Do naszej rodziny dołączył nowy członek. Ma 4 łapy i jest cały czarny.
Tak, to kot.
Jego historia jest taka, że koleżanka ma koty. Dachowce, ale z długą sierścią. Tak mi się spodobały, że zamarzył mi się taki. Postanowiłam więc poczekać na nowy miot.
Jak byłam dzieckiem i mieszkaliśmy jeszcze z babcią, to pamiętam, że koło domu zawsze były koty. Dachowce oczywiście. Lubiłam je, przemycałam je do domu, karmiłam kocięta, gdy matka je odrzuciła, kąpałam je (nie komentujcie tego), a raz nawet przyjmowałam poród. Tak było do czasu, aż przeprowadziliśmy się i kupiliśmy psa. Z początku pies kumplował się z kotami, ale któregoś dnia po prostu, bez zapowiedzi, postanowił je zagryźć. I na moich oczach mój ukochany pies zagryzł mojego ukochanego kota. Od tamtej pory postanowiłam, że nie lubię kotów.
I to się zmieniło, gdy zobaczyłam te piękne, długowłose koty. Byłam jeszcze sceptycznie nastawiona do faktu posiadania kota, ale przekonała mnie mama, która uparła się, że kot musi być, bo w ogrodzie jest pełno szkodników. Problemem był jeszcze ojciec, który był kategorycznie na nie. Próbowałyśmy go przekonać, ale bez skutku.
W minione wakacje dostałam informację, że urodziły się kocięta, ale mają krótką sierść. Podziękowałam. Po tygodniu znów odezwała się do mnie ta kobieta z informacją, że kotka - nie wiadomo skąd - przyprowadziła jeszcze jednego kota i ten ma długą sierść. Nie zastanawiałyśmy się długo z mamą i pojechałyśmy najpierw po wyprawkę, a potem po kota.
Okazało się, że owszem, ma długą sierść, ale jest... cały czarny. I to tak czarny, że miejscami aż fioletowy. Gdzieniegdzie prześwitywało mu białe futro z dołu. Był po prostu... brzydki. Ale słowo się rzekło - bierzemy go i pokochamy go takiego, jakim jest.
Żeby ojca (wielkiego fana Lady Pank) jakoś udobruchać, nazwałyśmy go... Panas. To imię idealnie do niego pasuje 😅
Z początku ojciec był wściekły, ale zaakceptował go. A nasz obecny pies? No cóż... boi się go. Są momenty, że się razem bawią, biją się, biegają po ogrodzie, ale jak Panas robi zbyt gwałtowne ruchy lub zaczyna biegać po domu, to pies się go boi i ucieka. Ot, taki paradoks.
Sama też często się wściekam na Panasa, bo albo mi kradnie towar z magazynu (najczęściej mulinę), albo drapie mi po meblach, albo kradnie mi jedzenie ze stołu, albo gryzie mnie po nogach jak idę. Ale w sumie fajnie, że jest. W domu ciągle coś się dzieje: jest z kim pogadać (tak, gadamy ze zwierzętami), do kogo przytulić i z kogo pośmiać. Dom bez zwierząt to tylko mieszkanie :)
p.s. Po wykastrowaniu Panas nosi imiona: Pan As, Asia, Panasia, Janusz.
0 komentarze:
Prześlij komentarz