Nie mogłam dziś zasnąć. Pojawił się bliżej nieopisany lęk. Serce mocno mi łomotało. Być może boję się już drogi powrotnej. Nie wiem.
Kolejny dzień upału. Na plażę poszliśmy dopiero po południu i niestety tylko na chwilę. Dlaczego? Po pierwsze jesteśmy już mocno spieczeni. Chyba jeszcze nigdy nie wyglądałam tak rumuńsko. A po drugie psiura nachliptała się słonej wody i dostała... sraczki. Zwaliła się na rzadko przy samym morzu, między dziećmi lepiącymi zamek z piasku. Już wiedziałam, że będzie kwas. Wystarczyło zobaczyć wzrok pozostałych plażowiczów. Teraz już wiem dlaczego niektórzy burzą się, że pies wchodzi na plażę. Zlałam się kolorem ze swoją czerwoną spódnicą i próbowałam złapać kontakt wzrokowy z ojcem, żeby przyniósł mi woreczki. Stałam tak z kupą między nogami z dobre 5 min. Pech chciał, że miałam ostatni woreczek, więc ile się dało otoczyłam w piasek i wzięłam do woreczka, a reszta... no cóż. Jest zakopana w piasku i biegają po niej dzieci. Teraz już wiecie, dlaczego szybko ewakuowaliśmy się z plaży?
W tej miejscowości sezon dopiero teraz się zaczyna. Na deptakach jest coraz więcej ludzi, pootwierały się nowe budy z jedzeniem, przekąskami i pamiątkami. Na plażę dopiero teraz wynoszą leżaki i otwierają namioty z piwem. Dziwne, bo pogoda jest od początku czerwca i zazwyczaj już wtedy jest rozpoczęcie sezonu.
Urlop zbliża się ku końcowi. Czekałam na niego od maja. Teraz wrócę do domu i na co będę czekać? Na zimę? Muszę znaleźć sobie jakiś nowy cel, żeby nie zwariować w pracy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz