Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne.

Co dalej z generalnym przeglądem?

Minęło już trochę czasu, odkąd odwiedzałam kolejnego lekarza w ramach indywidualnego przeglądu zdrowia. Została mi jeszcze jedna wizyta u dentysty - leczenie zęba, kilka wizyt u chirurga - wyrwanie wszystkich ósemek, wizyta u psychiatry - co prawda nic konkretnego się nie dzieje, ale co jakiś czas powinnam odwiedzić panią doktor i skonsultować zażywane leki, a ostatni raz byłam u niej ponad 2 lata temu, a także kilka wizyt u dermatologa - usunięcie znamion.

Ostatnio czuję się odrobinę lepiej, co paradoksalnie blokuje mnie przed pójściem na jakąkolwiek wizytę. Boję się wywoływać lęk. Boję się, że jak się pojawi, to znów na długo zagości w moim życiu. Boję się zniszczyć to, z czym nauczyłam się już radzić. Wiem, że koniec końców będę musiała znaleźć w sobie siły i udać się do specjalistów, jednak nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy to nastąpi. 




Póki co regularnie, co 3 tygodnie chodzę do psychologa (już od ponad 7 lat). Od kilku miesięcy jestem uświadamiana, że jestem gotowa na kolejny, samodzielny mały kroczek, ale nadal go nie podjęłam. Nie wiedziałam, że lęk przed porażką może być tak silny.

"Cień wielkiego brata" M. Janicki i W. Władyka

Dawno nie było cytatów z książki, ale to dlatego, że nie mogłam przebrnąć przez ostatnią lekturę. Co prawda lubię politykę, ale wspomniana książka stanowiła zbiór artykułów z gazety "Polityka", i to sprzed ponad 10 lat, więc wiele faktów było już nieaktualnych. Poniżej dzielę się z Wami wygrzebanymi cytatami.

P.s. Zwolennicy PiS lepiej niech sobie darują ten post :)




"Sądząc z wyniku wyborów nastąpiło przesunięcie sympatii ideowych Polaków w kierunku wartości konserwatywnych, tradycyjnych, gdzie liczy się bezpieczeństwo, także socjalne, porządek, surowe prawo i mniejsza niż dotąd tolerancja wobec obyczajowych ekstrawagancji i mniejszości seksualnych. Okazało się, że wzorce politycznej poprawności, społeczeństwa otwartego, laickiego, nierepresyjnego, lansowane przez część wielkomiejskiej inteligencji, nie były przekonujące."

"W istocie prowadza Kaczyński do polskiej polityki po 1989 r. nową jakość: nie chce już jedynie grać na szachownicy, gdzie raz się wygrywa, a raz przegrywa. On chce zostać właścicielem szachownicy."

"Znany komik Groucho Marx powiedział kiedyś, że nie chciałby należeć do klubu, do którego przyjęliby kogoś takiego jak on."

"W konstrukcji państwa i przy konstruowaniu nowego społeczeństwa Kościół ma zatem odgrywać rolę nadzwyczajnie wydajną, na dole ma uszczelniać i kontrolować ideologicznie oraz organizacyjnie wszystkie aktywności obywatelskie, wyżej (...) wspomagać chadecję w walce o władzę. Ten sojusz ołtarza z tronem obu stronom może się bardzo opłacać, o czym też obie są zapewne głęboko przekonane."

"Zasady PiS:
1. Winny zawsze ktoś inny.
2. Ometkować.
3. Nie odpowiadać.
4. Zaplanowana naiwność.
5. Wersja hard, wersja soft.
6. Wszystko płynie.
7. Dwuznaczność.
8. Podstawienie, czyli Polska to PiS."

"Trudno jest walczyć z taką retoryka układu. Bo im bardziej układu nie ma, tym bardziej on jest. Jeśli brak jednoznacznych dowodów na jego istnienie, oznacza to tylko, że układ dobrze się kamufluje, tym bardziej więc jest groźny."

"Jeśli zatem [PiS] będzie prowadził politykę polegającą na zawłaszczaniu instytucji, tworzeniu własnych, już na starcie całkowicie opanowanych, i obsadzeniu wszystkich foteli w kraju swoimi nominatami, spowoduje, że zemsta wyposzczonych następców będzie straszna." 

"10 złotych myśli Prezesa:
1. W Polsce nie ma żadnego państwa.
2. Jeśli to prawda, to na pewno wszystkie dokumenty zostały zniszczone.
3. Dobra polityka to taka, która potrafi łączyć zasady z konieczną elastycznością, co pozwala te zasady zaprowadzić.
4. Ci, którzy mają doświadczenie, niestety są z układu.
5. Każda próba wymiany nieudolnego fragmentu administracji to wedle mediów upartyjnienie.
6. Tak działa polityka i tak działa arytmetyka.
7. Program jest realizowany w wysokim stopniu, choć oczywiście jego pełna realizacja wymaga lat.
8. Fakt, że jestem politykiem, nie pozbawia mnie praw obywatelskich.
9. Jeśli ktoś mówi, że mamy wolne media, to ja odpowiadama, że to bajka.
10. Jesteśmy nieufni wobec inicjatyw, które nie są autentyczną emanacją społecznych ruchów."

"Chodzi też o to, żeby nawet jak się popełni błąd, nie było nikogo, kto mógłby ten błąd nazwac i wytknąć czy posłużyć się prawem i urzędami w celu ukarania za ten błąd. Aby sędzią PiS był wyłącznie sam PiS. Ma powstać taka sytuacja, aby w instancji, do której można się odwołać od jakiejś decyzji PiS, też siedział PiS, i tak do samej góry."

"Można sobie wyobrazić, jak wygląda żelazny elektorat PiS, ale nie widać specjalnie żelaznego elektoratu Platformy. To jest wciąż tylko głównie alternatywa dla PiS, do której zapisują się ludzie nie znoszący braci Kaczyńskich i nie akceptujący stylu PiS."

"Antoni Słonimski, gdy krytykował przed wojną panujący reżim, usłyszał, że uprawia krytykanctwo, ponieważ Gdynia się rozbudowuje, ta sztandarowa budowa Polski Odrodzonej. Ogłosił więc, że dalej będzie pisał, co chce, ale każdy tekst będzie zaczynał od liter: MŻGSR, czyli od: "Mimo, że Gdynia się rozbudowuje". Dzisiaj należałoby zaczynać od liter: MŻPR, czyli od: "Mimo, że PKB rośnie.""

"Jak w każdej monarchii absolutnej lud powinien być szczęśliwy dlatego, że ma Wielkiego Władcę. I innych powodów nie trzeba."

Moja przygoda z hipnozą

Szukając kolejnego sposobu na wyjście z nerwicy, postanowiłam udać się na hipnozę. Było to już 9 lat temu, chodziłam wtedy do szkoły średniej. W internecie znalazłam, że najbliższy hipnotyzer znajduje się w Opolu, ok. 175 km od mojej miejscowości. Nie miałam wówczas zbyt dużego wyboru środków transportu, więc musiałam dojechać tam pociągiem. Oczywiście z mamą. Pamiętam, że siedząc już w przedziale, jeszcze zanim pociąg ruszył, pojawił się ogromny lęk, który namawiał mnie na ucieczkę. Jednak pozostałam na miejscu i dojechałam do celu. 



Budynek był niedaleko dworca. Brzydka, obskurna kamienica - i w środku, i na zewnątrz. Wyobrażałam sobie to miejsce jako jeden z wielu gabinetów psychologicznych -  minimalistyczny, ale elegancki. Gabinet, mieszczący się wśród innych pomieszczeń do psychoterapii. Jednak moje wyobrażenie bardzo odbiegało od rzeczywistości. Z korytarza, z którego wchodziło się również do sąsiadujących firm lub mieszkań, weszłam do dziwnego pokoju. Urządzony został chyba jeszcze jak mnie nie było na świecie. Stara, drewniana szafa, stare biurko. Ściany obite gumolitem, gdzieniegdzie zaklejone widokami, wyciętymi ze starych kalendarzy. Na podłodze ustawione bukiety ze sztucznych, wyblakłych ze starości kwiatów. Miało się wrażenie, że ktoś przyniósł je tam z cmentarza, gdzie nie stanowiły już ozdoby na pomniku. Na biurku stało stare radio, tzw. "kaseciak". Przed biurkiem było krzesło i... leżak. Zwykły, najtańszy leżak plażowy z gąbkowym materacem. Więcej szczegółów odnośnie urządzenia "gabinetu" nie pamiętam.

Hipnotyzer, starszy Pan, na wstępie poinformował mnie, że mama musi zostać na korytarzu. Ja mam zakaz nagrywania i robienia zdjęć, bo rzekomo był już odwiedzany przez tajemniczych klientów - dziennikarzy, którzy później obsmarowali go w gazetach. 

Na początku w skrócie przedstawił mi, jak będzie wyglądać proces hipnozy. Wypytał z jakim problemem przychodzę. Poinformował, że moją reakcją może być albo głośny, histeryczny śmiech, albo płacz. Następnie przeszliśmy do pracy. Usiadłam na owym leżaku. Hipnotyzer usiadł przede mną. W tle z kasety leciały odgłosy natury, które miały mnie uspokoić, zrelaksować. Niestety nie znoszę sztucznego szumu wody ani ćwierkania ptaków innego, niż na żywo. Pierwsze miałam za zadanie rozluźnić całe ciało. Wyglądało to tak, że Pan dyktował mi po kolei, którą część ciała mam napiąć na kilka sekund, a następnie rozluźnić. Po kolei szłam od palców u stóp, przez miednicę, aż po powieki. Później wyciągnął jakieś wahadełko (dziś nie pamiętam już, co to było) i powiedział, że będzie liczyć, a jak dojdzie do 10, to zapadnę w trans. "Jeden, jesteś zrelaksowana, rozluźniona. Dwa, twoje powieki stają się ciężkie. Trzy, energia zaczyna opuszczać twoje ciało. Cztery...". Przy 10 faktycznie zamknęłam oczy, ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy zrobiłam to pod wpływem hipnozy, czy po prostu za wszelką cenę chciałam się temu poddać, żeby nie zmarnować pieniędzy, bo przecież sama sobie to wymyśliłam. Dlatego zanim przejdę do dalszej części, wyśrodkujmy to doznanie. W połowie zadziałała hipnoza, a w połowie sama postępowałam według zaleceń, żeby wszystko się udało. (Gdybym miała możliwość uczestniczyć w tym drugi raz, nie zmuszałabym się do niczego. Czekałabym wyłącznie na efekty hipnozy). 



Później, będąc już w rzekomym transie, zaczęłam płakać. Od tak, bez powodu, o czym zostałam wcześniej poinformowana. Hipnotyzer kazał mi otworzyć oczy. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej stary koc i matę do ćwiczeń. Rozłożył ją na podłodze. Wziął mnie za rękę, kazał wstać i położyć się. Następnie przykrył mnie kocem. Powiedział, że mogę zamknąć oczy. Wykonywałam jego polecenia, będąc cały czas świadomą. Miałam wsłuchać się w jego głos i wyobrażać sobie to, o czym opowiada. Cofnęliśmy się do mojego wczesnego dzieciństwa, do czasów, kiedy byłam jeszcze w brzuchu matki, czego oczywiście pamiętać nie mogłam. Jednak w tamtym stanie widziałam oczyma wyobraźni, że tam jestem. Czułam, że jestem u mamy w brzuchu i nie wiem co się dzieje, ale jest mi dobrze. Bardzo dziwne, a zarazem ciekawe doświadczenie. Potem przechodziliśmy przez kolejne etapy mojego życia. Było to bardzo ogólnikowe, bo przecież nic o mnie nie wiedział. Ale ja za każdym razem cofałam się do tamtych czasów i czułam się, jakby to była rzeczywistość. Gdy doszliśmy do ostatniego etapu, zaczął "odcinać" moją nerwicę. Padały słowa typu "teraz ostatni raz pomyśl o swojej nerwicy. Teraz zamykam ten etap w twojej głowie. Nerwico odcinam cię od "Jadziuni"." Zapomniałam dodać, że na początku wizyty zapytał moją mamę, jak mówiła do mnie w dzieciństwie. Dla potrzeb tego posta przyjmijmy, że Jadziunia. Potem przez całą hipnozę zwracał się do mnie tym imieniem. Zwracał się do mojego wewnętrznego dziecka, bo rzekomo wszystko, co spotyka nas w dorosłym życiu, jest efektem tego, co przeżyliśmy w dzieciństwie. 
"Odcinań" nerwicy, lęków, itp. było co niemiara. Pod koniec czułam, że moja głowa składa się wyłącznie z pozytywnych neuronów, a te negatywne zostały "odcięte od dostawy prądu", co potrafiłam sobie dokładnie wyobrazić, co do mikro-neuro-przekaźnika. Wspomnę, że łzy nadal lały mi się po policzkach. Hipnotyzer co jakiś czas wycierał mi je zwracając się do mnie "Jadziuniu". Dziś wiem, że musiałam być przynajmniej częściowo w tym transie, bo normalnie nie pozwoliłabym sobie na takie obcowanie z nieznajomym, starszym mężczyzną. 


Hipnotyzer zakończył cały proces i powiedział, że teraz mogę sobie poleżeć w transie ile chcę, aż nie poczuję tego momentu, że chcę się już obudzić. Było mi błogo i przyjemnie. Nie chciałam obudzić się nigdy, chociaż wiedziałam, że za drzwiami czeka mama, a przed nami długa droga do domu. Łzy nadal spływały po policzkach. W pewnym momencie usłyszałam, że Pan wyszedł po mamę na korytarz. Uśmiechnęłam się z zamkniętymi oczami, bo wiedziałam, że mamę zaskoczy widok leżącej na podłodze córki, której łzy spływają po twarzy, a usta wyginają się w uśmiechu. W końcu coś mnie tchnęło i z niechęcią "wybudziłam" się. Myślałam, że cały proces trwał może z godzinę. Mama uświadomiła mnie, że były to ponad 3 godziny. Byłam bardzo zaskoczona. W głowie miałam mętlik. Burza pozytywnych doświadczeń, zaskoczeń, niepewności, ciekawości i ekscytacji. 

Na koniec mama została ponownie poproszona o wyjście na korytarz, a hipnotyzer puścił z "kaseciaka" motywacyjne teksty i kazał mi powtarzać. Głos mówił "jestem wspaniały", "jestem piękny", "nic mi nie dolega", itp., a ja miałam to powtarzać. To wydało mi się już komercyjną bzdurą, a namowa do zakupu tej kasety częściowo przekreśliła moje pozytywne nastawienie do hipnotyzera.  Miałam ją kupić i codziennie przez 10 minut powtarzać sobie na głos, przed lustrem, owe "motywacyjne" teksty na zasadzie autohipnozy. Pamiętam, że na chwilę zwątpiłam w efekt hipnozy - po co ma to robić, skoro przed chwilą "pozamykaliśmy" wszystkie złe neurony w mojej głowie? Kasety oczywiście nie kupiłam. Pozytywnie nastawiona poszłam z mamą coś zjeść, a potem poszłyśmy na pociąg powrotny do domu. Przedziały były przepełnione ludźmi, większość osób - w tym my - stała między siedzeniami praktycznie całą drogę. Normalnie nie dałabym rady w takiej sytuacji. Po hipnozie o dziwo stałam w tym tłumie i nie pojawiał się lęk. Byłam zachwycona i bardzo, bardzo podekscytowana całym wydarzeniem.

Niestety efekty nie utrzymały się z byt długo. Pierwszy lęk pojawił się już po kilku dniach. 
Nie pamiętam już ile kosztowała ta przygoda ale wiem, że były to dla mnie, a w zasadzie dla moich rodziców, którzy byli sponsorami, duże pieniądze. Z chęcią powtórzyłabym to doświadczenie jeszcze raz, tym razem bardziej świadomie, bez parcia na wejście w trans. 

Poniżej wrzucam oficjalny opis hipnozy, w której uczestniczyłam, a także szkalujący artykuł jednej z gazet. Wnioski wyciągnijcie sami ale dopiero po zdobyciu osobistego doświadczenia z hipnozą.     

"Hipnoza jest to proces w którym świadoma i podświadoma część umysłu akceptuje tą samą sugestię. Dowiedziono, że można zahipnotyzować właściwie każdą osobę, pod warunkiem, że zlikwiduje się jakikolwiek lęk przed hipnozą. W hipnozie stosuje się SUGESTIĘ HIPNOTYCZNĄ. Hipnoterapia jest szeroko stosowana do walki z bólem. Hipnozę można stosować z powodzeniem do odtworzenia pewnych zdarzeń lub ich detali. W czasie hipnozy ludzie są świadomi swych czynów i zachowują całkowitą świadomość! Osoba w czasie hipnozy nie jest w żaden sposób ubezwłasnowolniona. Wiesz dokładnie co się dzieje. Osoba pozostawiona sama sobie wyjdzie z transu hipnotycznego jeśli tylko będzie sama chciała, lub spokojnie sobie uśnie (obudzi się w naturalny sposób). Stan hipnozy jest stanem naturalnym dla człowieka. Ostatnio przeprowadzone badania stwierdzają, że sam stan hipnozy jest bardzo korzystny. Stwierdzono, że 15 minut w stanie hipnozy jest ekwiwalentem trzy-czterogodzinnego snu.

Każdy wykonywany zabieg składa się z dwóch części: w pierwszej następuje rozluźnianie umysłu aż do osiągnięcia umownego stanu α. W drugiej, najważniejszej, osoba będąca już w stanie półhipnozy (głębokiej relaksacji) ma możliwość samodzielnego dokonywania pożądanych zmian metodą plastycznej wyobraźni. Metodą tą można siebie samego projektować poprzez wizualizowanie siebie. Dalsza część zabiegu polega na dokonaniu zmian w podświadomości osoby będącej już w głębokim transie hipnotycznym (zmienionym stanie świadomości). Podświadomość dodatkowo zostaje w sposób nakazowy przetransformowana w stosunku do problemu będącego celem oczekiwanych zmian. Podczas zabiegu pojawia się również odwołanie do nadświadomości („Boga”). Zabiegi wykonywane są w pełnej hipnozie aż do ustąpienia problemu, odreagowania (zwykle następuje niekontrolowany śmiech, płacz lub inne reakcje ciała). Prawdziwa hipnoza trwa jedna godzinę, cały zabieg około dwóch godzin. Moim zadaniem jest przynieść ulgę i pomóc, a nie dokonywać ocen."

 Link do szkalującego artykułu: http://www.hipnoza.opole.pl/download/nto_20.02.2007.pdf 

Pierwszy post w tym roku

Wkraczając w nowy rok chciałabym życzyć wszystkim czytelnikom pomyślności i zdrowia. Pamiętajcie, że kto stoi w miejscu, ten się cofa, więc inwestujcie w siebie i rozwijajcie swoje wnętrze, aby stać się lepszymi, bardziej wartościowymi ludźmi :) 

A teraz powrót do Świąt. Na szczęście minęły mi w miarę szybko i spokojnie. Mimo ciągłych spotkań rodzinnych w dużym gronie i obżarstwa nie pojawił się u mnie lęk, a i moja waga nie drgnęła. Fakt, że mój nastrój chwilami był "zdeptywany" przez opowieści bliskich o dalekich podróżach, planach sylwestrowych, o pracy marzeń itp., ale to było nieuniknione. O dziwo (nawiązując do posta http://tanczaczmyslami.blogspot.com/2017/12/nie-lubie-swiat.html) tylko dwa razy życzono mi faceta i to od osób, od których najmniej się tego spodziewałam. Odezwał się też ex z życzeniami, przez co wróciło dużo niechcianych wspomnień.



Sylwestra spędziłam spokojnie w gronie rodziców i mojej ulubionej 3-sosobowej rodzinki. W zasadzie cały wieczór robiliśmy przekąski. Pierwsze minuty nowego roku były trochę gorsze, bo:
a) moja psinka okropnie boi się fajerwerków, a że ma już swoje lata, to obawa o nią była jeszcze większa;
b) jakby tego było mało, ojciec (oczywiście w stanie wskazującym) wziął ją po północy na spacer do babci i boroczka uciekała z każdym strzałem;
c) u babci była reszta rodzina, z czego każdy facet zdążył już zirytować swoją żonę;
d) media społecznościowe zostały zaatakowane przez masowe zdjęcia z zabaw sylwestrowych, a ja czekałam tylko na zdjęcie ex z nową partnerką (i na szczęście nadal czekam).

W związku z powyższym kolejny raz przekonałam się, jak to dobrze jest być samej. Mimo to samotność wciąż mi doskwiera. Biorąc pod uwagę wcześniejsze sylwestry, które nie raz przepłakałam, ten nie był najgorszy. Były też lepsze, gdzie mimo nerwicy super się bawiłam w kilkuset tysięcznym tłumie na jednym z rynków.

Postanowień noworocznych nie mam i nigdy nie miałam, bo to co chcę zrealizować, robię na bieżąco (chyba, że nerwica trochę to komplikuje). Nie mam problemu z mobilizacją ani systematycznością. 
Co przyniesienie nowy rok - będziecie informowani na bieżąco.