Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne.

Koncert z tatą

 Pierwszy raz poszłam na koncert tylko z tatą. I to na zamkniętej hali. To była dla mnie nowość. Oczywiście możecie się domyślić, że był to występ Lady Pank. Na to wydarzenie tata czekał ponad rok, bo dwukrotnie było przekładane z powodu COVID-a. 

Mieliśmy miejsce na trybunach. Osobiście kupowałam bilety i wybrałam miejsca z samego brzegu, przy alejce wyjściowej. 

Koncert już miał się zaczynać. Telebimy pokazywały ujęcie z kamery, która wyprowadzała zespół na scenę. Wtem ktoś zaczął krzyczeć "Halo, pogotowie, szybko!". Kilka rzędów obok nas ktoś stracił przytomność. Ratownicy medyczni szybko biegli na trybuny, a w tym czasie Lady Pank wyszedł na scenę i zaczął swój pierwszy utwór. Część ludzi wznosiła okrzyki radości, a pozostali stali w osłupieniu skierowani w stronę akcji ratowniczej.


 

Podziałało to na mnie jak impuls. Momentalnie zalała mnie fala lęku. Ze wszystkich sił starałam się nie patrzeć w tamtą stronę, nie widzieć mężczyzn w pomarańczowych uniformach. Nie umiałam też zacząć się bawić, gdy obok "coś" się działo. W pewnym momencie zobaczyłam, jak jeden z ratowników prowadzi pod rękę po płycie mężczyznę. Czyli żyje, ufff.

Po chwili moje emocje wróciły na właściwy tor i mogłam zacząć korzystać z koncertu. Poszłam nawet sama do toalety, a to był wielki sukces - toalety były po przeciwnej stronie od naszych miejscówek. Zostałam też na 10 min sama, gdy ojciec poszedł po.... piwo. A jakże. 

W połowie koncertu zaproponowałam, żebyśmy poszli na płytę. Mało tego - dopchnęliśmy się do samej barierki, bezpośrednio przed sceną! Dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa :) Aż żałowałam, że nie poszliśmy tam wcześniej. 


 

Nie byłabym sobą, gdyby coś mnie nie wkurzyło. Byli to podchmieleni ludzie, którzy szturchali mnie i popychali przy każdym podskoku. Ale jeszcze bardziej irytowało mnie to, że WSZYSCY ciągle trzymali telefony w rękach i nagrywali! Zamiast korzystać z koncertu na żywo, to patrzyli na niego przez pryzmat smartfonów, żeby potem zadręczać innych pokazywaniem filmików i ich publikowaniem w mediach społecznościowych. A ich to naprawdę nie obchodzi! Dziewczyna za mną nawet użyła sobie mojej głowy jako podpórki pod rękę, bo już jej ścierpła od ciągłego robienia zdjęć. Porażka! Szczytem była 70-letnia kobieta, która z koncertu robiła na żywo relację na Instagramie. Liczba followersów - 30. Wiem, bo jej smartfon ciągle miałam przed oczami...Gdyby to ode mnie zależało, to wprowadziłabym zakaz nagrywania i robienia zdjęć. O ile więcej emocji można wtedy przeżyć!


Generalny przegląd 2021/2022 | Kolejna wizyta u internisty i badanie krwi

 Po ostatniej diagnozie zaczęła się intensywna fala wizyt lekarskich. Podjęłam walkę nie tylko o swoje zdrowie, ale również walkę z systemem służby zdrowia, a do tego naprawdę trzeba mieć stalowe nerwy. Już nawet pieniądze nie wystarczą, żeby być traktowanym po ludzku.

Kolejnym krokiem po zrobieniu USG było badanie krwi. Pojechałam wcześnie rano razem z mamą. Bardzo się stresowałam, bo często omdlewam przy pobraniu. Przede mną było kilka osób. Zarejestrowałam się i już nie było odwrotu. Czekałam, aż na ekranie pojawi się mój numerek. Czas dłużył się niemiłosiernie. 

W międzyczasie zadzwonił mój telefon. To trochę rozładowało sytuację. Wyszłam na zewnątrz, żeby porozmawiać. Po chwili patrzę, a za mną zaczęli ustawiać się ludzie w kolejce. Myśleli, że z powodu Covid nie wpuszczają do środka :) Ich mina, gdy skończyłam rozmawiać i weszłam do budynku była bezcenna :)


 

Ale to na tyle pozytywnych wieści. Po kolejnych 10 minutach nadeszła moja kolej. Do zabiegowego obowiązkowo weszłam z mamą, chociaż wiem, że pielęgniarki bardzo tego nie lubią. Od razu powiedziałam, że muszę być na leżąco, inaczej zjadę. W gabinecie oprócz mnie, mamy i pielęgniarki były jeszcze 3 inne osoby, co mnie trochę wkurzyło. Coś tam się przegadywały, chodziły tam i z powrotem, a ja leżałam pół żywa z igłą w żyle. Pielęgniarka ani słowem się do mnie nie odezwała, nawet nie spróbowała mnie zagadać chociaż widziała, że się wiercę. Trwało to w nieskończoność! Okazało się, że pobrali mi 5 fiolek krwi, bo lekarz zlecił mi aż tyle badań! Przy ostatniej fiolce opadłam z sił, zaczęło mi mrowić ciało, kręciłam się i... w żyle czułam takie charakterystyczne "siorbanie", jak podczas picia przez słomkę, gdy kończy się napój. Wyssali ze mnie całą krew!  

Udało się, nie zemdlałam, odczekałam chwilę w poczekalni i wróciłam do domu. Cały dzień czułam się strasznie słaba. 










Wyniki wyszły nie najgorsze. Od razu poszłam z nimi do internisty, który porównał je z badaniami z zeszłego roku i ewidentnie było widać, że w moim organizmie coś się dzieje. Kolejnym krokiem było umówienie się do ginekologa. Starałam się wybrać najlepszego specjalistę w mieście. Niestety termin mam dopiero za 1,5 miesiąca. Internistka powiedziała, żeby nie czekać i wypisała mi skierowanie do szpitala. Ale nie chcę iść tak z marszu, nie wiedząc na kogo trafię. Więc skierowanie poszło do kosza i teraz czekam na wizytę u ginekologa.


Wyjazd mamy, czyli jak nerwica próbuje kierować życiem


 Mama pojechała na weekendową, zagraniczną wycieczkę integracyjną z pracy. Zabrała ze sobą ciocię, czyli przez 2 dni musiałam obejść się bez dwóch najbardziej zaufanych osób i zostać sama z ojcem, który w weekendy nie wylewa za kołnierz. Niestety nie byłam w stanie pojechać z mamą - nie wytrzymam nawet 30 min. w autokarze.

Moja nerwica robiła wszystko, żeby ten wyjazd nie doszedł do skutku. Próbowałam umówić wizyty u lekarza na ten czas, jednego dnia spanikowałam, bo dostałam gorączkę i nastraszyłam mamę, że pewnie mam już sepsę. Obie tej nocy zestresowane nie spałyśmy.


 

Z drugiej strony byłam świadoma tego, co się dzieje, do czego moja nerwica chce doprowadzić i nie chciałam psuć mamie wyjazdu. Wiem, że jej się należy, że cieszy się na tę myśl, że po prostu potrzebuje takiej chwili oddechu, a to, co się dzieje, jest chore! I chociaż nie było łatwo, to stłumiłam swój lęk i niczego nieświadoma mama spokojnie pojechała na wycieczkę. Nie wiedziała, że moje kombinacje i przede wszystkim ogromna złość (w ten sposób odreagowywałam) miały na celu niedopuszczenie do wyjazdu.