Buduję swoją markę


Sklep w końcu ruszył, po niezliczonej ilości godzin pracy, niezliczonych kosztach obsługi zewnętrznej i niewymiernej ilości moich nerwów. Ale na tym się nie kończy. W sumie, to dopiero się zaczęło. Teraz muszę się wszystkie nauczyć (obsługi), muszę zgrać magazyn i powiązać aukcje, muszę uruchomić jak najwięcej akcji automatycznych, żeby odjąć sobie obowiązków, zamiast dołożyć, jak to jest teraz. Niestety informatycy będą mnie prześladować chyba do końca życia. Znam tylko jednego, JEDNEGO, który zawsze podoła wyzwaniom, zna się na swojej pracy, a jak czegoś nie umie, to mówi, że nie umie, a nie udaje, że pozjadał wszystkie rozumy (ten post nie jest sponsorowany). Cała reszta jest o kant dupy rozbić. Nie wiem, czy tylko ja mam takiego pecha, czy za dużo wymagam, czy o co chodzi. Nie ważne, czy to programista, wdrożeniowiec, grafik czy "specjalista" od pozycjonowania. Wszyscy zeżarli mi tyle nerwów, że moja nerwica przy tym to pikuś. Hit z ostatniego tygodnia jest taki, że za wysłanie pytania e-mailem otrzymałam fakturę 70 zł netto! A odpowiedź brzmiała "Nie, nie można." 
 


Średnio 3-4 razy w tygodniu miałam pod opieką dzieci. Ostatnio mniej, ze względu na swoją "żałobę" oraz przedświąteczny natłok pracy. Dzieciaki mają swoje humorki i bywają niegrzeczni. Rodzina nie rozumie, że jeśli nie wychodzę z domu o 7 i nie wracam o 15, to nie znaczy, że nie pracuję! Zdziwieni, że mogę nie mieć czasu. Do tego dochodzi praca związana z biurem rachunkowym i wieczorami leżę i zdycham, nie mając siły nawet telefonu wziąć do ręki, żeby utrzymywać te pozostałości po relacjach towarzyskich. I to mnie chyba najbardziej boli - brak zrozumienia. Ja się poświęcam, poświęcam swój czas, swoją pracę (czasu wolnego nie, bo i tak go nie mam), ostatkiem sił schodzę na dół żeby w końcu móc usiąść na dupie, a w zamian słyszę od ojca zrób mi herbatę. Bo przecież siedzę, czyli się nudzę, czyli nic nie robię. I tak każdy dzień kończy się awanturą, bo tylko powiem "nie" i nawet nie zdążę się wytłumaczyć, a już leci w moją stronę wiązanka. Niewdzięcznica jedna!

Ten post napisałam jeszcze przed śmiercią Nusi. Teraz jest trochę inaczej, wieczorami więcej czasu spędzamy razem i jest między nami więcej zrozumienia. Okazało się, że każdy z nas potajemnie zaczął już przeglądać ogłoszenia ze szczeniakami. Czyli wszyscy jesteśmy na TAK, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze za szybko, wciąż tak bardzo mi jej brakuje :( Chcę zrobić fotoksiążkę z jej zdjęciami, ale wciąż brakuje mi czasu. Jestem tym wszystkim już zmęczona...

Poważnie zastanawiam się nad zatrudnieniem kogoś do pomocy. Musi to być ktoś zaufany, bo przecież będzie mi chodzić po domu. Póki co trafiłam na super dziewczynę od marketingu, która pomaga mi budować swoją markę w mediach społecznościowych.


0 komentarze:

Prześlij komentarz