Wizyta na bezrobociu i ciężki poranek

Dzisiejszy wpis będzie miał trochę formę daily bloga. Nie wiem czy wspominałam, ale prowadzę z mamą firmę. Chcemy starać się o dofinansowanie na pracownika i wtedy mama mnie zatrudni, a bezrobocie przez 1 rok będzie refundowało nam wszystkie koszty z tym związane. I tu pojawia się problem wizyty w Powiatowym Urzędzie Pracy. Dla osoby zdrowej to pewnie nic wielkiego. Jedyne na co można narzekać, to długie kolejki, różnego typu ludzie w poczekalni, biurokracja i opryskliwość urzędników. W moim przypadku dochodzi lęk. Wyliczyłam, że każdy petent spędza przy biurku urzędnika średnio 30 min, co wydaje mi się barierą nie do przeskoczenia. Profilaktycznie wzięłam sobie dwa numerki - drugi na wypadek, gdybym stchórzyła za pierwszym razem i chciała poczekać, aż większość ludzi załatwi swoje sprawy, a poczekalnia opróżni się. Pierwszy numerek - 13. Szczęście, że nie jestem przesądna. 



Czekanie działało na moją niekorzyść. Żeby rozładować napięcie, poszłyśmy z mamą na kawę. Korzystając z okazji łyknęłam 25 mg hydroxyzyny. Wracając do urzędu standardowo musiałam minąć wypadek i karetkę pogotowia. To jakiś omen. Kolejka przesuwała się w żółwim tempie. Mój lek zaczął działać i poczułam się senna, osłabiona. Chciało mi się mieć cały czas zamknięte oczy. Gdy zbliżała się moja kolej, napięcie rosło. Ustaliłam z mamą wyjście awaryjne, że w razie "W" wyjdę, a mama powie, że źle się poczułam i w miarę możliwości zastąpi mnie. Żeby biurokracja przebiegała szybciej, wyciągnęłam ze swojej  teczki kilka dodatkowych zaświadczeń i dyplomów ze szkoleń. W myślach modliłam się, żeby nie trafić na 1 z 4 stanowisk, na którym bardzo wolno obsługiwała kobieta, która dawno powinna być już na emeryturze (a może i nawet na rencie, bo nie dowidziała mimo okularów).



Bang! Nr 13 stanowisko nr 3. Ufff, trafiłam na mega sympatyczną Panią. Serce waliło mi tak mocno, że aż sznurki w kurtce drgały. Z rękami było podobnie - długopis dziwnie wibrował między palcami. Kilka pytań, druczków do wypełnienia/podpisania i czekanie, aż Pani wszystko wprowadzi. To jest najgorsze. Co teraz, czym się zająć, żeby nie uciec, a lęk nie nasilił się? Najpierw ściągnęłam kurtkę. Potem "przypadkowo" upuściłam długopis. Kobieta dalej wpisuje. Wzięłam więc długopis ponownie do ręki i zaczęłam na wszystkich podpisanych wcześniej dokumentach dopisywać swoje imię i datę. Minęło 18 minut i... koniec! Hura! Udało mi się wytrzymać, kolejny raz pokonałam swój lęk! Teraz tylko pozostaje trzymać kciuki, żeby moje nerwy i starania nie poszły na marne i żebyśmy otrzymały dofinansowanie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Drugą część posta chcę poświęcić rozmowie z moim przyjacielem, który kilka dni temu wyznał mi miłość. Było to widoczne już dużo dużo wcześniej, wysyłał liczne sygnały, itp. ale wprost wyznał mi to dopiero teraz. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego i dziwnego gdyby nie fakt, że jest żonaty. I to z moją siostrą cioteczną, również przyjaciółką. To z nimi spędzam większość wolnego czasu, jeżdżę na wycieczki, oglądam filmy, śmieję się i obżeram się w najdziwniejszych miejscach.

Wieczorem wymieniliśmy kilka sms-ów:
Antykonformistka: Google -> Johny Deep -> cytaty
Witek: Ale który konkretnie?
A: A który Ci się najbardziej podoba?
W:
W: To bardziej nakreśla drogę dalszego wyboru czy bardziej podejmuje ocenę zachowania?
A: Sam sobie to zinterpretuj.
W: Dopisałbym drugą część.
A: A więc słucham.
W: Gdyby te kobiety nie kochały jednocześnie tego samego mężczyzny, nie byłoby powodów do rozterek.
A: Tego nie skomentuję, ale też mam propozycję zakończenia.
W: Jaką?
A: Jeśli wybierze pierwszą, nadal będzie miał je obie. Jeśli drugą, straci wszystko.
W: Mieć je połowicznie, to nieszczęście dla całej trójki.
A: Życie. Tak to się potocznie nazywa.

Nie wiem, czy ma to jakiś związek ale nad ranem miałam okropny sen. Śniło mi się, że jestem na jakieś dużej imprezie/balu i jest tam też mój ex ze swoją nową dziewczyną. Patrzę na nią i nie mogę uwierzyć, że zostawił mnie dla kogoś takiego. Mało tego, okazuje się, że noc spędzili w moim domu, moim pokoju, a nawet w moim łóżku! Obudziłam się mokrzusieńka, wystraszona, zdołowana, smutna, zawiedziona, zdesperowana i nie wiem jak jeszcze mogę opisać swój stan. Sen okropny i obrzydliwy. Jeśli ktoś, gdzieś na "górze" steruje naszymi snami, to ze wszystkich ważnych spraw do załatwienia, z nim rozliczę się w pierwszej kolejności!!!!!!!!


0 komentarze:

Prześlij komentarz