Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne.

Kontrola u ginekologa


 Minął rok od operacji. Do kontroli miałam się stawić najlepiej po pół roku, a najpóźniej po roku. Operację miałam w maju i... cóż, troszkę się zeszło🙈

Za cholerę nie mogłam się zmobilizować, żeby tam pójść. I wcale nie chodziło o specyfikę badania, tylko o moje nasilone objawy nerwicowe. Zwyczajnie bałam się czekać w poczekalni i siedzieć w gabinecie, że zacznie mi się robić słabo i będę chciała uciec. Nie mogłam już wytrzymać nacisków ze strony mamy, do tego doszły zaburzenia miesiączkowania. I w końcu umówiłam się.

Cały dzień miałam wyjęty z życia ze stresu. 25mg weszło w krwioobieg, a im bliżej było wizyty, tym mocniej dawał o sobie znać stres, związany z "a co, jeśli znów coś mi urosło (i nie są to piersi)?". 

W poczekalni na szczęście okazało się, że jestem na kolejce. Niby ulga ale... pacjentka przede mną była 40 min. w gabinecie! Nie, że tyle trwało badanie - nie! Oni sobie po prostu gadali, śmiali się, że aż przed budynkiem było ich słychać. Zaczynałam się wkurzać! 

Po 40 min. w końcu weszłam. Ze stresu plątały mi się słowa i niedosłyszałam, co mówił lekarz. Na szczęście ma specyficzne poczucie humoru i większość obracał w żart. 

Gdy nastała chwila grozy, lęk poszedł w cień, a na pierwszy plan wysunęła się adrenalina. Wdrapałam się na fotel, rozłożyłam nogi i spięłam się, co utrudniło badanie. Lekarz wsunął mi wziernik i... zaczął opowiadać historię poprzedniej pacjentki. Że ma niepełnosprawne dziecko, że odbija się w związku z tym od urzędów, że mieli wypadek na rowerze, itd. Podsumował ją takim zdaniem: 

- Kurwa, ja nie wiem z czego ona się tak cieszy. Ja bym na jej miejscu rzucił się pod pociąg.

 A ja kuźwa leżę z tym wziernikiem i słucham! 


Dobra, jedno badanie z głowy. Teraz USG. Na wstępie lekarz zrobił literówkę w moim nazwisku. Mówię mu o tym, a ten do mnie:

- Co to pani ma za głupie nazwisko? 

- Jeszcze jest nadzieja, że je zmienię.

Diagnoza: czysto. Nic nie urosło, widzimy się za rok.

Kamień z serca!

 


"Werdykt" i "Skazanie" Remigiusz Mróz

 Kolejne książki z serii o Chyłce, którą uwielbiam.

Werdykt 


"Gdybyś zeżarła cały ten make-up, to przynajmniej byłabyś piękna w środku."

"Z zakończonymi związkami jest jak z trupami (...). Bardzo świeży nie śmierdzi. Ten nieco mniej wali jak zgniłe jajo. Ale już taki mocno rozłożony mumifikuje się i właściwie nie wydziela żadnego zapachu."

"Gdyby Pinokio przekonał wszystkich, że jego nos rośnie wtedy, kiedy mówi prawdę, to miałby problem z głowy i mógłby kłamać do woli?"

"Kiedy tylko zaczynała upatrywać w alkoholu pomocnika w radzeniu sobie z problemami, to on stawał się problemem."

"Marzenia to ja mam, zanim pójdę spać. Jak się budzę, są już planami."

 

Skazanie


" - (...) Jeśli naprawdę chcesz zmniejszyć ślad węglowy, to jest tylko jedyna dieta, która dość szybko do tego doprowadzi.

- Jaka?

- Kanibalistyczna."


"Jak wrzucisz do wózka parę małpek wódki, będziesz wyglądał na alkusa. Ale jak weźmiesz jedną normalną, nikt nie zwróci na to uwagi."


"Poziom dźwięku twojego głosu powinno się mierzyć w imbecylach."


"- Co robicie?

- Opijamy właśnie z Zordonem nowy zakup.

- A co kupiliście?

- Dwie butelki tequili."


"Zastanawiała się pani kiedyś nad tym, że ci, którzy najbardziej dyskryminują ludzi o ciemniejszym kolorze skóry, to ci sami, którzy najchętniej jeżdżą na plażę i się opalają?"


"Jeśli rząd mówi, że chce twojego dobra, to możesz zrobić tylko jedno. Ukryć te dobra."


"Na wszystkich rysunkach, obrazach i rzeźbach Adam i Ewa mają pępki. Przecież to bez sensu, prawda?"


"Jeśli znalazłeś książkę, którą koniecznie chcesz przeczytać, ale nie ma jej nigdzie na półce, to musisz ją napisać."


"Czasem trzeba zniknąć, żeby zostać dostrzeżonym."


"Podróż do Miechowa powinna im zająć dwie i pół godziny, choć gdyby Joanna prowadziła, potraktowałaby to tradycyjnie jako wyzwanie, a nie informację."


"Wracał myślami do tych kłód, które Chyłce i jemu rzucił pod nogi los, i z trudem dawał wiarę, że wszystkie udało im się przerobić na schody."


"Bo nad wieloma rzeczami się nie zastanawiasz (...). Na przykład nad tym, że jeśli nie będziesz płacił podatków, to prędzej czy później trafisz za kratki i będziesz tam żył z podatków innych."



Psi pokaz przed publicznością

 W jedną z sobót nasza grupa z psiej szkoły miała mieć pokaz przed publicznością w mieście oddalonym o 30km od mojego domu. I zaczęła się gonitwa myśli - bardzo chciałam wziąć w nim udział, ale mój lęk z tym związany był jeszcze większy. Chyba większość osób ma lęk przed wystąpieniami publicznymi, a u mnie dochodziły jeszcze nasilone objawy nerwicowe.

O wzięciu udziału w pokazie podjęłam decyzję niespełna 2 godziny przed jego rozpoczęciem. 20mg hydroxyzyny weszło w krwioobieg i pojechaliśmy wszyscy w trójkę. 

Już w trakcie jazdy męczył mnie lęk. Miałam to wstrętne uczucie derealizacji, patrzyłam przez okno i wszystko wydawało mi się takie obce. Czułam się fatalnie. Już wiedziałam, że nie wezmę udziału w pokazie a samym sukcesem będzie to, że w ogóle wyjdę z auta. 


 

Na miejscu od razu spotkałam pozostałe osoby z grupy. Okazało się, że plac, na którym będzie pokaz, jest po przeciwnej stronie od parkingu. Czemu mnie to nie dziwi? Żeby tam dojść, trzeba było przejść przez obszar z foodtrackami, dmuchańcami dla dzieci i wystawcami, czyli jednym słowem mówiąc - przez tłum ludzi. Bałam się już samej tej drogi, w połowie chciałam zawrócić do auta. 

Ostatecznie doszłam na owy plac, przywitałam się z resztą grupy, a że do pokazu zostało jakieś 8 minut - wzięłam rodziców na "przechadzkę" przez wystawców i pozostałe atrakcje. Zrobiłam to celowo, bo nie chciałam brać udziału w tym "cyrku" (tylko z powodu lęku). 

Nadszedł czas występu i mama powiedziała, że skoro nie chcę brać w nim udziału, to żebyśmy chociaż popatrzyli z daleka jak im idzie. Podeszliśmy więc bliżej, stanęliśmy w tłumie i... trener zobaczył nas i KAZAŁ przyjść na plac. Spanikowałam. Wypchnęłam mamę, chociaż podejrzewam, że w tym momencie czuła się podobnie jak ja. 

Mama zaczęła ćwiczyć razem z grupą, a ja zostałam z ojcem pośród tłumu. Zaczął się atak paniki. Chciałam stamtąd uciec, ale z mamą. A wiedziałam, że w tej chwili nie wyciągnę jej z placu. Musiałam jakoś rozładować napięcie i zaczęłam chodzić - od taty do mamy pracującej z psem. W międzyczasie musiałam odpowiadać na pytania kolegów z grupy, czemu dziś to nie ja ćwiczę, tylko mama. Odpowiadałam, że boję się występów publicznych. Chociaż w tamtym czasie nie wiedziałam nic, poza moim lękiem. Totalnie nie zwracałam uwagi na publiczność, ani na kolegów z grupy. Jakby w ogóle ich tam nie było, albo byli jak posągi, a ja krążę wokół nich ze swoim lękiem.


 

Po ćwiczeniach w kółku przyszedł czas na przeszkody, które mój pies średnio lubi, bo się ich boi. Wiedziałam, że będzie problem, bo zwyczajnie ich nie zrobi. A z mamą to już w ogóle. Postanowiłam więc wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy przyszła nasza kolej, przejęłam psa i poszłam na pozycję startową. I w tym momencie miałam kulminacyjny wyrzut kortyzolu i adrenaliny razem wziętych. Wiedziałam, że już nie ma odwrotu, że wszystkie oczy są skierowane na mnie. Sprawy nie ułatwiała obawa, że pies nie wykona poleceń i pobiegnie do publiczności.

Zaczęło się. Trenerka mówi ze sceny:

- Teraz na przeszkodach mamy przedstawiciela rasy Golden Retriever. Najczęściej występują w kolorze białym, ale tutaj mamy psa złotego - jak sama nazwa wskazuje. Goldeny są bardzo przyjaznymi psami, które kochają ludzi.

 I  w tym momencie mój pies, zamiast przybiec do mnie po wykonaniu pierwszej przeszkody, pobiegł w tłum. Jakby dla potwierdzenia słów, które właśnie padły ze sceny. Wśród publiczności wybuchnęła salwa śmiechu. A mi zrobiło się wstyd. Ale nie przed tłumem, tylko przed kolegami z grupy, bo żaden z psów nie spalił tego pokazu. Tylko my. 

Ostatecznie wykonałyśmy jeszcze 2 przeszkody - jedną skutecznie, drugą znów kończąc w tłumie. 

Po pokazie całe napięcie minęło. Lęk zniknął. Czy mogę to traktować jako sukces? Nie wiem. Było to bardzo chaotyczne, nie dałam rady od początku występować z psem no i nie wykonałyśmy prawidłowo wszystkich zadań. Z drugiej strony byłam tam, nie uciekłam, a nawet wystąpiłam przed publicznością. Patrząc na to z perspektywy szklanki do połowy pełnej - rozbawiłam ludzi. 

A wy jak to oceniacie?