Wycieraczki robią chlap, chlap, chlap

Słowem wstępu:
Mój ojciec, zawodowy kierowca, który zawsze każdego poucza jak ma jeździć. Typowy Janusz w samochodzie. Szczególnie upodobał sobie dręczyć mnie i mamę. Na okrągło czepia się, że nie wyłączamy wycieraczek po zakończeniu jazdy. Z różnych powodów nie jeżdżę samochodem zbyt często, więc moje doświadczenie jest adekwatne. Nie mniej jednak nie uważam siebie za złego kierowcę.



Czas i miejsce akcji: Deszczowy, piątkowy wieczór. Okolice mojego domu.
Bohaterowie: Antykonformistka i jej apodyktyczny, nadwrażliwy ojciec.
Sytuacja oparta na faktach. Wszelka zbieżność nazwisk i wydarzeń przypadkowa.

Wchodzimy do przedpokoju i ubieramy się. Za chwilę mamy odebrać mamę od koleżanki i wspólnie jechać na urodziny do mojego kuzyna. Zapinam buty i słyszę, jak ojciec burczy coś do mnie pod nosem.
- Co mówiłeś? - zapytałam.
- Masz kluczyki? - powtórzył z niechęcią wymalowaną na twarzy.
Od razu załapałam aluzję. Zapytał, czy wzięłam z kuchni kluczki, co oznacza, że nie jest "na czczo" i to ja mam prowadzić samochód. W przeciwnym razie siedziałby już za kierownicą i trąbił na mnie, że tak wolno się zbieram. Lubię jeździć autem więc z chęcią wróciłam się do kuchni. Fakt, że pewniej czuję się w samochodzie mamy, za to maszyna ojca jest sportowa i można się w niej polansować.
Gdy wyszłam z domu ojciec siedział już na miejscu pasażera. Zamknęłam dom i usadowiłam się na miejscu kierowcy. Wiedziałam, że bez cennych i uszczypliwych uwag tatusia się nie obejdzie. W efekcie byłam trochę spięta i utraciłam swoją pewność siebie. Pierwsze wyciągnęłam ze schowka między siedzeniami pilot do bramy.
- Po co to wyciągasz? Przecież wystarczy, że wsadzisz tam palec, a nie, że za każdym razem brelok jest wsadzony byle jak - błyskawicznie zareagował na mój pierwszy ruch.
Zacisnęłam zęby i przemilczałam to. Ustawiłam siedzenie i lusterka, zapięłam pasy i odpaliłam silnik. Chlap, chlap. Rozbawiona od razu wysunęłam ripostę.
- Ha ha ha, co to ma być???? Zostawiłeś włączone wycieraczki??
- No i co z tego? - odparł zdeprymowany, przyłapany na gorącym uczynku.
- Jak to co? Przecież wiecznie zwracasz mi i mamie uwagę i drzesz się po nas, żeby wyłączać wycieraczki po skończonej jeździe - wybuchnęłam z satysfakcją, że mogłam mu wytknąć jakiś błąd.
- To jest moja sprawa. - ofukną.
- Twoja sprawa mówisz? To czego się wtrącasz do tego, jak my jeździmy? - nie odpuściłam.
- Ty się dopiero uczysz.
- Ha ha ha - wybuchnęłam śmiechem - uczę się, gdzie się włącza wycieraczki?  
Ojcu brakło argumentów i zamilkł. Podważyłam jego autorytet i jedno było pewne - teraz jeszcze baczniej będzie przyglądał się mojej jeździe.
Warunki do jazdy były fatalne. Ciemno, ślisko i zacinający deszcz, który ograniczał widoczność. Byłam mocno skupiona na jeździe, bo nie chciałam nikogo ochlapać, a jeszcze bardziej potrącić na pasach. Starałam się też unikać wszystkich dziur, które mogłyby zaszkodzić oczku w głowie taty. Szło mi chyba nieźle, bo - nie mając się do czego przyczepić - w końcu rzekł:
- Ile jest stopni na zewnątrz? - często sprawdzał w ten sposób moją wiedzę z zakresu obsługi wyposażenia wewnętrznego. Dałam się wciągnąć w tę grę i zaczęłam szukać jednym okiem opcji zmiany na wyświetlaczu, a drugim pilnując swojej jazdy i trzymania się właściwego pasa.
"Mode", to chyba będzie to - pomyślałam i tym samym wcisnęłam przycisk na kierownicy. W głośnikach zatrzeszczało i fale radiowe zmieniły się z FM na AM. 
- No i co to robisz? - usłyszałam ze złością w głosie.
- Wiesz co? W dupie mam, ile jest stopni na zewnątrz. Jak chcesz to wystaw sobie łeb za okno to się dowiesz.
Do końca jazdy miałam spokój. 


 Z pozdrowieniami dla wszystkich rodziców 😁

0 komentarze:

Prześlij komentarz