Mój ulubiony, polski film. Och jak bardzo przypomina moje życie. Tak, jakby Koterski napisał scenariusz na podstawie mojego życia. Albo raczej na odwrót - to moje życie jest napisane według tego scenariusza...
"Boję się nocy. Raczej nie to, nie mogę położyć się spać. Mimo, że jestem zmęczony i senny, jakiś niepokój ściskający serce, że jak to, to już koniec dnia? Już się nic dzisiaj nie zdarzy?" - u mnie jest to bardziej myśl, że kolejny dzień zmarnowany, kolejny dzień, który nie przybliżył mnie do spełnienia marzeń.
"Boję się rano wstać, boję się dnia, codziennie rano boję się otworzyć oczy, ze strachu przed świtem, zupełnie nie wiem, co zrobić z nadchodzącym dniem. No nie mogę. (O kurwa… W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego). Mam niby jakieś obowiązki, a przecież – pustka, jakby zupełnie nie miało znaczenia czy wstanę czy nie wstanę, czy zrobię coś, czy nie zrobię (ja pierdolę), higiena, jedzenie, praca, jedzenie, praca, palenie, proszki, sen. (Ja pierdolę, kurwa)." - pustka - coś, co wypełnia mnie od stóp do głów i nie potrafię sama tej pustki wypełnić. "Jestem skrajnie wyczerpany, a przecież jest rano…"
"Czy panowie muszą tak napierdalać od bladego świtu?! Że nie podbijam karty na zakładzie o siódmej rano, to już w waszym robolskim mniemaniu muszę być nierobem?! Już możecie inteligentowi jebać po uszach od brzasku! Żeby se czasem kałamarz nie pospał godzinkę dłużej kapkę od was, skoro zasnął dopiero nad ranem! I żeby się kompletnie spalił w blokach już na starcie! Grunt, że, kurwa, inteligent załatwiony na dzień cały! Wrócicie napierdalać jak siądę do pracy!" - co prawda zawodowym kałamarzem nie jestem, ale również pracuję w domu i sąsiadów odpalających kosiary o 7 rano gówno obchodzi, że kolejną noc nie przespałam. A że rolety są spuszczone to od razu wszyscy myślą, że gówniara lubi pospać do południa, no bo co ma innego do roboty? Przecież cały dzień siedzi w domu! "Co pan myśli, że jeśli nie podbijam karty w fabryce azbestu o siódmej, albo drutu, albo nie napierdalam datownikiem w listy na poczcie do szesnastej, to nie jestem w pracy? Kumasz pan to, czy masz pan za daleko do łba? Ja tutaj właśnie pracuję!"
"Gdy szykuje śniadanie, zwykle se o korkach słucham, jak tkwią te chuje w tych jebanych autach." - każdy ma to, na co sobie zapracuje.
"Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko." - czasami również we snach, tak realnych, że po przebudzeniu miałam ochotę się nawalić. "Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej…"
"Nie udało mi się życie; zmarnowałem. Uciekłem od pierwszej jedynej miłości. Potem ożeniłem się bez miłości. (...) Zabija mnie samotność, którą sam sobie zgotowałem! Nikt i nic mnie już nie czeka! Nie widzę przed sobą przyszłości! Jestem w proszku! W rozsypce! Wypalony! Rozmontowany! Śmiertelnie zmęczony, chociaż niczego w życiu nie dokonałem! Muszę przystanąć w biegu, chociaż nigdzie nie dobiegłem. I odpocząć! Odpocząć za wszelką cenę!" - nic nie muszę dodawać. Wypisz wymaluj obraz mojego życia.
"Prozac – na chęć życia. Geriavit – na się niestarzenie. Nootropil – na lepsze funkcjonowanie metabolizmu mózgu. Enkopirynę – profilaktycznie" - moja wersja - Fevarin, żeby pozbyć się czarnych myśli. Hudroxyzynę - żeby w ogóle wstać z łóżka i jakoś funkcjonować. Magnez - żeby podbudować wyniszczony układ nerwowy. Ketonal - na ból brzucha. Witamina C od Zięby - na ból głowy. Znów Fevarin - żeby nie przepłakać całego wieczoru. I hydroxyzyna - żeby w ogóle zasnąć.
"Boję się nocy. Raczej nie to, nie mogę położyć się spać. Mimo, że jestem zmęczony i senny, jakiś niepokój ściskający serce, że jak to, to już koniec dnia? Już się nic dzisiaj nie zdarzy?" - u mnie jest to bardziej myśl, że kolejny dzień zmarnowany, kolejny dzień, który nie przybliżył mnie do spełnienia marzeń.
"Boję się rano wstać, boję się dnia, codziennie rano boję się otworzyć oczy, ze strachu przed świtem, zupełnie nie wiem, co zrobić z nadchodzącym dniem. No nie mogę. (O kurwa… W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego). Mam niby jakieś obowiązki, a przecież – pustka, jakby zupełnie nie miało znaczenia czy wstanę czy nie wstanę, czy zrobię coś, czy nie zrobię (ja pierdolę), higiena, jedzenie, praca, jedzenie, praca, palenie, proszki, sen. (Ja pierdolę, kurwa)." - pustka - coś, co wypełnia mnie od stóp do głów i nie potrafię sama tej pustki wypełnić. "Jestem skrajnie wyczerpany, a przecież jest rano…"
"Czy panowie muszą tak napierdalać od bladego świtu?! Że nie podbijam karty na zakładzie o siódmej rano, to już w waszym robolskim mniemaniu muszę być nierobem?! Już możecie inteligentowi jebać po uszach od brzasku! Żeby se czasem kałamarz nie pospał godzinkę dłużej kapkę od was, skoro zasnął dopiero nad ranem! I żeby się kompletnie spalił w blokach już na starcie! Grunt, że, kurwa, inteligent załatwiony na dzień cały! Wrócicie napierdalać jak siądę do pracy!" - co prawda zawodowym kałamarzem nie jestem, ale również pracuję w domu i sąsiadów odpalających kosiary o 7 rano gówno obchodzi, że kolejną noc nie przespałam. A że rolety są spuszczone to od razu wszyscy myślą, że gówniara lubi pospać do południa, no bo co ma innego do roboty? Przecież cały dzień siedzi w domu! "Co pan myśli, że jeśli nie podbijam karty w fabryce azbestu o siódmej, albo drutu, albo nie napierdalam datownikiem w listy na poczcie do szesnastej, to nie jestem w pracy? Kumasz pan to, czy masz pan za daleko do łba? Ja tutaj właśnie pracuję!"
- Pośród ogrodu siedzi ta królewska para.
Drzewa za nimi kwieciem umajone.
On całkiem młody, ona też niestara.
W swych dłoniach dzierżą berło i koronę.
Czy tak to było? Historia prawdziwa?
Nie moje słowa. Cudze majaczenia.
Lecz jeszcze palma mi nie... No nie odwala.
Choć świat się stara i szyki wciąż zmienia.
Pośród ogrodu zasiądę na chwilę.
Żeby posłuchać własnego oddechu.
Dobrze być mrówką i dobrze motylem.
Oddać koronę. Nie tracić uśmiechu.
"Gdy szykuje śniadanie, zwykle se o korkach słucham, jak tkwią te chuje w tych jebanych autach." - każdy ma to, na co sobie zapracuje.
"Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko." - czasami również we snach, tak realnych, że po przebudzeniu miałam ochotę się nawalić. "Przecież moje życie, moje! miało wyglądać zupełnie inaczej…"
"Nie udało mi się życie; zmarnowałem. Uciekłem od pierwszej jedynej miłości. Potem ożeniłem się bez miłości. (...) Zabija mnie samotność, którą sam sobie zgotowałem! Nikt i nic mnie już nie czeka! Nie widzę przed sobą przyszłości! Jestem w proszku! W rozsypce! Wypalony! Rozmontowany! Śmiertelnie zmęczony, chociaż niczego w życiu nie dokonałem! Muszę przystanąć w biegu, chociaż nigdzie nie dobiegłem. I odpocząć! Odpocząć za wszelką cenę!" - nic nie muszę dodawać. Wypisz wymaluj obraz mojego życia.
"Prozac – na chęć życia. Geriavit – na się niestarzenie. Nootropil – na lepsze funkcjonowanie metabolizmu mózgu. Enkopirynę – profilaktycznie" - moja wersja - Fevarin, żeby pozbyć się czarnych myśli. Hudroxyzynę - żeby w ogóle wstać z łóżka i jakoś funkcjonować. Magnez - żeby podbudować wyniszczony układ nerwowy. Ketonal - na ból brzucha. Witamina C od Zięby - na ból głowy. Znów Fevarin - żeby nie przepłakać całego wieczoru. I hydroxyzyna - żeby w ogóle zasnąć.
- "Psychoanalityk: Widzę taką alternatywę dla pana. Albo proszki uspokajające i nasenne, albo, i to uważam za jedyną drogę, długotrwałą i bardzo bolesną dla pana psychoanalizę.
- Adam: Dlaczego bolesną?
- Psychoanalityk: Bo może dowiedziałby się pan o sobie rzeczy…
- Adam: Nie sądzę, by ktoś mógł przedstawić mnie w gorszym świetle niż ja sam siebie widzę.
- Psychoanalityk: Doszlibyśmy w końcu do tego, kim pan właściwie jest i co chciałby pan naprawdę robić. Słowem: musiałby pan zaistnieć, właściwie, narodzić się po raz wtóry jako samoistna egzystencja niezależna od matki. (…)
- Adam: Więc żadnych proszków na to nie ma?
- Psychoanalityk: Nie.
- Adam: Znajomy mówił mi, że dał mu pan takie przeciwpadaczkowe i dobrze mu zrobiły.
- Psychoanalityk: Nie.
- Adam: Spał po tym…
- Psychoanalityk: Nie.
- Adam: Twardo.
- Psychoanalityk: Niestety."