Ostatnimi czasy czuję, że szwankuje mi zdrowie. Okropnie boli mnie kręgosłup, miewam dziwne bóle brzucha i mam problemy z miesiączkami. Długo zwlekałam z wszelkimi badaniami z wiadomego powodu. Do tego COVID nie ułatwia sprawy. Szczerze mówiąc, to wizyta u lekarza jest teraz dla mnie największym wyzwaniem pod względem nerwicy lękowej. I nie ważne, jakiej specjalizacji ma to być lekarz.
Niestety własne zdrowie zaczęło mnie na tyle martwić, że postanowiłam zacząć działać. Małymi kroczkami, powoli do przodu. Przyjęłam podejście zadaniowe.
W pierwszej kolejności postanowiłam zrobić badania krwi. Żeby uniknąć stresu, chciałam zamówić pobranie krwi w domu pacjenta. Spisałam sobie wszystkie badania i... kwota, jaka mi wyszła, trochę mnie przerosła. Ale na zdrowiu się nie oszczędza, więc zdecydowałam: a niech tam!
Dzwonię do pielęgniarki, która rzekomo jeździ do pacjentów na pobranie krwi i babka była na tyle niemiła i arogancka, że podziękowałam jej. Stwierdziłam, że skoro już płacę ubezpieczenie zdrowotne, to chyba mam prawo raz na kilka lat zrobić badanie krwi!
Dzwonię więc do lekarza rodzinnego po skierowanie. Wykonałam 64 próby połączenia, co trwało tydzień. W końcu się udało (!).
Rejestracja: Halo?!
Ja: Dzień dobry, chciałabym prosić o wystawienie skierowania na badanie krwi.
R: Ale po co?
Ja: (zaskoczona pytaniem) Jak to po co? No żeby zbadać krew!
R: Ale jeśli nic Pani nie dolega, to lekarz nie wystawi.
Ja: Ale właśnie dolega, więc chciałabym się zbadać.
R: W takim razie co Pani dolega?
Ja: Ale Pani nie jest lekarzem, żebym opowiadała przez telefon swoje dolegliwości.
R: Więc niech Pani idzie po skierowanie do lekarza, który się Panią zajmie.
Ja: (nie dając za wygraną) Zanim pójdę do lekarza specjalisty, chciałabym mieć już zrobione podstawowe badania.
R: (z wielką łaską) No dobrze, jakie to mają być badania?
Ja: Ob, morfologia, mocz, TSH...
R: (przerywając mi) Ale tak dużo to Pani doktor na pewno nie wypisze.
Ja: Ale ja dopiero zaczęłam... Z resztą dobra, niech wypisze ile może, za resztę sobie zapłacę.
R: Ok. Proszę dzwonić za tydzień (!) czy skierowanie jest już wystawione.
Po tygodniu dzwonię do przychodni. Tym razem były to 32 połączenia, zajmujące mi 3 dni.
R:Słucham?
Ja: Dzień dobry. Chciałabym zapytać, czy moje skierowanie na badania zostało już wystawione.
R: Nie, jak będzie, to sama do Pani zadzwonię! Poza tym Pani doktor jest na zwolnieniu lekarskim i nie wiadomo kiedy wróci.
Myślę sobie - świetnie. Prędzej umrę, zanim uda mi się cokolwiek załatwić. Nie dość, że jest mi tak trudno podejść do tego zadania, to jeszcze ciągle pod górkę.
Minęło 10 dni i cisza. Nikt z przychodni nie dzwoni. Więc próbuję zadziałać kolejny raz.O dziwo tym razem dodzwoniłam się za 3 razem.
R: Słucham?
Ja: Dzień dobry. Czy Pani doktor XXX przyjmuje już?
R: A o co chodzi?
Ja: Od ponad 3 tygodni czekam na skierowanie na badania.
R: A, właśnie miałam do Pani dzwonić. Chciałam przekazać, żeby sobie Pani poszła zrobić badania prywatnie, bo teraz mamy trzecią falę COVIDa i przyjmujemy tylko pacjentów z gorączką [no na bank!], Pani doktor nie ma teraz czasu na takie rzeczy.
Ja: (Cisza. Zatkało mnie. Czułam, jak rosnące ciśnienie i złość zaraz sprawią, że nie wytrzymam i wyleję na babę całe żale na wspaniałą służbę zdrowia!)
Ja po dłuższej chwili: Słucham??!?! Chyba mam prawo zrobić badania krwi na NFZ, skro płacę Wam składkę?! Naprawdę wypisanie skierowania jest tak czasochłonne?
R: Yyyeee to proszę próbować zadzwonić po świętach. Do widzenia.
Nie będę tego nawet komentować, bo już samo opisanie dla Was tej sytuacji mocno mnie podjerzyło. Ale nie poddam się, będę walczyć dalej. Przecież to dopiero początek generalnego przeglądu 2021.
0 komentarze:
Prześlij komentarz