczego było tak trudno? Bo normalni ludzie mają w siódemkach mają 2-3 korzenie. Ale oczywiście ja, wybryk natury, musiałam mieć 4 i w tym jeden zakręcony! 



Nadmienię, że sam zabieg nie był całkowicie bezbolesny. Na szczęście ból był delikatny. 

Po wszystkim uzyskałam tylko informację, że gdyby ból był nie do zniesienia, to mam przyjść ponownie i zostanie mi wstawiony sztyft przeciwbólowy. Całą resztę informacji musiałam sama doczytać w necie, np. kiedy mogę zacząć jeść, czy mam czymś płukać jamę ustną, czy mogę myć zęby, itp.

Po powrocie do domu nie poczułam jakieś specjalnej ulgi. A powinnam, bo przecież tak się tego bałam, a w nocy śniło mi się, że zęba wyrywa mi weterynarz. Nie mniej jednak dziś jestem zadowolona, że mam to już za sobą.

Co do bólu to... nic nie jest w stanie przebić tego, jak się męczyłam, będąc na fotelu. Teraz ten ból to pikuś. Daję radę nawet bez tabletek przeciwbólowych. A w dziurze po zębie widać... kość lub ową nieszczęsną ósemkę, która teraz ma tam "wskoczyć". 

I wiecie co? Po wyciągnięciu z buzi opatrunku nasiąkniętego ciepłą krwią już wiem, co to za zapach w gabinetach stomatologicznych. To nie jest zapach plomb. To zapach krwi! 


P.s. postu o majówce nie będzie, bo nic ciekawego się nie działo, oprócz wycieczki rowerowej z przyjacielem, wypadu za miasto z rodzicami i rodzinnej imprezy. Poznałam mężczyznę moich marzeń, ale dziś już wiem, że to był tylko sen ;)



0 komentarze:

Prześlij komentarz