Mały wielki sukces

W zeszłym tygodniu pojechałam z mamą do przygranicznego miasta w sprawach służbowych. Było trochę stresu w trakcie jazdy, a potem jeszcze więcej w trakcie załatwiania spraw. Ale udało się i wszystko poszło pomyślnie.

Rozochocona małym sukcesem zdecydowałam się pójść o krok dalej. 

W owym mieście jest piękny zamek, a na wzgórzu zamkowym znajduje się stara baszta z Wieżą Piastowską, mierzącą 24 m (czyli więcej niż latarnia morska w Ustce). Byłam w tej okolicy już wielokrotnie, ale albo nie było chętnych na wyjście na wieżę, albo była zamknięta. 



Tym razem również nie miałam z kim zdobyć wieży, ponieważ mama miała nieodpowiednie obuwie. Postanowiłam więc, że wyjdę na wieżę SAMA. 

Kupiłam bilet i zaczęłam się wspinać po stromych, drewnianych schodach. Chciałam to zrobić jak najszybciej, żeby nie zdążyć spanikować. Mniej więcej w połowie drogi musiałam przepuścić innych zwiedzających. Zatrzymałam się z zadyszką i walącym sercem. Popatrzyłam w dół i... przeraziłam się, jak bardzo strome są te schody! Nie dam rady z nich szybko zbiec! Do tego nie wiedziałam ile jeszcze kondygnacji przede mną. Zaczął pojawiać się lęk. Chciałam zawrócić. Bałam się, że zaraz spanikuję. Ale poszłam za ciosem. Na nogach jak z waty, gdzie mięśnie przeistoczyły się w miękką galaretkę, weszłam na sam szczyt. Zamknęły się za mną metalowe drzwi i znów spanikowałam. Pojawił się lęk wysokości. Byłam na górze sama! Nie mogłam natychmiast wrócić na dół, a do tego nie wiedziałam, jak zejdę po tych schodach!


Wzięłam kilka głębokich oddechów, sprawdziłam 2 razy czy drzwi na pewno się nie zatrzasnęły, bez podchodzenia do barierki zrobiłam szybko kilka zdjęć na dowód, że zdobyłam "szczyt" i szybko skierowałam się do wyjścia.

Zejść po schodach nie było łatwo. Stopnie były bardzo wąskie, do tego co chwilę musiałam przepuszczać innych, którym też schodzenie sprawiało problemy. No i nogi, które całkowicie straciły napięcie w mięśniach. 

Nawet nie wiem jak to zrobiłam, ale w mgnieniu oka znalazłam się na dole. Odetchnęłam z ulgą, ale i z ogromną satysfakcją. Nagle - co to - nie mogę iść! Nogi mi tak zwiotczały z napięcia, że nie byłam w stanie zrobić prostego kroku! Musiałam chwilę odczekać, zanim wszystko wróciło do normy. Pierwszy raz w życiu doznałam tak dziwnego uczucia! Niesamowite, jak bardzo musiałam być spięta! 

Mały wielki sukces odhaczony, a przez kolejne 3 dni zmagałam się z niesamowitymi zakwasami, które przypominały mi o sukcesie ;)
 

0 komentarze:

Prześlij komentarz