Odpowiedź jest prosta - działać. Nie poddawać się, nie dać się owładnąć strachowi, nie dać się zatrzymać w domu. W moim przypadku najlepiej się sprawdza spontaniczność.
Stach przed kolejną randką i tysiące pytań. Co, jeśli znów źle trafię? Co, jeśli znów zostanie odebrana mi nadzieja? Co, jeśli nie dam rady i się poddam?
Co trzeba zrobić, by zabić strach ?
Ta chwila czasem za długo trwa
Ci, którzy mają dość - idą spać
Nie każdy prawo ma rano wstać
Ta chwila czasem za długo trwa
Ci, którzy mają dość - idą spać
Nie każdy prawo ma rano wstać
Mam ostatnio kolejny spadek nastroju. Nie wiem czy jest to spowodowane jakimś przesileniem, czy przemęczeniem, czy odstawieniem dodatkowej porcji leków, czy też pojawieniem się kolejnego mężczyzny na horyzoncie. Gdy już, prawie że, znajomość umarła śmiercią naturalną, wyciągnęłam ją z powrotem na wierzch proponując spontaniczne spotkanie, które odwlekane było już od kilku miesięcy. Mogłam się poddać i snuć domysły co by było gdyby, albo zaryzykować , żeby później nie żałować, że nie spróbowałam.
Byłam sama w domu. Godz. 19 piszę z propozycją spotkania. Propozycja zaakceptowana. 35 mg hydroxyzyny i ogromny lęk. Nikt nie wiedział o naszym spotkaniu. Przed wyjazdem okazało się, że z autem jest coś nie tak. Pojawił się dodatkowy lęk, czy nie zostanę gdzieś na środku skrzyżowania. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. 35 mg to zdecydowanie za dużo na jazdę samochodem. Musiałam się ogromnie skupić, czułam się, jakbym prowadziła po pijaku. Wyjechałam z domu trochę wcześniej, bo wolę być pierwsza na miejscu spotkania. Za szybko skręciłam na parking i... musiałam kawałek podjechać ścieżką rowerową. O Jezu, co za wstyd! Dobrze, że było ciemno i mało ludzi. Mam nadzieję, że nikt tego nie widział. Czekałam w samochodzie w stresie 10 min. Patrzę w lusterko - ktoś wjeżdża na parking. Serce podeszło mi do gardła. Fałszywy alarm. Wyszłam z auta i zaczęłam spacerować, żeby rozładować napięcie. Nagle widzę nadjeżdżający samochód. Kilkanaście sekund i dzwoni mi telefon. To on. Widzę go, widzę jego zarys, jak zmierza w moją stronę. I wiem, że teraz już nie ma ucieczki. Stoję zaskoczona przez samą siebie nie wierząc, że to dzieje się naprawdę.
Godzinny spacer i miła rozmowa. W trakcie spaceru chwilami pojawiał się lęk, ale na szczęście mały. Kilkakrotnie padała z jego strony propozycja, żeby wejść do knajpki coś zjeść, albo chociaż napić się herbaty. Wywołało to u mnie trochę smutku i żalu, bo przecież wie, jaki mam problem. Tymi propozycjami tylko uświadamia mnie, że jestem gorsza od innych. W związku z powyższym po spacerze każdy oddalił się w swoją stronę.
Czuję pewien niedosyt, ale z drugiej strony na nic się nie nastawiałam. Oboje wiemy, że dużo nas różni i być może nic wielkiego między nami nie powstanie. Nie było burzy emocji jak na mojej poprzedniej randce. Po spotkaniu też nie ma euforii. W zasadzie nic się nie zmieniło. Utrzymujemy kontakt i być może dojdzie do kolejnego spotkania. Szkoda tylko, że kosztuje to tyle nerwów i czasu, którego już nie odzyskam. A przecież nie wiem, czy cokolwiek z tej znajomości wyniknie.
P.s.Wybaczcie chaos w wypowiedzi.
P.s.2 Tak, to on gra i śpiewa dla mnie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz