Piszę pierwsza, bo jest to pierwsza Komunia ze stwierdzonymi u mnie zaburzeniami lękowymi. Ostatni raz byłam na Komunii u kuzyna 22 lata temu. Pamiętam, że i przed moją Komunią stresowałam się, a szczególnie w pamięci zapadła mi pierwsza spowiedź. To potwierdza, że moje zaburzenia są ze mną od najmłodszych lat.
Przed uroczystością był totalny armagedon. W księgowości miałyśmy ciężki okres rozliczania składek zdrowotnych. Ciocia - babcia dzieci, wyjechała do sanatorium. Kuzynka kończyła remont w domu (przyjęcie organizowali w domu). W efekcie prawie codziennie mieliśmy u siebie dzieci i trzeba się było nimi zająć, równocześnie pracując. Do tego mama została "wybrana" do ugotowania rosołu i zrobienia jednej surówki, a ja do upieczenia 3 ciast.
O dziwo z początku chciałam iść do kościoła, żeby zobaczyć po latach jak to teraz wygląda. Ale ostatecznie nasza rodzina została oddelegowana do przygotowania obiadu, żeby po powrocie z kościoła wszystko było już gotowe.
Po przyjechaniu do domu kuzynki okazało się, że mój 6-letni chrześniak został sam w domu, a stoły nie są nakryte. Mieliśmy 40 minut żeby wszystko ogarnąć. Udało się i nawet zdążyliśmy pojechać do kościoła na końcówkę mszy. I tu zaczyna się krótki epizod lęku.
Wszystko odbywało się w takim biegu, że nie miałam kiedy myśleć o strachu. Ale uwidocznił się, gdy wysiadłam z auta. Miałam na sobie okropnie niewygodne, wysokie i za małe szpilki, w których ledwo szłam. A przed kościołem stał już tłum ludzi, czekających na następną Komunię. Przejście przed nimi wszystkimi było dla mnie bardzo stresujące. Kolejne uderzenie lęku wystąpiło wtedy, gdy uświadomiłam sobie, że gdy dopadnie mnie panika i będę chciała uciec, to w tych butach nie dam rady. Trochę pokręciło mi się w głowie i na szczęście po chwili przeszło.
Pozostałą część przyjęcia spędziłam na totalnym luzie (oprócz sytuacji, gdy wypadła mi z rąk miseczka wraz z zawartością, rozbiła się i ubrudziła mi sukienkę, ścianę oraz kurtkę jednego gościa, co do końca imprezy było mi w żartach wypominane). Ciężko powiedzieć, że byłam tam gościem, bo cały czas kelnerowałam i obsługiwałam gości. Musiałam schować do kieszeni swój introwertyzm i nieśmiałość do obcych żeby pytać: kawa czy herbata? Czy można już zabrać talerz?
Na szczęście pyszne jedzenie i... ciasta :D wynagrodziły mi to ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz