Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne.

Daily holiday blog 9 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Rozwolnienie

Nie mogłam dziś zasnąć. Pojawił się bliżej nieopisany lęk. Serce mocno mi łomotało. Być może boję się już drogi powrotnej. Nie wiem.

Kolejny dzień upału. Na plażę poszliśmy dopiero po południu i niestety tylko na chwilę. Dlaczego? Po pierwsze jesteśmy już mocno spieczeni. Chyba jeszcze nigdy nie wyglądałam tak rumuńsko. A po drugie psiura nachliptała się słonej wody i dostała... sraczki. Zwaliła się na rzadko przy samym morzu, między dziećmi lepiącymi zamek z piasku. Już wiedziałam, że będzie kwas. Wystarczyło zobaczyć wzrok pozostałych plażowiczów. Teraz już wiem dlaczego niektórzy burzą się, że pies wchodzi na plażę. Zlałam się kolorem ze swoją czerwoną spódnicą i próbowałam złapać kontakt wzrokowy z ojcem, żeby przyniósł mi woreczki. Stałam tak z kupą między nogami z dobre 5 min. Pech chciał, że miałam ostatni woreczek, więc ile się dało otoczyłam w piasek i wzięłam do woreczka, a reszta... no cóż. Jest zakopana w piasku i biegają po niej dzieci. Teraz już wiecie, dlaczego szybko ewakuowaliśmy się z plaży?



W tej miejscowości sezon dopiero teraz się zaczyna. Na deptakach jest coraz więcej ludzi, pootwierały się nowe budy z jedzeniem, przekąskami i pamiątkami. Na plażę dopiero teraz wynoszą leżaki i otwierają namioty z piwem. Dziwne, bo pogoda jest od początku czerwca i zazwyczaj już wtedy jest rozpoczęcie sezonu. 

Urlop zbliża się ku końcowi. Czekałam na niego od maja. Teraz wrócę do domu i na co będę czekać? Na zimę? Muszę znaleźć sobie jakiś nowy cel, żeby nie zwariować w pracy.


Daily holiday blog 8 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Trochę nostalgicznie

Z rana pogoda zapowiadała się nieciekawie, ale i tak postanowiłam iść na plażę. To była dobra decyzja, bo po godzinie wyszło słonko i znów się trochę spiekłam. 

Fale na morzu były ogromne. Wzbudzało to we mnie dziwny lęk. Bałam się tych wielkich fal, przerażała mnie srebrzysta toń i głęboka otchłań morza. Wyobrażenie, że z jakiegoś powodu mogłabym się teraz znaleźć w morzu przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Śmierć przez utonięcie musi być  przerażająca.




Urlop powoli dobiega końca i znów, jak co roku, pojawia się nostalgia. Raz, że trzeba będzie opuścić ukochane miejsce, a dwa... że mój piesek jest ostatni raz nad morzem. Wiem, że pisałam już to kilka razy, ale w tym roku jestem już tego pewna. Ciężko jest mi się z tym pogodzić. W ogóle nie wyobrażam sobie, że kiedyś jej zabraknie. 

Ciągle czuję się jakoś "niepełnie"i wiem, czym to jest spowodowane. Kim. A raczej brakiem kogo. Chciałabym móc dzielić te chwile z tym jedynym. Czasami tracę nadzieję, że to kiedykolwiek nastąpi. Nie zadowolę się przelotną znajomością. Dobrze, że w tej miejscowości przeważają starsi ludzie i rodziny z dziećmi, inaczej taka nostalgia pojawiałaby się częściej.

Daily holiday blog 7||Wakacje z nerwicą 19'|| Monotonia, ale o to chodzi

Czytając tegoroczną serię Daily holiday blog możecie pomyśleć, że jest nudno i monotonnie. Ale mnie cieszy, że tak jest. Może nie ma jakiś super atrakcji, ale też jest mało lęku. A co to oznacza? Że mogę odpoczywać i w pełni korzystać z urlopu! 

Dzisiaj pogoda dała odpocząć. Nie padało, ale do południa niebo było zachmurzone. Więc... spędziłam ten czas na tarasie czytając książkę i drzemiąc. Potem spacer po ulubionym lesie sosnowym.
Po obiedzie pojechaliśmy na przejażdżkę rowerową. Shake, lody, gofry i znów leniuchowanie do wieczora.

Daily holiday blog 6 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Bursztynek, bursztynek, znalazłam go na plaży

Pisałam, że wczoraj było gorąco? Dziś to dopiero był upał! Rano pojechaliśmy na wycieczkę do kolejnej miejscowości. Trochę się stresowałam, mimo, że było blisko, ale to zapewne przez upał. Jechało się super w klimie, gorzej, jak wysiedliśmy z auta. Miejscowość fajna, ale porównując do miejsca, gdzie jesteśmy, to chyba każda miejscowość będzie fajniejsza.

Poszliśmy na kawę i lody. Standardowo obsługiwała Ukrainka. Wzięłam gałkę lodów o smaku stracciatella. Pani mi podała. Spróbowałam i mówię:
- te lody są roztopione.

Usłyszała to szefowa i odpowiedziała:
- lody z owocami zawsze są bardziej miękkie.

- Proszę Panią, ale ja zamówiłam straciatellę.

- Ehh bo lodówka nam nie chłodzi i nie umiemy jej nastawić.

Pozostaje mieć nadzieję, że przygoda nie zakończy się salmonellą.





Potem znów źle się poczułam, jakbym zaraz miała omdleć. Ale znów kładę to na karb upału, bo po kilku minutach przeszło. 

Chcieliśmy odwiedzić park miniatur i kolejek, ale gdy zobaczyliśmy ile kosztuje wstęp żeby zobaczyć coś, co widać przez płot, to zrezygnowaliśmy. 22 zł/osobę za obejrzenie miniaturowej kolejki i replik latarni morskich to lekka przesada. Z resztą po co mi repliki, jak zwiedzam je na żywo.

Wróciliśmy do mieszkania. Wyjątkowo ucięłam sobie drzemkę. Dopiero po godz. 15 poszliśmy na plażę i cały ten czas spędziliśmy w wodzie. Morze było zimne (nie lodowate) i spokojne, więc psinka wymoczyła się za wszystkie czasy. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek tyle pływała, nawet jak była młodsza. A na plaży znalazłam bursztynka :) Tzn. tak myślę, że to bursztynek. 


Na zakończenie dnia zjadłam gofra z bitą śmietaną i owocami i popiłam gorącą czekoladą :)

Daily holiday blog 5 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Jak we frytkownicy

Nie wiem czy kiedykolwiek trafiłam na taki upał nad morzem jak dziś. Na słońcu leżeć się nie dało. W cieniu też gorąco. Po piasku na boso przejść nie było opcji, bo parzyło stopy. Woda wyjątkowo lodowata. I jak tu żyć? 

Wzięłam ręcznik, położyłam go na brzegu i leżałam w połowie w wodzie. Innej opcji nie było. 


Po 2 godzinach poszłam z ojcem po lody. Pojawiło się trochę lęku, nasilonego przez upał. Ale stwierdziłam, że nawet jeśli zemdleję, to i tak nikt mnie tu nie zna. Niech się dzieje co chce, niech mnie ratują. I przeszło ;)

Poszliśmy dziś na obiad do pobliskiej restauracji. Do tej samej, w której wszyscy byli nawaleni. I dziś chyba nie było inaczej, bo czekając na jedzenie uwagę wszystkich zwrócił hałas tłuczonego szkła, jakby spadła szafka wyładowana zastawą stołową i każdy jej element rozbił się na tysiące małych elementów. Co chciałam zamówić, to akurat nie było, albo się skończyło, albo nie ma już w karcie. 

Nienajedzona obiadem poszłam na shake. Na budce z lodami wisi menu a w nim gofry, lody, kawa i shake. Więc podchodzę do dziewczyny i proszę o shake. A ta do mnie, że takiego normalnego to nie ma, ale może mi zmiksować zmrożone owoce.
- Chce Pani z mlekiem czy z wodą?
- Eeee... z mlekiem. Ale skoro może Pani zmiksować owoce z mlekiem, to dlaczego nie może Pani zmiksować mleka z gałką lodów?
Konsternacja. 
- Bo dziś tylko shake owocowe mamy.

Porażka

Daily holiday blog 4 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Latarnia morska

Rano standardowo plaża (mmmm wymarzona pogoda), potem chwila odpoczynku w mieszkaniu i wycieczka na latarnię morską. 

Przy wejściu było trochę stresu. Idę po tych krętych schodach, idę i idę, a co spojrzę w górę, to dalej widać schody. Ale dobrnęłam, a najgorsze było na górze. Wiatr był bardzo mocny i popełniłam błąd, bo spojrzałam w dół. Zaczęło kręcić mi się w głowie, dopadł lęk. Zdążyłam obejść latarnię, szybko spojrzeć na widok i... dla tych widoków warto było się postresować :)



Potem przejechaliśmy autem do kolejnej miejscowości zobaczyć ruiny kościoła, potem obiad i powrót na mieszkanie. Cały czas się rozglądałam, czy czasem gdzieś zza rogu nie wyjdzie ex.. ehh... mam po wakacjach. 


Dziwna jest ta miejscowość. Połowa budek pozamykanych, a o godz. 19 zamyka się druga połowa. Jeśli chcesz coś zjeść o 20.00, to niestety musisz obejść się smakiem, bo nawet w Żabce nie dostaniesz hot-doga. Dlaczego? Bo obsługuje Ukrainka, która nie rozumie o co ją prosisz. I zamiast przeprosić, że nie rozumie, to jeszcze ma pretensje, że chcesz coś, czego ona nie może zrozumieć. 




Daily holiday blog 3 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Druga wycieczka rowerowa

Dziś szczęśliwie obudziłam się już bez bólu głowy. Pogoda znów była piękna z chłodnym wiaterkiem dla orzeźwienia. Pojechaliśmy na drugą wycieczkę rowerową, tym razem ok 20 km. Jechało się super szlakiem R10 (wzdłuż wybrzeża), który mam zamiar kiedyś przejechać w całości. Momentami pojawiał się niepokój, że jestem z dala od "bazy", gdzieś w środku lasu. Ale za każdym razem pomyślałam sobie, że zawsze mam wyjście - wskoczyć do morza, i to pomagało :) Sąsiednia miejscowość zdecydowanie bardziej mi się podobała, ale też były w niej 3 razy większe tłumy.

Po powrocie poszliśmy na 2 godzinki na plażę. Dłużej ciężko było wytrzymać, tak słońce grzało. 



Po obiedzie wzięłam ojca na drinka z okazji dnia ojca. Ledwo zrobiłam łyczka, a od razu moja psycho zaczęła działać - pojawił się lęk i zawroty głowy. Postarałam się szybko powstrzymać złe objawy i udało się. Jak się okazało - 3/4 załogi było nietrzeźwej :D I to w renomowanej restauracji :)

Co do ojca to... nie tylko ja nie mogę wytrzymać jego zachowania. Mama też już ma dość, ale powiedziała, że nie chce się kłócić i denerwować na wakacjach. Ehhh...

Wieczorem leżę sobie w łóżku i przeglądam FB. I nagle mnie zamurowało! Ex wraz ze swoją nową dziewczyną też jest nad morzem i to tam, gdzie byłam na rowerze! Ze wszystkich wakacyjnych dni wybrał właśnie te, co ja, a ze wszystkich wakacyjnych miejsc dokładnie to! Teraz będę ciągle chodziła zestresowana, że gdzieś za rogiem go spotkam. A bardzo bym tego nie chciała...


Daily holiday blog 2 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Pierwsza wycieczka rowerowa

Niestety dzisiaj obudziłam się z potwornym bólem głowy, podobnym do tego, po upadku ze schodów. Ból nasila się przy schylaniu. Wzięłam coś przeciwbólowego, żeby móc jakoś funkcjonować, ale pomogło tylko na chwilę. Nie mniej jednak nie zamierzałam zrezygnować z miłego spędzenia dnia.

Po śniadaniu było plażowanie i spieczenie ciałka mimo użycia filtrów ;) Potem obiadek i mała wycieczka rowerowa z mamą. Pojechałyśmy do sąsiedniej miejscowości (też nieatrakcyjna :P) Jedynie przepiękne apartamenty połechtały moje marzenia. Gdyby ktoś chciał dorzucić swoją cegiełkę do moich marzeń to podrzucam link :D http://apartamenty-gardenia.pl/ 

Nic więcej szczególnie ciekawego nie wydarzyło się tego dnia. No, może oprócz tego, że znów miałam kleszcza pod kolanem :( Mam nadzieję, że nie zdążył podzielić się ze mną swoimi toksynami. Co istotne, lęku jest bardzo mało. W zasadzie nazwałabym to tylko chwilowym niepokojem.



Postanowiłam, że nie będę pisać wszystkich szczegółów z mojego wakacyjnego życia. Po pierwsze dlatego, że nic bym z tych wakacji nie miała siedząc ciągle przy laptopie, po drugie posty byłyby bardzo drugie, a po trzecie należy mi się trochę prywatności :P

Daily holiday blog 1 ||Wakacje z nerwicą 19'|| Przyjazd

Mnóstwo pracy przed wyjazdem, wszyscy jakby nagle się obudzili ze wszystkimi sprawami. Do tego spadłam ze schodów i 2 dni później czułam się fatalnie - nawet podejrzewałam, że mogłam mieć mały wstrząs mózgu. Ale ogarnęłam to, spakowałam się i... w drogę :)

Przez cały dzień towarzyszył mi delikatny niepokój i mnóstwo ekscytacji. Potrzebowałam tego urlopu jak nigdy! Pierwszy epizod lęku wydarzył się o godz. 00:10, gdy wyjeżdżaliśmy spod domu. Zaczęłam się trząść przez jakieś 40 sekund i... na tym koniec lęku! Aż nie do wiary! Do końca podróży tylko chwilami małe napięcie i nic więcej! Ale czad :)


Dzisiejszy dzień w skrócie:

- mnóstwo złości na ojca, w ogóle się z nim nie dogaduję a jechanie z nim na wakacje to dodatkowa udręka. Ale mając do wyboru jechać z nim a nie jechać wcale... Ehhh, towarzysz życia pilnie poszukiwany! :)

- w nocy spałam 15 min. Po przyjeździe miałam 2 krótkie drzemki, bo za każdym razem zostałam obudzona telefonem, ehhh. Poważnie zastanawiam się, czy go nie wyłączyć na czas urlopu.

- dużo zmartwień o psiaka, który jest z nami. Nie może robić dystansów dłuższych niż kilometr i musimy na to uważać. Do tego trzeba ją wnosić i znosić ze schodów. Bidulka :( Ale z drugiej strony cieszy się na każdy spacer i uwielbia plażować.

- miejscowość wyjątkowo mi się nie podoba. Wcześniejsze miejsca były o wiele bardziej zadbane. I wszędzie pełno płaczących gówniaków, grrr. Za to mieszkano ekstra, znów rozmarzyłam się nad apartament z widokiem na morze. Jest więc kolejny cel odkładania oszczędności :)

Do jutra ;)

Emily Giffin " Pewnego dnia"

Kolejna, tym razem mała proca cytatów z przeczytanej książki ;) 

" - Jestem psychologiem - mówi pan Tully, wyginając palce, aż mu strzelają kostki. - Trudno mnie zszokować."

"Marianne była miłością mojego życia. Bardzo, bardzo długo. A kiedy człowiek jest młody i głupi i ma nadzieję na coś jeszcze lepszego niż to, co stracił, opowiada drugiej osobie o takich rzeczach. Przez takie bzdury traci się mnóstwo czasu. Wierz mi, to nikomu nie wychodzi na zdrowie. Pamiętaj o tym, okej? Jest, jak jest i nie ma sensu w kółko rozpamiętywać przeszłości i zastanawiać się, co by było gdyby."

"Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość."



A już od 21 czerwca Daily Holiday blog! Nie mogę się doczekać :):):)

Spełniłam jedno ze swoich marzeń!

Celowo napisałam "spełniłam" zamiast "spełniło się", ponieważ sama na to zapracowałam.

Chodzi o marzenie nr 24 z listy marzeń opublikowanej 18 listopada 2017 roku. Trochę czasu mi to zajęło ;)


Muszę przyznać, że nie jest do w 100% spełnione marzenie, ponieważ:
     a) samochód jest z salonu, ale nie jest do końca nowy (ma 7 miesięcy :P )
     b) nie jest w 100% mój, bo jest wzięty w leasing.

Przed zakupem odwiedziłyśmy z mamą kilka salonów, przy czym docelowy ok. 6 razy. Każda wizyta trwała minimum godzinę. I wiecie co? Lęku było mało i za każdym razem udało mi się go pokonać! Mało tego - fantastycznie rozmawiało mi się ze sprzedawcami samochodów i szczerze żałuję, że każdy z nich miał obrączkę na palcu 😄

Cieszę się nim ogromnie, ale też są złe strony tej inwestycji. Po pierwsze muszę mocno zacisnąć pasa, żeby nie powiedzieć, że nie zobaczę wypłaty przez najbliższe miesiące. Po drugie to... jest mi przykro z powodu odbioru tego faktu przez najbliższych.

Ciężko pracowałam na to, żeby móc pozwolić sobie na taki luksus. Pracuję praktycznie non stop, bo zawsze jestem pod telefonem. Pracuję też w weekendy. Nierzadko muszę sobie odmówić jakieś wycieczki czy spotkania, bo muszę napisać jakąś pracę. Gdy inni mówią, że nie mają pieniędzy, że chcieliby więcej zarabiać, ale nie chce im się ruszyć dupy, to ręce mi opadają. Mają życzeniowe podejście albo wiecznie narzekają licząc na wygraną w loterii. A ja zamiast gadać - działam. I dzięki temu mam to, czego chcę. W związku z tym jedynie moja kochana babcia potrafiła się prawdziwie i szczerze cieszyć z mojego szczęścia. A reszta... no cóż. Próbowali udawać, że się cieszą, ale niestety pod maską było widać, że targa nimi wzburzona zazdrość. Niektórych przyłapałam już na obgadywaniu nas, a mąż kuzynki posuną się nawet jeszcze dalej. W dzień dziecka, po zabawie z dziećmi od godz. 14 - 21, gdy powiedziałam, że już idę do domu, powiedział do syna, że nie mogę się już z nim bawić, bo teraz mam ważniejsze rzeczy na głowie i zaczął się ze mnie śmiać, że pewnie idę pakować paczki. Jest mi przykro z tego powodu. Nie potrafię w pełni cieszyć się z autka widząc, że innych to boli. A przecież nieraz proponowałam im pomoc. Mówiłam, że załatwię pracę, że pomogę coś zrobić, że dam zlecenie na zrobienie czegoś, ale za każdym razem słyszałam "nie mam czasu" lub "nie chce mi się". No to macie co chcecie! Każdy ma to, na co sobie zapracował.



Kolejny pogrzeb w rodzinie

Moja babcia ma sześcioro rodzeństwa. Wszyscy, za wyjątkiem jednego brata, są wdowcami od wielu lat. Mówi się nawet, że rodzina babci jest długowieczna. I wszyscy żyli, aż do zeszłego tygodnia. Najstarsza, 89-letnia siostra babci zmarła. I to tylko dlatego, że pechowo się połamała, przez co wylądowała w szpitalu bez możliwości przeprowadzenia operacji.



Mimo, że była to dla mnie daleka starsza ciocia, którą widziałam zaledwie kilkanaście razy w życiu, to owa wiadomość wbiła we mnie drzazgę. Było mi bardzo żal babci, która nie może się pogodzić z faktem, że nie zdążyła się z nią pożegnać. Miała do niej jechać za 2 dni, ale niestety nie zdążyła. Było mi żal jej samej, bo słyszałam mnóstwo opowieści, przez jakie straszne i okropne rzeczy była zmuszona przechodzić w czasie wojny. Ale przede wszystkim pojawił się we mnie lęk, że "struktura" rodziny została naruszona i teraz już rodzeństwo zacznie się "sypać". Wiadomo, że najbardziej boję się odejścia ukochanej babci, która jest trzecia "na kolejce".

Wszystkie pogrzeby są dla mnie bardzo ciężkie. Już kiedyś wspominałam, że za każdym razem wyobrażam sobie, że w trumnie leży osoba najbliższa mojemu sercu. Zawsze ciężko jest mi powstrzymać łzy. Mimo towarzyszącego mi lęku tym razem wytrzymałam całą mszę.



Z przykrością muszę napisać o pewnych spostrzeżeniach. Z przykrością, ponieważ jest mi wstyd za zachowanie niektórych osób.

1. Dalsza rodzina traktuje pogrzeb jako okazję do spotkania się. Są czułe przywitania, śmiechy, radosne wymiany zdań. Porażka.

2. W kościele jak zwykle stałam przy samych drzwiach i słyszałam, jak pracownicy zakładu pogrzebowego, stojący z drugiej strony drzwi, non stop się śmiali i przeklinali, co czasem było słychać na cały kościół.

3. Moja najlepsza ciocia, która też wrażliwie przeżywa pogrzeby, stwierdziła, że nie pójdzie na pogrzeb do najbliższej cioci, bo jest opuchnięta i nie ma się w co ubrać, a będzie tam reszta rodziny i jak ona się przed nimi pokaże. Mój komentarz jest tutaj zbędny.

4. Sytuacja, kiedy babcia przyszła do nas poinformować, że jej siostra zmarła. Siedziałam na ogrodzie z mamą, ciocią, kuzynką i jej synem. Babcia podeszła zapłakana i poinformowała nas o śmierci. W pierwszych sekundach wszystkim nam zatrzymał się na moment czas. Zaraz potem ciocia wyciągnęła z reklamówki jakieś nasiona i podała je babci mówiąc, że w końcu je przyniosła i zaczęła tłumaczyć, jak ma je posadzić. Noż kurwa co za absurd! Przepraszam za wyrażenie, ale szlag mnie trafia jak tylko wracam do tego myślami.Kilka sekund później i babcia, i ciocia zaczynają płakać. Babcia ze wzruszeniem opowiada o tym, jak się dowiedziała, a tu za chwilę kuzynka zaczyna rozśmieszać synka. Nic mi bardziej nie podnosi ciśnienia jak właśnie takie zachowanie. Jezu, ludzie! Trochę szacunku! Dajcie w spokoju przeżyć żałobę! Ja wiem, że to rozśmieszanie to próba poprawy nastroju, ale to nie ten kierunek. Uwierzcie mi, że w osobie, która przeżywa jakąś tragedię, stratę, budzą się ogromne pokłady agresji w sytuacji, gdy inni się w tym momencie śmieją. Dajcież w spokoju przeżyć smutek!! Przez takie przerywanie żałoba może ciągnąć się w nieskończoność.