Generalny przegląd 2021/2022 | Kolejna wizyta u internisty i badanie krwi

 Po ostatniej diagnozie zaczęła się intensywna fala wizyt lekarskich. Podjęłam walkę nie tylko o swoje zdrowie, ale również walkę z systemem służby zdrowia, a do tego naprawdę trzeba mieć stalowe nerwy. Już nawet pieniądze nie wystarczą, żeby być traktowanym po ludzku.

Kolejnym krokiem po zrobieniu USG było badanie krwi. Pojechałam wcześnie rano razem z mamą. Bardzo się stresowałam, bo często omdlewam przy pobraniu. Przede mną było kilka osób. Zarejestrowałam się i już nie było odwrotu. Czekałam, aż na ekranie pojawi się mój numerek. Czas dłużył się niemiłosiernie. 

W międzyczasie zadzwonił mój telefon. To trochę rozładowało sytuację. Wyszłam na zewnątrz, żeby porozmawiać. Po chwili patrzę, a za mną zaczęli ustawiać się ludzie w kolejce. Myśleli, że z powodu Covid nie wpuszczają do środka :) Ich mina, gdy skończyłam rozmawiać i weszłam do budynku była bezcenna :)


 

Ale to na tyle pozytywnych wieści. Po kolejnych 10 minutach nadeszła moja kolej. Do zabiegowego obowiązkowo weszłam z mamą, chociaż wiem, że pielęgniarki bardzo tego nie lubią. Od razu powiedziałam, że muszę być na leżąco, inaczej zjadę. W gabinecie oprócz mnie, mamy i pielęgniarki były jeszcze 3 inne osoby, co mnie trochę wkurzyło. Coś tam się przegadywały, chodziły tam i z powrotem, a ja leżałam pół żywa z igłą w żyle. Pielęgniarka ani słowem się do mnie nie odezwała, nawet nie spróbowała mnie zagadać chociaż widziała, że się wiercę. Trwało to w nieskończoność! Okazało się, że pobrali mi 5 fiolek krwi, bo lekarz zlecił mi aż tyle badań! Przy ostatniej fiolce opadłam z sił, zaczęło mi mrowić ciało, kręciłam się i... w żyle czułam takie charakterystyczne "siorbanie", jak podczas picia przez słomkę, gdy kończy się napój. Wyssali ze mnie całą krew!  

Udało się, nie zemdlałam, odczekałam chwilę w poczekalni i wróciłam do domu. Cały dzień czułam się strasznie słaba. 










Wyniki wyszły nie najgorsze. Od razu poszłam z nimi do internisty, który porównał je z badaniami z zeszłego roku i ewidentnie było widać, że w moim organizmie coś się dzieje. Kolejnym krokiem było umówienie się do ginekologa. Starałam się wybrać najlepszego specjalistę w mieście. Niestety termin mam dopiero za 1,5 miesiąca. Internistka powiedziała, żeby nie czekać i wypisała mi skierowanie do szpitala. Ale nie chcę iść tak z marszu, nie wiedząc na kogo trafię. Więc skierowanie poszło do kosza i teraz czekam na wizytę u ginekologa.


0 komentarze:

Prześlij komentarz