Już się tłumaczę

Wiele (o ile nie większość) osób, które piszą artykuły, blogi, a nawet książki, miewa problemy z weną. Wśród społeczeństwa krąży pogłoska, że najczęściej wena twórcza przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach, np. w toalecie :) Dlatego warto mieć zawsze ze sobą coś do pisania, chociażby telefon, żeby zanotować istotę tego, co przychodzi na myśl.



Jeśli chodzi o moją osobę, to pomysły na kolejne posty i moje autorskie złote myśli przychodzą mi do głowy najczęściej przed snem, gdy jestem już tak zmęczona, że nawet nie mam siły sięgnąć po telefon. Kiedyś próbowałam zapamiętywać to, o czym myślałam, zanim oddałam się w objęcia Morfeusza. Rano wstałam, zasiadłam do laptopa i... na tym koniec. Nie pamiętałam nic, czysta karta. Wpadłam więc na pomysł, że będę na bieżącą pisać posty mimo, że jestem bardzo śpiąca. Efekt? Nie napisałam ani jednego posta na bieżąco. Pomyślałam więc: "ok, będę się nagrywać na dyktafon, a potem tylko to spiszę". Efekt jak wyżej. Stosuję więc jedną metodę - notuję najważniejsze myśli i pomysły w zeszycie, który zawsze mam koło łóżka. Zazwyczaj robię to po ciemku, intuicyjnie ;)

Dlaczego więc tytuł tego posta brzmi "już się tłumaczę"? Ponieważ mimo ogromnych chęci nie zawsze udaje mi się w 100% ubrać w słowa to, co mam naprawdę w głowie. Nie zawsze ujmuję jasno sedno moich przemyśleń i genialnych odkryć, pochodzących z moich obserwacji. Często też popełniam błędy gramatycznie i/lub stylistyczne, chcąc szybko przekazać Wam wyniki moich spostrzeżeń, zanim znów pójdą w niepamięć. Więc musicie mi to wybaczyć i z cierpliwością czekać na kolejne posty, które (mam nadzieję) wniosą coś wartościowego w Wasze życie :)   

                                                                                                                          Wasza AntyK.

0 komentarze:

Prześlij komentarz