Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne.

Generalny przegląd c.d. | Wizyta u internisty, dermatologa i na bezrobociu

Część pierwsza, czyli wizyta na bezrobociu.

W związku z wnioskiem o refundację zatrudnienia, jako osoba bezrobotna zostałam wezwana do PUP na ustalenie profilu osoby bezrobotnej. 10 mg hydroxyzyny i poszłam prawie pewna siebie. Ponad godzina czekania spowodowała, że mój stres i napięcie narosły. Po wejściu do pokoju byłam cała roztrzęsiona i zlana potem. Napisałam pod biurkiem sms-a do mamy, żeby weszła. Podałam jej swoją kurtkę, ale niestety Pani Urzędnik wyprosiła mamę z pokoju. Wolała bez świadków rozmawiać z pozostałymi koleżankami (które nie robiły nic, a przed pokojem czekało kilka osób) o wizycie u pediatry jednej z nich. Wszystko trwało dla mnie bardzo długo, kilkanaście bezsensownych pytań i ciągłe klikanie na komputerze. Cholera jasna z tą biurokracją! Mimo włożenia do buzi glukardiamidu mój lęk osiągnął swoje apogeum. Przeprosiłam Panią i powiedziałam, że muszę wyjść do toalety. Drogi do drzwi już nie pamiętam, bo zasłabłam i miałam ciemno przed oczami. Wyszłam na korytarz i od razu wzbudziłam zainteresowanie innych. Ktoś zapytał, czy coś się stało, czy można jakoś pomóc i czy przynieść mi szklankę wody. Podziękowałam, usiadłam na ławce, spuściłam głowę między nogi i czekałam, aż mi przejdzie. Nie chciałam już wracać do tego pokoju, ale wiedziałam, że muszę. Po kilku minutach weszłam na chwiejnych krokach, złożyłam kilka podpisów i czym prędzej wyszłam. Załatwione, odhaczone, ale teraz wybudziłam  swój lęk, który zaczął częściej o sobie przypominać.

Część druga, czyli wizyta u internisty. 

Mimo nasilonego lęku chcę kontynuować "generalny przegląd" i umówiłam się na wizytę do dermatologa. Potrzebowałam tylko skierowanie. W tym celu udałam się do przychodni rejonowej, gdzie w poczekalnie czekałam ponad godzinę. Po wywołaniu mojego nazwiska tętno podniosło się, ręce i nogi zaczęły drżeć, a pot zaczął oblewać każdy zakamarek mojego ciała. Chciałam "odklepać" tę wizytę jak najszybciej. Jak na złość lekarka zaczęła wypytywać o szczegóły, a po co mi skierowanie, a co się dzieje, a czy to leczę, a czy może obejrzeć, itp. Potem bardzo powoli, dokładnie i wyraźnie zaczęła wypisywać skierowanie. Trwało to całą wieczność. Ale udało się. Kolejny krok do przodu.

Część trzecia, czyli wizyta u dermatologa.



Mając ciągle w pamięci zasłabnięcie w PUP, profilaktycznie (chociaż prawdę mówiąc stresowałam się już od poprzedniego dnia) wzięłam 25 mg. W poczekalni chwilowo było pusto, więc odetchnęłam z ulgą, ale po kilku minutach przyszło parę osób. Byłam pierwsza w kolejce a mimo to chciałam wyjść i uciec, chciałam się poddać i zrezygnować ze wszystkiego. Ale nie zrobiłam tego. Weszłam zestresowana do gabinetu, szybko przedstawiłam z czym przychodzę. Krótkie oględziny, recepta i gotowe. Tym razem (a robię to niezwykle rzadko) przyznałam się do nerwicy lękowej i do zażywanych leków. Standardowo lekarka pomyliła to z depresją, ale wzbudziła moje zaufanie, więc jej wybaczam. Jednak rodzi się pytanie, jak ci lekarze zdają egzaminy, skoro notorycznie mylą nerwicę lękową z chorobą nerwów, depresją, złością i agresją, zamiast powiązać ją z lękami, jak sama nazwa wskazuje. Może błędem jest samo nazewnictwo choroby? Póki co dostałam maść na trądzik. Rok temu miałam umówiony termin na chirurgiczne wycięcie znamienia z brody. Po 4 godzinach czekania nie wytrzymałam i uciekłam ze szpitala w chwili, gdy miałam już wejść do gabinetu zabiegowego. Teraz przyszedł czas na dokończenie zadania. I chociaż dziwnym zbiegiem okoliczności moje znamię zmniejszyło się, a inne dolegliwości (poza trądzikiem), które dokuczały mi - jakimś cudem zniknęły, to jedno z tych znamion postanowiłam usunąć. Nie wiem kiedy zdecyduję się na wykonanie zabiegu, ale mam nadzieję, że tym razem się nie poddam i nie ucieknę. W kolejce czeka jeszcze kilka innych znamion, które dobrze byłoby usunąć. A w czwartek kolejna wizyta w PUP, mam nadzieję, że już ostatnia. Dostałyśmy dofinansowanie i musimy iść podpisać umowy. Cieszyć się z tego faktu będę dopiero po wyjściu z urzędu z pozytywnie załatwionymi sprawami.

P.s. Na wszystkie wizyty oczywiście udaję się w towarzystwie mamy. Bez niej nie wyszłabym nawet z domu. I tak sukcesem jest, że wchodzę sama do gabinetów.

Moje marzenia

Dzień dobry!

Dziś postanowiłam wypisać swoje marzenia - te małe, i te duże. Te, które są celem samym w sobie i kwestią czasu oraz te, które są odległe.



Kolejność przypadkowa

1. Pozbyć się lęków całkowicie, na zawsze.
2. Zwiedzić cały świat, a w szczególności Chiny, Japonię, USA i Izrael.
3. Wybudować własny dom.
4. Odnaleźć odwzajemnioną, szczerą i prawdziwą miłość, taką do grobowej deski, na dobre i złe.
5. Mieć w swoim domu (tym nowym🙂) prywatną biblioteczkę o niepowtarzalnym klimacie.
6. Mieć apartament nad polskim morzem z zejściem na plażę oraz z oszkloną sypialnią i widokiem na morze.
7. Przejść plażą na piechotę całe polskie wybrzeże.
8. Przejechać na rowerze całe polskie wybrzeże.
9. Jakimś cudem polecieć samolotem.
10. Być spełnioną partnerką, matką, przyjaciółką oraz spełnioną zawodowo.
11. Skoczyć w duecie ze spadochronem.
12. Odbyć lot balonem.
13. Mieć własną kawiarnię "na kółkach".
14. Odbyć podróż autostopem po Polsce, mieszkać u obcych ludzi na wsi i pomagać im w codziennym życiu.
15. Napisać i wydać książkę.
16. Przejechać się koleją Transsyberyjską.
17. Nauczyć się języka chińskiego.
18. Zostać wolontariuszką w hospicjum.
19. Spotkać się ze zmarłymi, bliskimi mi osobami i móc z nimi porozmawiać.
20. Pozbyć się owłosienia z niektórych części ciała.
21. Mieć "sześciopak" na brzuchu.
22. Zarobić pierwszy milion.
23. Zrobić sobie malutki tatuaż.
24. Kupić samochód prosto z salonu.
25. Zrobić makijaż permanentny brwi.
26. Być mężczyzną jeden dzień.
27. Móc zamienić się z kimś ciałami na jeden dzień i poczuć, jak to jest żyć bez lęków, a także żeby druga osoba poczuła, jak funkcjonuje się z nerwicą.
28. Spędzić sylwestra nad morzem. 

Gdyby coś mi się przypomniało, to będę dopisywać.



Wizyta na bezrobociu i ciężki poranek

Dzisiejszy wpis będzie miał trochę formę daily bloga. Nie wiem czy wspominałam, ale prowadzę z mamą firmę. Chcemy starać się o dofinansowanie na pracownika i wtedy mama mnie zatrudni, a bezrobocie przez 1 rok będzie refundowało nam wszystkie koszty z tym związane. I tu pojawia się problem wizyty w Powiatowym Urzędzie Pracy. Dla osoby zdrowej to pewnie nic wielkiego. Jedyne na co można narzekać, to długie kolejki, różnego typu ludzie w poczekalni, biurokracja i opryskliwość urzędników. W moim przypadku dochodzi lęk. Wyliczyłam, że każdy petent spędza przy biurku urzędnika średnio 30 min, co wydaje mi się barierą nie do przeskoczenia. Profilaktycznie wzięłam sobie dwa numerki - drugi na wypadek, gdybym stchórzyła za pierwszym razem i chciała poczekać, aż większość ludzi załatwi swoje sprawy, a poczekalnia opróżni się. Pierwszy numerek - 13. Szczęście, że nie jestem przesądna. 



Czekanie działało na moją niekorzyść. Żeby rozładować napięcie, poszłyśmy z mamą na kawę. Korzystając z okazji łyknęłam 25 mg hydroxyzyny. Wracając do urzędu standardowo musiałam minąć wypadek i karetkę pogotowia. To jakiś omen. Kolejka przesuwała się w żółwim tempie. Mój lek zaczął działać i poczułam się senna, osłabiona. Chciało mi się mieć cały czas zamknięte oczy. Gdy zbliżała się moja kolej, napięcie rosło. Ustaliłam z mamą wyjście awaryjne, że w razie "W" wyjdę, a mama powie, że źle się poczułam i w miarę możliwości zastąpi mnie. Żeby biurokracja przebiegała szybciej, wyciągnęłam ze swojej  teczki kilka dodatkowych zaświadczeń i dyplomów ze szkoleń. W myślach modliłam się, żeby nie trafić na 1 z 4 stanowisk, na którym bardzo wolno obsługiwała kobieta, która dawno powinna być już na emeryturze (a może i nawet na rencie, bo nie dowidziała mimo okularów).



Bang! Nr 13 stanowisko nr 3. Ufff, trafiłam na mega sympatyczną Panią. Serce waliło mi tak mocno, że aż sznurki w kurtce drgały. Z rękami było podobnie - długopis dziwnie wibrował między palcami. Kilka pytań, druczków do wypełnienia/podpisania i czekanie, aż Pani wszystko wprowadzi. To jest najgorsze. Co teraz, czym się zająć, żeby nie uciec, a lęk nie nasilił się? Najpierw ściągnęłam kurtkę. Potem "przypadkowo" upuściłam długopis. Kobieta dalej wpisuje. Wzięłam więc długopis ponownie do ręki i zaczęłam na wszystkich podpisanych wcześniej dokumentach dopisywać swoje imię i datę. Minęło 18 minut i... koniec! Hura! Udało mi się wytrzymać, kolejny raz pokonałam swój lęk! Teraz tylko pozostaje trzymać kciuki, żeby moje nerwy i starania nie poszły na marne i żebyśmy otrzymały dofinansowanie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Drugą część posta chcę poświęcić rozmowie z moim przyjacielem, który kilka dni temu wyznał mi miłość. Było to widoczne już dużo dużo wcześniej, wysyłał liczne sygnały, itp. ale wprost wyznał mi to dopiero teraz. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego i dziwnego gdyby nie fakt, że jest żonaty. I to z moją siostrą cioteczną, również przyjaciółką. To z nimi spędzam większość wolnego czasu, jeżdżę na wycieczki, oglądam filmy, śmieję się i obżeram się w najdziwniejszych miejscach.

Wieczorem wymieniliśmy kilka sms-ów:
Antykonformistka: Google -> Johny Deep -> cytaty
Witek: Ale który konkretnie?
A: A który Ci się najbardziej podoba?
W:
W: To bardziej nakreśla drogę dalszego wyboru czy bardziej podejmuje ocenę zachowania?
A: Sam sobie to zinterpretuj.
W: Dopisałbym drugą część.
A: A więc słucham.
W: Gdyby te kobiety nie kochały jednocześnie tego samego mężczyzny, nie byłoby powodów do rozterek.
A: Tego nie skomentuję, ale też mam propozycję zakończenia.
W: Jaką?
A: Jeśli wybierze pierwszą, nadal będzie miał je obie. Jeśli drugą, straci wszystko.
W: Mieć je połowicznie, to nieszczęście dla całej trójki.
A: Życie. Tak to się potocznie nazywa.

Nie wiem, czy ma to jakiś związek ale nad ranem miałam okropny sen. Śniło mi się, że jestem na jakieś dużej imprezie/balu i jest tam też mój ex ze swoją nową dziewczyną. Patrzę na nią i nie mogę uwierzyć, że zostawił mnie dla kogoś takiego. Mało tego, okazuje się, że noc spędzili w moim domu, moim pokoju, a nawet w moim łóżku! Obudziłam się mokrzusieńka, wystraszona, zdołowana, smutna, zawiedziona, zdesperowana i nie wiem jak jeszcze mogę opisać swój stan. Sen okropny i obrzydliwy. Jeśli ktoś, gdzieś na "górze" steruje naszymi snami, to ze wszystkich ważnych spraw do załatwienia, z nim rozliczę się w pierwszej kolejności!!!!!!!!


Generalny przegląd c.d. | Druga wizyta u internisty

A w zasadzie to internisty u mnie.
Żeby było jeszcze ściślej, to u babci. Źle się czuła i zamówiła wizytę domową. Korzystając z okazji poszłam do babci ze swoimi wynikami badań, żeby nie przechodzić przez stres i nie tracić czasu w poczekalni w przychodni rejonowej. Babcia 15 minut opowiadała o swoich objawach i w zamian przepisano jej SAME witaminy za 200 zł... Służbo zdrowia, dokąd zmierzasz?



Gdy przyszła moja kolej, zaczął się lęk. I to nie z powodu obawy o wyniki, ale z powodu braku możliwości ucieczki w tejże chwili oraz z braku zaufania do lekarza. Mimo przekroczenia norm w dwóch przypadkach lekarka powiedziała, że wyniki są dobre. I tyle. Nie wyjaśniła, co oznaczają przekroczone normy i czy należy się nimi martwić. Ja nie drążyłam tematu, bo chciałam mieć już za sobą lęk. 

Wieczorem miałam wizytę u psychologa i to on zinterpretował mi moje wyniki. Podwyższone limfocyty mogą świadczyć o niedawno przebytej chorobie lub stanie zapalnym i taka ilość nie jest groźna. Nie mam się czym martwić. Kolejny pozycja na liście generalnego przeglądu odhaczona. 

Za niedługo czeka mnie wizyta u kardiologa. Wisi nade mną grubiutki amorek ze strzałą i próbuje wycelować w moje serce. Póki co udaje mi się łapać strzały i wciskam mu je w... kołczan. Ale codzienne wizyty amanta, kwiaty, słodycze i spacery muszą się czymś skończyć. I wolałabym, żeby skończyły się przyjaźnią. Zdecydowanie tak.