W tym roku Sylwestra spędziłam na małym balu wraz z częścią rodziny. Kuzynka, która na stałe mieszka we Włoszech, miała w ubiegłym roku ślub i postanowiła zorganizować z tej okazji przyjęcie dla polskiej rodziny, wykupując bilety wstępu na Sylwestra.
Ogólnie było ok 100 osób na sali, z czego 20 z naszej rodziny. Przed imprezą skupiłam się na przygotowaniach i nawet się nie stresowałam. Jedynym moim problemem były wysoooookie szpilki oraz włosy, które non stop zaplątywały się do cekinowej sukienki.
Usiadałam z dala od mamy, chyba pierwszy raz w życiu. W efekcie nie za bardzo miałam z kim wymieniać się uwagami i porozmawiać. Po ok. godzinie zdałam sobie sprawę z tego, że siedzę wśród ludzi, na imprezie i się nie boję! "Zapomniałam" odczuwać lęk, który zawsze towarzyszył mi na tego typu imprezach, szczególnie przed pierwszym posiłkiem. I w momencie jak sobie to uświadomiłam - pojawił się lęk. Na szczęście był słaby i trwał krótko. Potem już była tylko zabawa do białego rana, a czas mi minął jak z bicza strzelił :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz