Przyszła pora na kolejny krok w generalnym przeglądzie. Najłatwiejsze wydało mi się pójście do dermatologa z przebarwieniami na czole, które ostatnio mi się pojawiły, a także ze znamionami.
Na wizytę czekałam miesiąc. W dzień wizyty bardzo się stresowałam. Lęk był na tyle silny, że musiałam wziąć hydroxyzynę (nie pamiętam kiedy ostatni raz ją zażywałam! Byłam "czysta" nawet na wakacjach, wycieczkach, urodzinach i innych grupowych spotkaniach). Do poczekalni weszłam z mamą, mimo, iż wyraźnie było napisane, że tylko dzieci mogą wchodzić z opiekunem. Ale czyż w takiej sytuacji nie jestem jak dziecko?
Do gabinetu weszłam sama, choć wahałam się do ostatniej chwili, czy nie pociągnąć za sobą mamy. Lekarka okazała się mniej więcej w moim wieku. Ciągle coś pisała i pisała na komputerze, równocześnie słuchając, z czym przychodzę. Mój lęk rósł, bo musiałam siedzieć w jednym miejscu bez ruchu i czekać. W końcu lekarka kazała mi się rozebrać, żeby obejrzeć wszystkie znamiona na moim ciele. Nie było to dla mnie komfortowe, ale z drugiej strony cieszyłam się, że mogę wstać, ruszyć się i położyć. To dało mi trochę wytchnienia.
Lęk pojawiał się jeszcze pod koniec, gdy znów ubrana siedziałam przy biurku w bezruchu, słuchając zaleceń. Prawdopodobnie moje przebarwienia nie znikną, a wręcz przeciwnie - jeśli będę przebywać na słońcu, to mogą się pogłębić. Jak osoba z naturą depresyjną ma unikać słońca? To już chyba wolę chodzić z brązowym plackiem na czole. Najwyżej zapuszczę grzywkę ;)
Ostatecznie dostałam maści, które mogę stosować dopiero na zimę, gdy słońce już będzie słabe. Również na zimę umówiłam się na usunięcie 2 znamion. Kilka lat temu miałam już pierwsze podejście, ale napełniona lękiem zrezygnowałam. Potem było drugie podejście, również zakończone fiaskiem. Mam nadzieję, że tym razem mi się uda. Do trzech razy sztuka. Trzymajcie kciuki!
0 komentarze:
Prześlij komentarz