Wizyta u psychiatry

 Końcem zeszłego roku poszłam na wizytę kontrolną do psychiatry. Nie byłam tam ponad 4 lata i poszłam w sumie za namową mamy, że niby nie posuwam się do przodu ze swoimi zmaganiami i może czas już coś zmienić, a może są jakieś nowe leki, terapie, itp.

Po krótkim zdaniu relacji z ostatnich kilku lat moja lekarka wypowiedziała mniej więcej takie słowa:

"Zrobiłaś niesamowite postępy. Lęki są - raz większe, raz mniejsze - i prawdopodobnie będą, ale przez te wszystkie lata nauczyłaś się już z nimi żyć, wiesz na co możesz sobie pozwolić i jak sobie z nimi radzić. Rety, AntyK, pamiętam jak przyszłaś do mnie pierwszy raz z mamą i już myślałam, że nie ma dla ciebie ratunku. Już myślałam, że trzeba ci będzie załatwiać rentę, bo nie będziesz w stanie funkcjonować. I co? Przychodzisz do mnie po 15 latach uśmiechnięta, zrobiłaś prawo jazdy, kierujesz dwoma firmami, ukończyłaś studia (swoją drogą do dziś jestem pełna podziwu dla twojej mamy, że poszła z tobą na te studia!), jeździsz na różne wycieczki, co prawda masz ograniczenia, ale żyjesz! Osiągnęłaś już więcej niż niejedna zdrowa osoba! I wiesz co? Takie osoby jak ty powinno się nosić na rękach, bo to co inni robią automatycznie, np. wyjście do sklepu, dla osób z nerwicą lękową jest już ogromnie trudnym wydarzeniem, w które muszą włożyć 100 razy więcej wysiłku. Za każdą wykonaną czynność powinno się wam rozdawać medale, bo tylko wy wiecie, ile was to kosztowało. Niesamowicie dojrzałaś przez ten czas i miło mi jest zobaczyć tę zmianę w tobie. 

Nowe leki? Nowe terapie? AntyK! Ty po prostu ŻYJ, a leki możesz zacząć redukować! Masz na to ode mnie zielone światło."


Moja pierwsza reakcja - jak się łatwo domyślić - to były łzy wzruszenia. Te słowa były tak prawdziwe i tylko ja potrafię zrozumieć ich dokładne znaczenie. Z drugiej strony przyszła lekka niepewność - jak to? Czyli naprawdę nie ma już dla mnie rozwiązania i do końca życia muszę się zmagać z lękami?? Ale czy ja kiedykolwiek wierzyłam, że one znikną na zawsze?

Leki zaczęłam redukować przed Bożym Narodzeniem. Zbieg trudnych dla mnie wydarzeń spowodował, że po dwóch tygodniach wróciłam do poprzedniej dawki. Drugą próbę podjęłam w połowie stycznia i ze 100mg dziennie Fevarinu (700mg tygodniowo) zeszłam już do 400mg tygodniowo. 

Niestety lęki znów się nasiliły. Jak się okazuje, lek, który biorę od kilku lat działa głównie przeciwdepresyjnie, a nie przeciwlękowo. To, że ostatnio znów jest gorzej, to po pierwsze efekt natłoku trudnych wydarzeń, a po drugie psychika, czyli wmawiam sobie, że redukcja leków zwiększy lęk. I tak się dzieje, chociaż są to objawy somatyczne, a nie medyczne.

 


0 komentarze:

Prześlij komentarz