Nocny atak paniki

Mój fizyczny stan zdrowia poprawił się. Objawy ustąpiły, za wyjątkiem wymuszonego kaszlu i duszności, które wmawiałam sobie i pojawiały się tylko wtedy, gdy sobie o nich przypomniałam. Wydawałoby się, że wszystko wróciło do normy. Ale niestety nie.

Moja nerwica i tak długo wytrzymała bez ataku. I teraz przyszedł jej czas. 

Noc z wtorku na środę. To był jakiś koszmar! Na początku nic nie zapowiadało ataku. Jak co wieczór leżałam w łóżku, nadrabiałam zaległości na telefonie i oglądałam coś w TV. Zbliżała się północ, a mi nadal nie chciało się spać. Wyłączyłam telewizor i postanowiłam posłuchać czegoś na YouTube. Co mnie podkusiło, żeby wyszukiwać filmików nagranych przez chorych na koronawirusa! 

Po 20 minutach słuchania wypowiedzi chorych zaczął pojawiać się lęk. I narastał. Powyłączałam wszystko i próbowałam zasnąć. Ale nic z tego. Zaczął się atak paniki. Mięśnie zaczęły mi drżeć. Im bardziej chciałam je uspokoić, tym bardziej się spinałam i tym mocniej drżały. Próbowałam wziąć książkę i skupić się na czytaniu. Nie dało się. Wstałam i zaczęłam ćwiczyć. Przysiady, brzuszki, skłony, deskę. Całe ciało tak mi drżało, że nie potrafiłam złapać rytmu oddechu i bicia serca. To mnie nakręcało jeszcze bardziej. Zeszłam do kuchni, napiłam się wody, zażyłam 20 mg hydroxyzyny. Wróciłam do łóżka. Dalej to samo. Poszłam obudzić mamę. Próbowała mnie zagadywać, jakoś uspokoić, ale nic nie pomagało. W dalszym ciągu towarzyszył mi ogromny lęk i najgorsze jest to, że nie widziałam światełka w tunelu. Zasnęłam dopiero po kilku godzinach, gdy zaczęło świtać. Możecie sobie tylko spróbować wyobrazić, jak ciężki był dla mnie kolejny dzień - i są wszystkie następne.



Skąd ta nagła panika? Po pierwsze sytuacja narastała. Kolejne ograniczenia nakładane przez rząd. Nie mogę czegoś zrobić, nie mogę wyjść z domu, nie mam na to żadnego wpływu i nie wiem, jak długo to potrwa. To idealne sytuacje dla nerwicy. I co z tego, że przed epidemią wolałam zostawać w domu? Kluczowe jest to, że teraz MUSZĘ, nie mam wyboru, możliwości ucieczki, drugiego wyjścia. Bałam się, że nikt ani nic nie jest w stanie mi pomóc. Nie ma żadnego cudownego leku, który mnie totalnie uspokoi. Nie pomoże wezwanie pogotowia. Jedyne wyjście widziałam w... zabiciu się.

Do tego doszła choroba, która podniosła poziom lęku i paniki. Choroba minęła, ale lęk pozostał. I teraz każda noc jest dla mnie ciężka. Nadal towarzyszy mi duże uczucie lęku i niepokoju. Nie mam już takich ataków paniki, ale napięcie i lęki towarzyszą mi przez cały dzień. Boję się zostać sama w domu. Każdego dnia zmagam się z trudnościami. Marzę, żeby to wszystko już minęło, żeby epidemia już się kończyła. Wiem, że nie jestem w tym sama, że z powodu zamknięcia w domu lęk pojawia się u wielu osób, które nigdy nie miały objawów nerwicowych. Chciałabym móc odpocząć, odetchnąć z ulgą, móc na spokojnie usiąść z książką w ręce, zająć się swoimi pasjami. Jedyne co mnie teraz ratuje, to mega dużo pracy. 

Błagam, niech ten koszmar się wreszcie skończy! :(

0 komentarze:

Prześlij komentarz