W tym roku wakacje były trochę inne. Po pierwsze dłuższe, bo aż 17 dni. Po drugie pierwszy raz przemieszczałam się z jednego miejsca w inne. Po trzecie dawno nie rezerwowałam wakacji z takim wyprzedzeniem. I po czwarte pierwszy raz jechałam przez dzień.
Miesiąc przed wyjazdem bardzo się cieszyłam na myśl o urlopie - o dziwo nie czułam lęku, tylko ekscytację. Niestety to się zmieniło na 10 dni przed, gdy mój pies zachorował. Zaczęłam się bardzo stresować przede wszystkim jego stanem i do głowy przychodziły mi same czarne myśli - wspomnienia poprzedniego psa, który od nas odszedł. Miałam nawet wątpliwości, czy powinnam jechać. Ostatecznie udało się ustabilizować sytuację, dostaliśmy rozpiskę lęków i zabiegów (m.in. codzienne kąpanie) i pojechaliśmy, a psu na wyjeździe nawet się poprawiło!
Pierwszym celem podróży były Mazury, na których nigdy jeszcze nie byłam. Co prawda nie pojechaliśmy w same serce Mazur, a na granicę Warmii, żeby potem nie mieć daleko się przemieszczać.
Cel podróży: Ostróda
Ilość dni: 5
Ilość ataków paniki w czasie podróży: 0
Ilość zażytych leków podczas pobytu: 0
Podjęte wyzwania, podczas których odczuwałam lęk:
1. Podróż - w momencie, gdy zjechaliśmy z autostrady i jechaliśmy przez wioski. Czas trwania ok. 10min.
2. Wycieczka do Gietrzwałdu - znowu jazda przez wioski, piekielny upał, przez co bałam się o psa, nie chciałam ryzykować zjedzenia obiadu w tym miejscu. Czas trwania ok. 10 min.
3. Fryzjer - na wyjazdach zawsze mam takiego pecha, że woda z prysznica nie ma ciśnienia, przez co nie jestem w stanie umyć swoich długich, gęstych włosów. Do tej pory męczyłam się sama, ale tym razem postanowiłam zaryzykować i poszłam do fryzjera. Ten pomysł chodził mi po głowie podczas każdego wyjazdu, ale nigdy się nie odważyłam. Do salonu weszłam z marszu - inaczej bym się nie zdecydowała. Mimo, iż pomieszczenie było małe, a w środku dużo ludzi, to dałam radę. A najgorzej nie było nawet przy samej myjce, a już podczas suszenia. Policzyłam, kiedy ostatni raz byłam u fryzjera i... zrobiłam to pierwszy raz od 13 lat! Dacie wiarę? To nie tak, że przez ten czas nic nie robiłam z włosami - mamy przyjaciółka jest fryzjerką i zajmowała się moimi włosami w domu. Do tego za usługę w salonie zapłaciłam grosze i od razu skarciłam się w myślach, że głupia przez tyle lat się męczyłam. Czas trwania lęku: ok. 7 min w trakcie i duży stres przed.
4. Wieża Bismarcka - wlazłam na nią sama. Najgorszy był ostatni etap, składający się z prawie pionowych, wąskich schodów. Do tego samozamykające się drzwi, które trzeba było przytrzymać wchodząc. Nogi mi się trzęsły, wyszłam, zobaczyłam jak jestem wysoko, spanikowałam, trzymając się drzwi zrobiłam szybko zdjęcie i zaczęłam schodzić, bez obchodzenia wieży po tarasie widokowym. Czas trwania ok. 3 min.
5. Wycieczka motorówką - być na Mazurach i nie popływać? Toż to się nie godzi! Miałam do wyboru kajak, sup, statek (odpada, nie można w dowolnej chwili zawrócić), rowerek wodny, narty wodne (życie ci nie miłe?), jacht (odpada - nie mam patentu) i łódź motorową, zdecydowaliśmy się na to ostatnie. A w zasadzie ojciec zdecydował, bo jest przecież dużym chłopcem! Początkowo mieliśmy płynąć wszyscy razem z psem, ale mama bała się, że pies wyskoczy i została z nim na lądzie. A motorówką płynęłam sama z ojcem. Nawet ją prowadziłam :) Czas trwania: ok. 15 min.: im dalej lądu, tym większy lęk.
Sytuacje bez lęku - posiłki, plażowanie nad jeziorem, długie spacery, noce, zwiedzanie zamku.
Podsumowując, I część wakacji bardzo udana, chociaż do Ostródy na urlop raczej nie wrócę.
0 komentarze:
Prześlij komentarz