Pandemia koronawirusa vs nerwica lękowa

Temat nr 1 w ostatnim czasie, więc i u mnie nie mogło go zabraknąć. 

Nie będę rozpisać się o tym, czego wszyscy możecie dowiedzieć się z mediów. Chcę napisać o tym, jak cała ta sytuacja wpływa na mnie, chorą na nerwicę lękową.

1. Zaczęłam się bać, że ktoś z moich bliskich zachoruje. Powiedzieć babci, żeby przestała chodzić do kościoła graniczy z cudem. Ojciec również mnie wyśmiewa, gdy proszę go, żeby nie szedł tam, gdzie nie musi. Mama jako tako stosuje się do zaleceń. Ale martwię się również o 2 kuzynki mieszkające we Włoszech i wujka, który jest w Niemczech.

2. Panicznie boję się nie tego, że zachoruję i/lub umrę, ale tego, że mnie gdzieś zamkną, skąd nie będę mogła wyjść! Boję się kwarantanny, która miałaby się odbyć poza moim domem. Staram się nie wychodzić z domu właśnie z obawy przed zamknięciem w jakimś miejscu (ze szpitalem włącznie). I chyba to wywołuje u mnie największy lęk.

3. Ostatnio obudziłam się w nocy z kaszlem (prawdopodobnie zakrztusiłam się śliną), przez co wpadłam w kilkunastosekundowy napad lęku. 


4. Staram się jak najmniej oglądać TV i czytać artykułów na temat koronawirusa, gdyż wywołuje to u mnie napady lękowe. 

5. A poza tym staram się nie zwariować i żyć normalnie. Nie dopuszczam do siebie myśli, że może mi czegokolwiek zabraknąć. Wierzę, że nie będzie takiej sytuacji, że nagle nie będę miała co jeść lub zabraknie mi lekarstw.

Wszędzie apelują, żeby nie wychodzić z domów, co jest dobrą okazją do spędzenia czasu z rodziną oraz do rozwijania swoich pasji. Pozostawanie w domu jest dla nerwicowców wymarzoną opcją (zazwyczaj terapia polega na tym, żeby właśnie wychodzić do ludzi). Sama mocno się stresuję każdym wyjściem do większego sklepu, restauracji, urzędu, itp. Natomiast wolnego czasu wciąż mam tyle samo co przed epidemią, bo i tak pracuję głównie w domu, więc epidemia nic tu nie zmieniła. Marzę o tym, żeby nadrobić zaległości w czytaniu, rozwijać swoje rękodzieło lub obejrzeć kolejny sezon ulubionego serialu. A tymczasem sprzedaż internetowa rośnie :) 

Zjadłem śniadanie, boli mnie dupa,
Czuję po kiszkach, że idzie kupa.
Jeszcze wytrzymam te kilka godzin,
Do sklepu nowy towar przychodzi.
Byłem już rano na półkach zero,
Ani ręczników ani papieru.
Nawet chusteczki, wszystkie gazety,
Wraz z podpaskami tych dla kobiety.
Patrze na półki i tak wspominam,
Tu była Mola a tam Regina.
A mnie tak strasznie, brzuch pobolewa,
Tu jeszcze wczoraj leżała Mea.
Jak mam do domu zrobić zakupy,
Kiedy papieru nie ma do dupy.
Rolka Velvetu leży na pralce,
A potem tylko zostają palce.
Kolejka długa jak w PRLu,
Jak w tamtych latach - Nie ma papieru,
Ja stoję twardo cieknie mi z czoła,
A tu mi dupa o pomstę woła,
Ludzie mnie cisną, ludzie mnie pchają,
Mówię Im ciągle, niech uważają.
Z tego wszystkiego nie wytrzymałem,
I nagle w sklepie ja sam zostałem.
Dziś jestem Panem w swojej łazience,
Papier do dupy trzymam już w ręce.
Na pewno nigdy bym go nie dostał,
Gdybym się w sklepie wtedy nie posrał.
                     Autor nieznany


0 komentarze:

Prześlij komentarz