Nocne ataki paniki

W ostatnim czasie czuję się gorzej. Można powiedzieć, że wróciłam z nerwicą do samego początku. Chociaż tak naprawdę nigdy nie zaczyna się kolejnej walki od zera, bo ma się już doświadczenie w walce z lękami. Za każdym razem jest się o krok do przodu.

W domu czeka nas remont. Jestem w trakcie budowy magazynu. Bardzo dużo rzeczy skupiło się na mnie. Do tego seria wyczerpujących wizyt u dentysty. To wszystko zbiera swoje żniwo w nasilonych objawach. 


 

Jestem po kilku nocnych atakach paniki. Budziłam się dosłownie wyrwana ze snu lękiem.Nie wiedziałam, co się dzieje, ani dlaczego. Uczucie było tak koszmarne, że miałam wrażenie, że zwariuję, oszaleję! Nie bałam się śmierci - wręcz przeciwnie - chciałam umrzeć, żeby przestać czuć. Ale co, jeśli śmierć nie jest rozwiązaniem i nadal będę odczuwać to, co teraz? To jeszcze bardziej nakręcało lęk. 

Czułam, że nad niczym nie panuję. Moje ciało całe drżało. Czułam ucisk z tyłu głowy. Zaburzenia widzenia. Po zamknięciu oczu czułam się jak na statku. Wszystko pływało. Serce jakby znajdowało się za mgłą. Lęk zawsze znajduje sobie najsłabszy punkt w naszym ciele. Tym razem była to łydka. Czułam okropne "kręcenie", coś jakby skurcz mięśni, ale nie do końca. Najgorsze było to, że nie mogłam tego opanować, nic z tym zrobić. Nie mogłam się tego pozbyć! Wyobrażałam sobie, że właśnie taki lęk musi czuć osoba, którą sparaliżowało. 

Wszystkie ataki przeżywałam sama, we własnym pokoju, w swoim łóżku. Wiem, że wystarczyłoby wyjść, przełamać to błędne koło, ale bałam się, że skorzystam z tego wyjścia awaryjnego, a ono nic nie da i pozbędę się już wszystkich kół. Podobnie z lekami - mogłam wziąć hydroxyzynę, która zdjęłaby ze mnie chociaż część napięcia, ale bałam się, że ją wezmę, a ona nie pomoże i stracę kolejne koło ratunkowe. To był obłęd. Bałam się nawet tego, że przyjedzie pogotowie, wbiją mi jakiś uspokajacz i on też NIE POMOŻE! Mogłam wsiąść do auta i pojechać gdziekolwiek, chociaż 1 km od domu - to by pomogło, odwróciło moją uwagę - ale bałam się wyjść ze swojego schematu - bo co pomyśli mama? Że jestem stuknięta? Co powiem innym? Przecież ja nigdy o tej porze nie wychodziłam z domu! Co za chore szablony!

I tak sobie toczyłam walkę "saute" przez kilka nocy, po kilka godzin. Próbowałam technik relaksacyjnych, treningu autogennego, autohipnozy. Raz pomagało, raz nasilało objawy. Czasem pomagało samo szukanie rozwiązań w telefonie. 

Teraz znów boję się zostawać sama w domu - szczególnie z pracownikami. Boję się iść na dalszy spacer, iść do restauracji, z psem do szkoły, boję się jechać gdziekolwiek - znów boję się wszystkiego.

Póki co walczę. Wstrzymałam odstawianie leków - nadal biorę 50mg Fevarinu co 3-4 dni. Jestem bardzo nerwowa, drażliwa i wybuchowa. Szybko wpadam w złość. Czuję, że nikt mnie nie rozumie i wszyscy oczekują, że mam robić to, co robiłam do tej pory. 

Boisz się iść do restauracji? Ale jak to? Nie zdziwiaj, przecież wczoraj byliśmy i nic ci nie było. 

Jedziemy na zakupy do hipermarketu? Wolisz do małego sklepu? A to lepiej zostań w domu.  

Boisz się jechać na lody? Przecież sama to wymyśliłaś, to teraz nie wymyślaj.

Mam sam jechać po twój towar? No pewnie, całkiem olej swoją firmę. Przecież to twój interes.

 



Rodzice oczekują, że będę coraz bardziej samodzielna, a tymczasem znów się cofam. Czuję, że zawodzę. Spadki nastroju póki co odczuwam tylko chwilami, ale gdy tylko zostaję sama ze swoimi myślami, to nasilają się. Jak tylko wybiegnę myślami w przyszłość - załamuję się. W tej chwili totalnie nie widzę swojej przyszłości. 

Niech to się już skończy, chcę móc się wyciszyć. Nie mieć żadnych stresów, na które czekam. A tymczasem na horyzoncie chrzciny i ślub...



0 komentarze:

Prześlij komentarz