Nie zważając na nieprzyjemności, które było mi przeżyć podczas ostatniej wycieczki, postanowiłam kolejny weekend spędzić za miastem. Wraz z mamą zdecydowałyśmy, że pojedziemy na grzyby. Wsiadłyśmy w auto i w ciemno pojechałyśmy na południe.
Tym razem byłam kierowcą i stres był malutki. Jechałyśmy pipidówami i wąskimi uliczkami przez mieścinki, których nie znałyśmy. Zatrzymywałyśmy się w możliwych miejscach (zatoczkach) przy lesie. Szłyśmy w las nie oddalając się zbytnio od samochodu, co by trafić z powrotem ;) I tak nazbierałyśmy pół reklamówki grzybów, ale niestety większość była robaczywa. Ale przecież nie o same grzyby tu chodzi.
W drodze powrotnej trafiłyśmy na znane i popularne wśród pielgrzymów miejsce - Sanktuarium. Weszłyśmy zobaczyć. Już od bramy uderzał w oczy blask złota i przepychu. Nie podoba mi się to bogactwo w Kościołach. Przy wejściu stały plastikowe butelki z wodą święconą. Kropić wodę wodą, żeby nabrała mocy. Absurd. Trafiłam też na dwie ciekawostki. Jedną z nich była księga pamiątkowa, do której każdy mógł się wpisać. Przekartkowałam ją i przeczytałam kilka wpisów. Spośród licznych próśb o łaski i błogosławieństwa natrafiłam na coś, co mnie rozbawiło. Jedna kobieta napisała coś w tym stylu:
"Matko Boska, oświeć ojca przeora i rozjaśnij mu umysł, aby w końcu postawił w kościele klęcznik dwuosobowy."
Po co jej dwuosobowy klęcznik, pozostaje się tylko domyślać.
Drugą ciekawostką była skrzynia z prośbami do Św. Antoniego. Normalnie przeszłabym obok niej obojętnie, ale karteczki i długopis skusiły mnie do skorzystania. Napisałam swoją prośbę, złożyłam karteczkę na cztery części i wrzuciłam do skrzynki. O co prosiłam? To zostanie moją słodką tajemnicą :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz