Trochę obawiałam się Wielkanocy, ponieważ obiad miał być u nas w domu. Do tego padła propozycja, żeby w święta odprawić babci urodziny - niespodziankę, które wypadały tydzień później. Ale po co 87-letnia babcia ma się trudzić z ich przygotowaniem, tym bardziej, że nie ma już siły.
W związku z powyższym w Święta miało być nas dziewiętnastu. Miało, bo okazało się, że kuzynka wraz z mężem i najmłodszym dzieckiem w nocy dostali jelitówkę. Byli padnięci, więc rano podrzucili dzieci do cioci (!). Zdrowa rano ciocia na obiad już nie przyszła, bo - jak łatwo się domyślić - wisiała nad kiblem. Przyjechał sam wujek z... dziećmi. Byliśmy trochę zniesmaczeni tym faktem, no ale co zrobić, wyprosić ich? Wyrzucić z domu? W końcu to i tak wina rodziców, że zachowali się tak nieodpowiedzialnie.
Gorzej, że w drugi dzień świąt przyszedł również mąż kuzynki. I to już był armagedon - wrzaski, krzyki, brud, syf i smród. Tak, właśnie takie ślady zostawiają po sobie niewychowane i samopas puszczone dzieci. A może celowo nie zwracał im uwagi, żeby w zawiści wszystko niszczyły? Nie wiem.
Babcia ucieszyła się z niespodzianki. Była bardzo zaskoczona i niesamowicie wzruszona. Wszyscy byliśmy.
W drugi dzień, gdy już wszyscy poszli, byłyśmy z mamą padnięte. PADNIĘTE. I jeśli myślicie, że na tym skończyła się "przygoda" ze świętami, to jesteście w błędzie!
Poniedziałek - mama nad kiblem.
Środa - babcia nad kiblem (tego się najbardziej obawiałam, bo w tym wieku źle znosi każdą chorobę). A ja nie byłam w stanie wstać z łóżka. Ból każdej części ciała, mdłości, dreszcze, koszmar. Jak przy covidzie.
Czwartek - kuzyn nad kiblem.
Piątek - druga ciocia nad kiblem.
Także taki prezent otrzymaliśmy od nieodpowiedzialnych rodziców trójki dzieci.
Uczcijmy to minutą ciszy.
A tymczasem otrzymaliśmy zaproszenie na chrzciny dziecka drugiej kuzynki oraz na wrześniowy ślub kuzyna. Jestem zachwycona...