Pojechałam z rodzicami na zasłużony odpoczynek do SPA w Bukowinie Tatrzańskiej :)
Podróż w tamtą stronę była stresująca. Czułam napięcie i lęk, ale na szczęście nie na tyle, żeby powiedzieć o nim głośno, zgłosić potrzebę zatrzymania się i wzięcia tabletki.
Pierwszym punktem było Zakopane. Padała mżawka, więc tylko szybko przeszliśmy przez Krupówki, a następnie poszliśmy na obiad. Tam też było trochę napięcia, ale do wytrzymania.
Potem przejazd do hotelu i bardzo miłe zaskoczenie jego hmmm... jakością? "Tu jet jakby luksusowo" :) Super, że ciężka praca daje mi możliwość skorzystania z takich obiektów przynajmniej od czasu do czasu.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wskazała kilku minusów:
- wyjazd z rodzicami. O ile wyjazd z mamą aż tak by mi nie dokuczał, o tyle z ojcem była tragedia. Już sam fakt, że koszmarnie chrapał i nie dał mi w nocy spać, jest wystarczającym argumentem. Bardzo bym chciała znaleźć się w tamtym miejscu z ukochaną drugą połówką, spędzić taki romantyczny czas, ahhh rozmarzyłam się :)
- na basenach panowała straszna duchota, która wywoływała u mnie lęk, ale dało się ją zwalczyć, wychodząc w stroju kąpielowym na zewnątrz, gdzie temperatura wynosiła 2 stopnie :)
- ostatniej nocy ojciec jak zwykle obudził mnie chrapaniem i dopadł mnie dziwny napad lęku. Na szczęście trwał tylko chwilę, ale był okropny! Zlałam się potem i cała się trzęsłam!
- w ostatni dzień nasz największy klient bombardował mnie telefonami i był wkurzony, że nie ma mnie w domu i nie mogę udzielić mu kilku informacji w sprawie dokumentów firmy. Z jednej strony powinnam mieć to gdzieś, bo w końcu jestem na urlopie i niech to uszanuje. Ale z drugiej strony jest to nasz największy klient, więc pojawiła się obawa, że będzie niezadowolony z naszych usług i będzie chciał zrezygnować. Efekt? Cały trzydniowy wypoczynek poszedł się paść i wracałam do domu w nerwach.
Przed powrotem do domu pojechaliśmy do Zakopanego po pamiątki. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać i skusiłam się na gorącą czekoladę. Całą drogę powrotną było mi niedobrze, mdliło mnie. Znów się wymęczyłam. Ale być może dzięki temu nie było tak dużego lęku i napięcia.
Podczas śniadania doszłam do wnioski, że odpowiadałaby mi praca kelnerki w takim hotelu. Tyle, że wolałabym być nad morzem, a nie w górach. Może pewnego dnia rzucę wszystko i wyjadę na drugi koniec Polski zająć się mniej stresującą i absorbująca pracą w zamian za mieszkanie w pokoju hotelowym nad morzem. Ten plan o dziwo nie wydaje mi się jakoś bardzo odległy i absurdalny. Więc nie bądźcie zaskoczeni :)