Wizyta u dentysty | Wielkanoc

O świętach nie napiszę zbyt wiele, bo jak wiecie - nie lubię świąt. Pomijając wkurzenie, ból głowy i fatalny nastrój w sobotę, pozostała część świąt minęła w miarę ok w gronie rodzinnym. 

W czwartek przed świętami miałam pierwszą wizytę u dentysty. Umówiłam się telefonicznie informując, że jestem zainteresowana usunięciem zęba pod narkozą. Kazano mi zrobić zdjęcie panoramiczne i przyjść z nim na pierwszą wizytę.



Już samego prześwietlenia bałam się jak cholera. Do tego technik tak seplenił, że nie byłam w stanie zrozumieć, co do mnie mówi. Ustawił mnie przed jakąś maszyną nie tłumacząc, co się będzie działo i ile to będzie trwało, po czym wyszedł, zamykając drzwi. Maszyna ruszyła, a ja zaczęłam panikować. Nie mogłam się ruszyć, a chciałam wyjść, uciec, bo w kilka sekund mój lęk sięgnął zenitu. Na szczęście robienie zdjęcia trwało tylko kilkadziesiąt sekund, więc już po chwili odetchnęłam z ulgą. Po wszystkim schodziło ze mnie napięcie i tak się trzęsłam, że nie byłam w stanie wyciągnąć karty z portfela i zapłacić - musiała mi pomóc mama. Ręce trzęsły mi się, jakbym przez miesiąc pracowała na wackerze i jeszcze długo nie mogłam z powrotem założyć kolczyków i łańcuszka.

Ale wracając do wizyty - byłam umówiona na konkretną godzinę, więc myślałam, że przyjdę i od razu wejdę do gabinetu. Nic bardziej mylnego. Na tą samą godzinę były umówione jeszcze 3 osoby. Byłam wkurzona jak nie wiem co, bo przecież ja nie mogę czekać! Mój lęk rósł i z każdą kolejną minutą miałam ochotę wyjść i podziękować. Było mi już wszystko jedno. Nie obchodził mnie nawet ból zęba. Miałam już dość tego gabinetu, który - nomen omen - nie był chyba remontowany od czasu komuny. Jakby tego było mało, woda w dystrybutorze była... zepsuta! Szczyt wszystkiego! U dentysty zepsuta woda! 



Po ok. 30 minutach opóźnienia weszłam do gabinetu. Z dużym lękiem. Dentystyka spojrzała na zdjęcie i powiedziała, że muszę umówić się na wizytę z chirurgiem i odbyć konsultację (telefoniczną!) z anestezjologiem. 5 min. 50 zł. Dziękuję, do widzenia. Noż cholera jasna! Po jaką cholerę mnie umówili na tą wizytę?! Nie mogli od razu umówić mnie do chirurga??!?! Tyle stresu, lęku, czekania, a dentystka nawet nie zajrzała mi do buzi! To było jawne naciągnięcie na kasę! Wkurzona na maxa dostałam karteczkę z kolejna wizytą - u chirurga - i ankietę do wypełnienia telefonicznie z anestezjologiem. Mając sporo wątpliwości co do jakości obsługi, jakości sprzętu, podejścia do pacjenta, konsultacji z anestezjologiem i wielu innych aspektów, zaczęłam szukać, czy gdzieś jeszcze w moim mieście nie wykonują tego zabiegu pod narkozą. I znalazłam. Bez zastanowienia podjechałam tam popytać o koszty. Gabinet mega nowoczesny, jakbym przeskoczyła o co najmniej 60 lat do przodu. W efekcie również i ceny były bardzo "nowoczesne". Musiałabym zapłacić ok. 3-krotnie więcej, a do tego termin był odleglejszy. Cóż więc zrobić? 

Ryzykuję i idę na umówioną wizytę z chirurgiem w tym tygodniu. Niech się dzieje co chce. Obym tylko to wytrzymała.

0 komentarze:

Prześlij komentarz