Kolejna wizyta w szpitalu - zdjęcie szwów

 Tego momentu bałam się najbardziej od wyjścia ze szpitala. Po pierwsze za nic w świecie nie chciałam wrócić w to miejsce. Wiedziałam, że mogę udać się gdzieś indziej na ten zabieg, ale przerażało mnie stanie w kolejce. Poza tym miałam mnóstwo pytań dotyczących przebytej operacji i jej powikłań. Tylko tam mogli mnie uspokoić, że alergia i krwawienie są zupełnie normalne. 

Po drugie nigdy nie byłam szyta i nie wiedziałam, czy zdejmowanie szwów boli. Obawiałam się, że będzie to ból podobny do wyciągania drenu z rany. Drugi raz nie chciałam przez to przechodzić. Szycie mam na ok. 16cm i wyobrażałam sobie to jak szwy łączące materiał. Musiałoby ich być kilkanaście! Za wszelką cenę powstrzymywałam się, żeby nie obejrzeć tej czynności na YouTube i jeszcze bardziej się nie nakręcić. 

Przed wizytą wzięłam hydroxyzynę. Pojawienie się znów w tym miejscu wywoływało u mnie traumę. Na szczęście nie było dużo osób w kolejce. 


Już przy rejestracji zaczął nasilać się lęk. Celowo nie zabrałam z samochodu wypisu, żeby w razie czego móc przerwać falę lęku i wrócić na chwilę na parking. Tak też się stało - zostawiłam mamę przy okienku i poszłam po wypis. Gdy wróciłam, rejestracja była już prawie zakończona. Pozostało mi czekać na zawołanie do gabinetu. Przede mną nie było nikogo. Mimo to czekałam z jakieś 8 minut. Chodziłam tam i z powrotem po korytarzu. Cieszyłam się, że gabinet jest zaraz przy drzwiach wyjściowych, a nie gdzieś na piętrze.

Zostałam zawołana. Mama weszła ze mną, chociaż pielęgniarka (położna?) oponowała. Można powiedzieć, że weszła tam siłą. Pielęgniarkę widziałam pierwszy raz. Na szczęście była niesamowicie miła i wyrozumiała. Widziała przerażenie w moich oczach i starała się mnie uspokoić. Samo wyciągnięcie szwów trwało może 40 sekund i było bezbolesne. Czułam jedynie lekkie łaskotanie. Rana po drenie nie była jeszcze całkowicie zrośnięta i pielęgniarka zastanawiała się, czy jeszcze nie zostawić na niej szwów i kazać mi przyjść za kilka. Zaraz jak tylko wypowiedziała te słowa i spojrzała na moją minę, zmieniła zdanie i wyjęła je wszystkie. Była pierwszą osobą, która poinstruowała mnie, jak należy dbać o ranę. Wypytałam ją o moje uczulenie, krwawienie i wszystkie inne obawy, które zasiały się w mojej głowie. Uspokoiła mnie, że to wszystko jest normalne i nie mam się czego obawiać. Powiedziała też kiedy należy udać się na wizytę kontrolną do ginekologa, a także kiedy będą wyniki badania histopatologicznego. 

Dopiero teraz odetchnęłam z ulgą. Po tygodniach pozostawania w ciągłej gotowości do ataku, ucieczki i walki o życie mój lęk zaczął opadać. Z radości pojechaliśmy z rodzicami na fast foody, chociaż wciąż powinnam trzymać dietę lekkostrawną ;)



0 komentarze:

Prześlij komentarz