Wykorzystując fakt, że mam teraz "lepsze dni", szukałam czegoś ciekawego, na co mogłabym się wybrać. Niestety nie znalazłam żadnego fajnego koncertu ani festiwalu, za to znalazłam targi rzeczy wyjątkowych w Katowicach.
I pojechaliśmy. Droga nie była łatwa, bo jechaliśmy naszą furgonetką i było bardzo ciasno. O dziwo ja, siedząca w środku, zniosłam to lepiej niż mama, która siedziała od okna. Miałam wrażenie, że to ona zaraz dostanie ataku paniki. O ojcu nie wspomnę, bo miał wygodne, indywidualne miejsce za kierownicą. Ruch na drodze był duży i do tego było mi bardzo ciepło, wręcz gorąco, ale dojechałam bez większych lęków.
Na miejscu (po 30-minutowym poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego) weszłam pewna siebie do tłumu ludzi. Ciekawe, jak samopoczucie potrafi zmieniać punkt widzenia. Jestem na środku sali? To co, przecież do wyjścia jest blisko. A jak czuję się gorzej, to nawet stojąc przy drzwiach mam wrażenie, że wyjście jest oddalone o lata świetlne.
Ale wracając do targów. Byłam oczarowana talentem niektórych osób! Gdybym akurat otwierała jakąś kawiarnię lub urządzała nowy dom, to miałabym w czym wybierać. O dziwo z mojej - dziewiarskiej branży nie było zbyt wielu stoisk, były to raczej same dodatki odzieżowe.
Lęk odczułam jedynie dwa razy - pierwszy, gdy byłam na samym końcu hali, wśród tłumu ludzi i zrobiło mi się gorąco. Bo tam naprawdę było gorąco! Zaznaczę, że byłam już bez kurtki, a i tak pot ściekał mi po plecach. I to mnie trochę wystraszyło, bo przecież takie fale gorąco często towarzyszą mi właśnie podczas ataków paniki. Druga sytuacja miała miejsce niedługo po pierwszej, gdy... zjadłam piekielnie ostrą żelkę. Tak, żelkę. I nie wiem czemu, ale nagle zaczęłam odczuwać lęk. Albo i wiem - straciłam kontrolę. Jama ustna mnie paliła, a ja nie mogłam tego powstrzymać, musiałam jedynie cierpliwie poczekać.
Obładowana zakupami kremów orzechowych (polecam ten, jest mega!) oraz czekoladami kierowałam się już do wyjścia, gdy zauważyłam, że obok akurat są targi książki! Co za fantastyczny zbieg okoliczności :)
Jedyny problem był taki, że do kasy biletowej była wielka kolejka. Ale nie przeraziło mnie to, a tym bardziej nie zniechęciło. Po ok. 25 minutach byłam już w książkowym raju. Wiedziałam, że ojciec będzie się tam nudził, w związku z czym nie miałam zbyt wiele czasu na udział w wywiadach, prelekcjach, czy też na stanie w kolejce po autorskie dedykacje do książek (najbardziej wytrwali stali w kolejce kilka godzin!). Dlatego też od razu ruszyłam na zakupy :) I w sumie dobrze, że ojciec chciał już wracać, bo chyba bym zbankrutowała!
Po wyjściu z targów pojechaliśmy na obiad do centrum. Nie czułam się zbyt dobrze z myślą, że będę jeść w centrum Katowic. Nie wiem dlaczego. Ale okazało się, że w tym dniu wybrana przez nas restauracja jest zamknięta, więc zatrzymaliśmy się na obiad w drodze do domu. Zarówno posiłek, jak i sam powrót minął mi już na pełnym luzie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz