Teoretycznie po wyjęciu szwów wszystko powinno powoli wracać do normy. No właśnie, teoretycznie, ponieważ po kilku dniach zaczęłam się już bać wizyty kontrolnej, że jednak coś będzie nie tak i każą mi wrócić do szpitala.
Objawy powoli zaczęły ustępować. Krwawienie zanikło, uczulenie również. W międzyczasie przyszły wyniki badania histopatologicznego. Do odebrania w szpitalu. Na samą myśl, że muszę wrócić w to miejsce, dopadał mnie lęk.
Mama miała upoważnienie do odbioru wyników, ale nie chciałam całkowicie się poddawać. Pojechałam z nią, jednak nie odważyłam się wysiąść z auta. Czekałam na parkingu i panikowałam. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że wyniki mogą być złe. W ogóle to zapomniałam, że to po nie przyjechałyśmy. Po prostu tak zestresowało mnie samo to miejsce i pozostanie samej na parkingu. Momentami brałam już telefon do ręki, żeby mama szybko wracała. Równocześnie bałam się chociażby wyjść i pochodzić po placu. Trwało to z dobrych 20 min.
Z wyników niewiele... wynika. Zastanowiło mnie to, że w rozpoznaniu klinicznym napisane jest "mięśniaki" w liczbie mnogiej, a niżej w rozpoznaniu makroskopowym jest opis tylko jednego mięśniaka. To tej pory byłam przekonana, że był tylko jeden. Nikt nic nie wspominał, że było ich więcej.
Mając już wynik mogłam umówić się na pierwszą wizytę kontrolną do ginekologa. Byłam zestresowana jak nie wiem co. Miałam też przygotowaną całą listę pytań. Może w końcu się czegoś dowiem o przebiegu operacji i o swoim stanie zdrowia...
Lekarz zbadał mnie i powiedział, że wszystko ładnie się goi. Co chwilę o coś go pytałam, ale odpowiadał dość zdawkowo. Dowiedziałam się tylko, że szwy wewnętrzne rozpuszczają się kilka miesięcy i jeszcze przez jakiś czas będę czuć zgrubienia (supełki) pod palcami.
Następnie rzucił okiem na wyniki badań hist-pat. i nic nie skomentował. Zapytałam więc, ile w końcu było tych mięśniaków. Taką uzyskałam odpowiedź:
- Ja nie pamiętam już co tam Pani miała. Wie Pani ile ja takich operacji przeprowadzam?
Spytałam więc, czemu na wynikach są mięśniaki w liczbie mnogiej, a wynik badania jest tylko jednego.
- A kto to badał? (Tu spojrzał jeszcze raz na wynik). Aaa, ta patolog jest już tak stara i ślepa, że pewnie nie zauważyła, że było ich więcej.
I tyle się dowiedziałam.
Na koniec lekarz zapytał, czy było aż tak strasznie. Powiedziałam, że gorzej było w ostatni dzień pobytu w szpitalu niż zaraz po operacji i już miałam naskarżyć na jego podopieczną, ale przerwał mi i powiedział, że gdyby wiedział, że tak źle się czułam, to nie wypisałby mnie do domu. Zabawne. Następnie zmienił temat, a i ja chciałam jak najszybciej o tym wszystkim zapomnieć.
Dopiero teraz zaczęłam wracać do zdrowia - tak fizycznego, jak i psychicznego. Czekałam na ten moment, żeby móc zaplanować wakacje. Dochodził koniec czerwca, a w sierpniu miałyśmy już jechać z mamą do sanatorium.
W dzień wyjazdu nad morze byłam na drugiej wizycie kontrolnej. A w zasadzie to poszłam tylko po L4. Wizyta przebiegła błyskawicznie. Nie byłam badana, tylko dostałam zwolnienie na kolejne tygodnie oraz zaświadczenie o zakończeniu leczenia. Znów mnie zaskoczył tym, że nie wziął ode mnie pieniędzy za wizytę. Teraz czekało mnie badanie medycyny pracy, ale póki co skupiłam się na wakacjach, o których będzie następny post.
0 komentarze:
Prześlij komentarz