Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne.

Generalny przegląd c.d. | Druga wizyta u dentysty

Zgodnie z zapowiedzią opisuję kolejne zmagania z lekarzami. 
Zacznę od tego, że rano pojechałam z kuzynką, jej mężem i dzieckiem na basen, na którym (o dziwo!) udało mi się zapomnieć o czekającej mnie wizycie u dentysty i - UWAGA! - można powiedzieć, że nie miałam objawów nerwicowych! Mimo upału, dużej ilość ludzi i oddalenia od domu! Dobry początek ;)

Po powrocie do domu ogarnęłam się, 25 mg hydrohyzyny weszło w krwiobieg (zastanawiałam się, czy nie spróbować zredukować do 20 mg, i dobrze że tego nie zrobiłam) i pojechałam. Podczas samej drogi mniej się tresowałam niż ostatnio. Jednak gdy położyłam się już na fotelu zaczęła się jazda. Na początku trochę się działo, więc nie miałam czasu skupić się na lęku. Zostałam ubrana od głów do stóp - czepek, okulary, "śliniak" i narzuta na ubranie. Trochę zestresowało mnie to, że nic nie widziałam (oczy też miałam zakryte) i ciężko mi się oddychało (noc również). I zaczęło się czyszczenie zębów. W ręce miętosiłam chusteczkę, byłam spięta jak cięciwa łuku. Serce waliło mi tak, że miałam wrażenie, iż cały fotel podskakuje. Po chwili zaczął się pierwszy atak paniki. Zaczęłam szukać ratunku: powiem, że chcę siku, poproszę, żeby zawołać mamę, powiem, że nie mogę oddychać albo, że ścierpła mi noga. Panika minęła, ale już zaczęłam przygotowywać się na nadejście drugiej. Oczami wyobraźni próbowałam policzyć, ile zębów zostało jeszcze do wyczyszczenia. Jak długo to jeszcze potrwa? O nie, idzie, zbliża się, nadciąga drugi atak. Robi mi się gorąco i jest, zostałam zaatakowana. Już chciałam użyć któregoś z moich kół ratunkowych, tylko jak wstanę, skoro jestem cała poprzykrywana? Jak mam powiedzieć, że ścierpła mi noga, skoro w buzi mam gumowy rozpychacz? O, przechodzi, mija, idzie sobie, co za ulga. Mam nadzieję, że już dziś mnie nie zaatakuje. O Jezu, jak mi dobrze. Czy ma Pani może wolny termin po mnie? Z chęcią zostanę na kolejny zabieg.



Tak to mniej więcej wyglądało. Zaznaczę, że mój lęk nie był bynajmniej związany z samą osobą dentysty, którego raczej się nie boję, a z faktem braku możliwości ucieczki. Wiszą nade mną dwie obce osoby i coś przy mnie robią, a ja nie mogę uciec. Taka sama sytuacja byłaby w przypadku fryzjera, kosmetyczki lub innego lekarza. Niestety po czyszczeniu zębów ujawniły się 3 małe dziurki do leczenia. Oprócz tego muszę umówić się na wizytę u ortodonty. Po ściągnięciu aparatu 11 lat temu założono mi od wewnątrz małą szynę, żeby zęby nie rozjechały mi się. I chyba pora już się z nią pożegnać.

Kolejna wizyta 9 września. Tym razem leczenie zęba. Z każdym kolejnym krokiem coraz gorzej. Ale idę za ciosem. Boli tylko fakt, że wybrałam sobie chyba najdroższy gabinet dentystyczny w mieście. Ale jak go teraz zmienić, skoro już poznałam nowe miejsce, nowego lekarza i wiem, że omija mnie stres związany z czekaniem, bo poprzednia wizyta przedłużyła się? To dla mnie bardzo ważne, że od razu wchodzę do gabinetu. Cóż, za wygodę trzeba płacić... Biorę się do roboty. Przecież nie pozbędę się wszystkich oszczędności na coś, co kosztuje mnie tyle nerwów i stresu. 

                                                                                                                                     AntyK

Generalny przegląd

Każdy nerwicowiec na początku swojej choroby biega po lekarzach doszukując się wyjaśnienia swojego stanu. Zazwyczaj na pierwszy ogień idzie kardiolog i endokrynolog, w których pokłada się nadzieję, że kołatania serca i uczucie duszności to objawy jakieś choroby i wystarczy wziąć pigułkę, aby wszystko minęło. 

Tak się jednak nie dzieje. Słyszymy diagnozę, że to nerwica lękowa z objawami somatycznymi, zaburzenie psychiczne, którego nie da się wyleczyć lekami. Musimy nauczyć się ją pokonywać albo nauczyć się z nią żyć. 

Gdy objawy nerwicowe są nasilone, zazwyczaj trudno jest nam wychodzić do ludzi. Wyeliminowaliśmy wszystkie możliwe choroby, więc do specjalistów już nie chodzimy. W moim przypadku wizyta u lekarza to koszmar. Nie dość, że trzeba czekać w tłumie ludzi, to jeszcze mało który lekarz wykazuje zrozumienie dla nerwicy. Niejednokrotnie słyszałam hasła typu "Taka młoda, a już ma nerwicę?", "A czego ty się boisz? Wszyscy odczuwają niepokój przed badaniem". A przecież to nie tak! My oprócz typowego niepokoju odczuwamy dodatkowy lęk, który jest związany z wyjściem poza nasz prywatny "obszar bezpieczeństwa", z wyjściem do ludzi, z brakiem możliwości ucieczki i schowania się w samodzielnie zbudowanym azylu. 

Jednak przychodzi taki czas, gdy trzeba przełamać się i rozpocząć wycieczkę po lekarzach, aby sprawdzić swój stan zdrowia. To trudny moment w życiu lękowców. Ciągle mówimy sobie, że jeszcze nie czas, że jeszcze nie jesteśmy gotowi, że zdecydujemy się, gdy będzie mniej objawów. Prawda jest taka, że nigdy nie będziemy w pełni gotowi i nie można przegapić odpowiedniego momentu, który pojawia się niesamowicie rzadko!



Ja zbierałam się na ten moment już od 2 lat. Dziś właśnie to nastąpiło. Powoli, wizyta po wizycie robię generalny przegląd stanu zdrowia. Na pierwszy rzut poszła priorytetowa wizyta u dentysty. 25 mg hydroxyzyny weszło w krwiobieg, dzięki czemu pojawiłam się na fotelu. Krótki przegląd uzębienia, potem tomografia 3D z dużym lękiem, omawianie wyników i po wszystkim. Diagnoza była lepsza niż się spodziewałam. Kilka plomb do wymiany, prawdopodobnie nie ma nic do leczenia. Ale to nie wszystko. Mam aż 3 zęby mądrości do usunięcia, z czego jeden umiejscowił się pod kością szczękową. O zgrozo! Jak jak to przeżyję?! Dla normalnego człowieka taka informacja wywoływała by ogromny strach. Więc do co dopiero u mnie! A najśmieszniejsze jest to, że nie boję się samego zabiegu ani bólu, tylko faktu, że nie będę mogła wstać z fotela i wyjść z gabinetu przez kilkadziesiąt minut!

Nie ma co się nad tym zamartwiać. Trzeba powoli, małymi kroczkami odhaczyć wszystkich specjalistów z listy. Póki co 31 sierpnia mam kolejną wizytę u dentysty na czyszczenie zębów. Jak mi poszło, opowiem w kolejnym poście. Następny punkt z listy to wizyta u lekarza rodzinnego po skierowania na badania. Planuję znowu złożyć wniosek o sanatorium*. W końcu należy mi się!

*Pewnie niewiele młodych osób wie, że każdemu co 2 lata przysługuje 3-tygodniowy pobyt w sanatorium na NFZ. Wystarczy mieć małą historię choroby, np. wykazać, że ma się bóle kręgosłupa i chodzi się na rehabilitację, lub często choruje się na anginę. Jest to pobyt dofinansowany i zazwyczaj dopłaca się ok. 500 zł + dojazd. Ja z tej opcji skorzystałam już 2 razy. Dla zachęty dodam, że za pierwszym razem zostałam wysłana do 4**** hotelu w Kołobrzegu! Wykorzystajcie te pieniądze, które co miesiąc płacicie ZUS-owi!


Syndrom FOMO

Jestem osobą, która zawsze lubi wszystko wiedzieć (nie mylić ze wścibstwem) i wszystko mieć pod kontrolą. Nie lubię, gdy nie mogę być tam, gdzie coś się dzieje, bądź gdy dwa wydarzenia dzieją się równolegle i muszę wybierać. Na imprezy/spotkania zazwyczaj przychodzę pierwsza i wychodzę ostatnia, żeby nic mnie nie ominęło. Są to cechy charakterystyczne dla nerwicowców. Niedawno dowiedziałam się, że takie zachowanie ma swoją nazwę. Syndrom FOMO.


Trochę teorii. "FOMO (ang. fear of missing out), to lęk przed tym, że coś nas omija. W dzisiejszych czasach nieustannie chcemy być na bieżąco i chęć ta staje się niemal niczym elementarna potrzeba, taka jak spożywanie posiłków czy oddychanie. Potrzeby fizjologiczne, są jednak uwarunkowane w naszych organizmach w naturalny sposób, konsumpcja informacji natomiast, staje się naszym własnym nałogiem. Na pewno każdy z Was zna osobę, która co chwilę sprawdza skrzynkę mailową i nawet na wakacjach nie może powstrzymać się od przejrzenia branżowych wiadomości i prowadzenia rozmów w sprawach biznesowych. O ile takie zachowanie tłumaczone jest jeszcze pracoholizmem, o tyle obsesyjne sprawdzanie telefonu, Facebooka czy maila w oczekiwaniu na nowe, zaskakujące wiadomości, staje się już nieco niepokojące. Według psychologów, takie zachowanie spowodowane jest lękiem przed opuszczeniem jakiegoś towarzyskiego wydarzenia lub informacji, która może mieć wpływ na poczynione przez nas plany.
Po dokładniejszym przeanalizowaniu FOMO, okazało się, że to zjawisko związane jest z potrzebą porównywania się z innymi i oczywiście chęcią przodowania, bycia najlepszym. Problem zaczyna się pojawiać, kiedy widzimy, że komuś wiedzie się lepiej niż nam. Niech tylko ktoś wrzuci na swoją facebookową tablicę zdjęcia z szalonych, tropikalnych wakacji, ustawi status dotyczący nowego związku lub poinformuje o zdobyciu nowej, lepszej pracy. Jest to moment kiedy rodzi się w nas frustracja i poczucie, że jesteśmy wykluczeni z tego co wysoko cenione i wartościowe. Oczywiście, nam nie wiedzie się w tym momencie wcale źle, wszystko jest u nas w jak najlepszym porządku, jednak doszukujemy się bliżej nieokreślonego sukcesu, który mogliśmy osiągnąć, lecz nie osiągnęliśmy ze względu na źle obrane wcześniejsze postępowanie. W związku z tym, osoby z syndromem FOMO, nawet w sytuacji kiedy są przemęczone całym tygodniem pracy, a ich nastrój podpowiada im, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zaszycie się we własnym domu i zanurzenie się w spokojne tony relaksującej muzyki, nie przegapią żadnej imprezy, w obawie, że może ich ominąć coś naprawdę ważnego.
FOMO to również lęk przed dokonaniem niewłaściwego wyboru. Obawiamy się, że z wielu możliwych opcji, nie wybierzemy tej, która będzie najatrakcyjniejsza. Mimo, że według ekspertów FOMO dotyczy głównie rzeczywistości online, okazuje się, że nie musi dotykać tylko tych, którym większość życia upływa przeglądając strony internetowe. Ten syndrom przejawia się też lękiem przed tym, że umknie nam coś, co teoretycznie mogłoby być fascynujące. W związku z tym zaczynamy bywać wszędzie – koncerty, wystawy, mecze. Wykorzystujemy każdą nadarzającą się okazję, tylko po to, aby nikt inny nie sprzątnął jej nam sprzed nosa. Aukcje internetowe, wyprzedaże, bilety lotnicze w atrakcyjnych cenach – koniecznie musimy stać się władcami tego wszystkiego.
Oczywiście, FOMO nie wzięło się znikąd, a największy wpływ na to zjawisko mają media społecznościowe. To właśnie takie portale jak Facebook czy Twitter mają potencjał uzależniający, nakręcają nas i sprawiają, że wciąż sprawdzamy co dzieje się u naszych znajomych, idoli oraz jakich nowości dostarczają polubione przez nas strony.
Według naukowców, pierwszym krokiem do poradzenia sobie z FOMO jest przede wszystkim akceptacja własnych słabości. Należy zmienić swoje lęki w motywacje – jeśli nie jesteś z czegoś w swoim życiu zadowolony, spróbuj to zmienić. Nie myśl także, że inni mają dużo lepiej od Ciebie, a wręcz przeciwnie – mają o wiele gorzej. To, że muszą ciągle publikować w Internecie każde wydarzenie ze swojego życia, świadczy, że ich frustracja i lęk przed tym, że coś ich ominie, jest nieporównywalnie większy niż Twój.
W tym momencie warto się zastanowić, czy nowoczesna technologia jest faktycznie tak zbawienna dla ludzkości. Nie można się nie zgodzić, że przynosi ona wiele korzyści, jednak najważniejsze, byśmy umieli z niej rozsądnie korzystać. Zastanów się, czy idąc wyrzucić śmieci musisz koniecznie zabierać ze sobą telefon i czy Twoje życie faktycznie się odmieni, jeśli w porę nie zobaczysz fotki Twojego znajomego pływającego z delfinami wśród fal oceanu. W dobie całego wielkiego szału na nieustanne sprawdzanie co się dzieje u innych, poświęćmy więcej czasu dla siebie. Przekonasz się, że kiedy zaczniesz spędzać czas na świeżym powietrzu, oddając się temu co lubisz, a nie temu czego nie powinieneś przegapić, po pewnym czasie odczujesz, że otchłań Internetu nie jest już tak wciągająca, jak to bywało kiedyś."
Źródło: http://life4style.pl/fomo-choroba-dzisiejszych-czasow/

Co prawda dla mnie chodzenie na imprezy, koncerty, mecze, spotkania towarzyskie itp. jest bardzo trudne i raczej ich unikam, niemniej jednak czuję się wtedy bardzo źle. Dołuję się faktem, że nie mogłam tam pójść z powodu nerwicy i boję się, że coś mnie omija. I ten ciągły motyw z porównywaniem się do innych.... Powoli z tym walczę i staram się skupić wyłącznie na swoim życiu.


Na koniec mały test sprawdzający czy cierpisz na FOMO i moje odpowiedzi:



1. Budzisz się rano i pierwszą czynnością, którą wykonujesz jest sięgnięcie po smartfona i sprawdzenie powiadomień w mediach społecznościowych? (czasami, zależy jakie to są powiadomienia)

2. Nie wyobrażasz sobie spędzenia dnia bez dostępu do internetu? (byłoby ciężko, ale nie wykluczam)

3. Kilka razy dziennie sprawdzasz pocztę i reagujesz na każde powiadomienie z Facebooka? (tak)

4. Klikasz „wezmę udział” w większości wydarzeń, na które zapraszają cię znajomi, nawet wtedy, gdy wiesz, że nie uda ci się dotrzeć? (nie)

5. Robisz zdjęcia gdziekolwiek jesteś i jak najszybciej publikujesz je w sieci? (ostatnio tak, chcąc pokazać ex, że doskonale sobie radzę bez niego)

6. Informujesz w mediach społecznościowych o każdym wyjściu/wyjeździe/wydarzeniu ze swojego życia? (raczej nie)

7. Na bieżąco sprawdzasz ile lajków i komentarzy zbierają twoje posty? (tak)

8. Każdą nowopoznaną osobę zapraszasz do znajomych na Facebooku? (nie)

9. Korzystasz z mediów społecznościowch tuż przed snem? (tak)

10. Korzystasz z mediów społecznościowych podczas jedzenia śniadania/obiadu/kolacji? (zdarza się)

Jeśli na większość pytań odpowiedziałaś/łeś twierdząco, prawdopodobnie cierpisz na FOMO.

Budzisz się rano i pierwszą czynnością, którą wykonujesz jest sięgnięcie po smartfona i sprawdzenie powiadomień w mediach społecznościowych?

http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/nalogi/fomo-sprawdz-czy-jestes-uzalezniony-od-dostepu-do-informacji-test_42859.html

Jest jeszcze dla mnie nadzieja ;)
1. Budzisz się rano i pierwszą czynnością, którą wykonujesz jest sięgnięcie po smartfona i sprawdzenie powiadomień w mediach społecznościowych?
2. Nie wyobrażasz sobie spędzenia dnia bez dostępu do internetu?
3. Kilka razy dziennie sprawdzasz pocztę i reagujesz na każde powiadomienie z Facebooka?
4. Klikasz „wezmę udział” w większości wydarzeń, na które zapraszają cię znajomi, nawet wtedy, gdy wiesz, że nie uda ci się dotrzeć?
5. Robisz zdjęcia gdziekolwiek jesteś i jak najszybciej publikujesz je w sieci?
6. Informujesz w mediach społecznościowych o każdym wyjściu/wyjeździe/wydarzeniu ze swojego życia?
7. Na bieżąco sprawdzasz ile lajków i komentarzy zbierają twoje posty?
8. Każdą nowopoznaną osobę zapraszasz do znajomych na Facebooku?
9. Korzystasz z mediów społecznościowch tuż przed snem?
10. Korzystasz z mediów społecznościowych podczas jedzenia śniadania/obiadu/kolacji?
Jeśli na większość pytań odpowiedziałaś/łeś twierdząco, prawdopodobnie cierpisz na FOMO


http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/nalogi/fomo-sprawdz-czy-jestes-uzalezniony-od-dostepu-do-informacji-test_42859.html


Sprawdź, czy cierpisz na FOMO (TEST)

1. Budzisz się rano i pierwszą czynnością, którą wykonujesz jest sięgnięcie po smartfona i sprawdzenie powiadomień w mediach społecznościowych?
2. Nie wyobrażasz sobie spędzenia dnia bez dostępu do internetu?
3. Kilka razy dziennie sprawdzasz pocztę i reagujesz na każde powiadomienie z Facebooka?
4. Klikasz „wezmę udział” w większości wydarzeń, na które zapraszają cię znajomi, nawet wtedy, gdy wiesz, że nie uda ci się dotrzeć?
5. Robisz zdjęcia gdziekolwiek jesteś i jak najszybciej publikujesz je w sieci?
6. Informujesz w mediach społecznościowych o każdym wyjściu/wyjeździe/wydarzeniu ze swojego życia?
7. Na bieżąco sprawdzasz ile lajków i komentarzy zbierają twoje posty?
8. Każdą nowopoznaną osobę zapraszasz do znajomych na Facebooku?
9. Korzystasz z mediów społecznościowch tuż przed snem?
10. Korzystasz z mediów społecznościowych podczas jedzenia śniadania/obiadu/kolacji?
Jeśli na większość pytań odpowiedziałaś/łeś twierdząco, prawdopodobnie cierpisz na FOMO.


http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/nalogi/fomo-sprawdz-czy-jestes-uzalezniony-od-dostepu-do-informacji-test_42859.html


"Pamiętnik Frani Maj"

To lekka, zabawna lektura w sam raz na popołudniowe opalanko ;) Ekranizację widział chyba każdy z nas, serial był emitowany kilka lat temu, a obecnie na jednym z kanałów są powtórki. Poniżej kilka wartych uwagi i zabawnych cytatów:

"Wiadomo, jak się kogoś zna od pierwszej klasy szkoły podstawowej, to się go traktuje jak przedłużenie siebie samego".

Być może tak jest, jednak ja skutecznie odcięłam się od toksycznych znajomości z podstawówki (być może dlatego jestem taka niska? :) )

"Bardzo trudna jest taka praca przy rodzinie, bo wiadomo - jak się jest nianią, to się człowiek czuje w sumie, jakby to była jego własna rodzina."

A co, jeśli jest się nianią dla kogoś z rodziny? To dopiero są więzi, coś o tym wiem ;)

"Turnus mija, ja niczyja."

Ha ha coś jakby o mnie, stałej kuracjuszce ;)



"Czułam się jak w tych snach, kiedy się nagle okazuje, że z powrotem jest człowiek w klasie i zapomniał odrobić zadania z matematyki."

Oj często miewam sny o powrocie do szkoły. Co ja mówię, jakie sny? To są lękowe koszmary!

"Może powinnam zająć się pisaniem poezji, a nie dzieci cudze chować. Takie przekleństwo podobno było - obyś dzieci cudze chował."

Halo, czy to znowu nie jest o mnie? Czy ja jestem w Truman Show? 

"To jest w sumie ładna kobieta, ale jak nawet najładniejszą kobietę zakujesz w kolor beżowy, to każda, nawet najwspanialsza uroda przygaśnie. Co to w ogóle za kolor? To jest raczej brak koloru."

Też nie lubię koloru beżowego, a najbardziej grubych swetrów w tym kolorze. 

"W sumie myślę, że wspaniale było mieć faceta, przed którym można by tak paradować i gadać bez skrępowania, mówić mu, że muszę sobie nogi ogolić, nie krępować się jeść pizzy z podwójnym serem i salami, nie udawać bóstwa, tylko być sobą."

Nie wyobrażam sobie, żeby w związku mogło być inaczej.

"Na szczęście nie musiałyśmy udzielać żadnych korepetycji ani zajmować się cudzymi dziećmi."

Czego nie można powiedzieć o mnie ;)

"Nie chcę niezależności, lubię, jak mną się ktoś opiekuje."

Też lubię, ale równocześnie cenię sobie niezależność.



"Czytałam gdzieś, że tak naprawdę na strój czy kolor paznokci albo makijaż uwagę zwracają tylko inne kobiety - faceci patrzą na całość, szczegółów nigdy nie zauważają."

Panowie, jak to jest? Czy to prawda?

"Nie wiem czemu mówią, że życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co wyciągniesz czy coś tam, ja zawsze wiem, co wyciągnę - sprawdzam sobie ociupinkę zębami i od razu wiadomo, że ta z pistacjami (paskudne), a tak z kremem waniliowym, ta z galaretką. Ludzie kompletnie nie mają wyobraźni, kompletnie..."

Czy naprawdę nikt nie wpadł na to, żeby odwrócić pudełko czekoladek i zwyczajnie sprawdzić smak czekoladek???

"Ma się czasem takie wrażenie, że wydarzyła się jedna szansa na milion i wypuściliście ją z rąk i już wiadomo, że ta szansa nigdy, przenigdy się nie powtórzy... Że ktoś uchylił jakieś drzwi, pokazał coś i trzasnął tymi drzwiami tak mocno, jak trzaska moja mama, jak się pokłóci  tatusiem (...). Drzwi się otwierają, zamykają i człowiek zostaje zdumiony, i nie może uwierzyć, że się nie przecisnął przez nie w trakcie tych kilku minut, kiedy były otwarte."

To nie zawsze jest łatwa decyzja. Miała w życiu kilka takich utraconych okazji ale nie żałuję, bo nie byłabym wtedy w tym miejscu, w którym jestem obecnie. Tak miało być i już.



"Generalnie rozumiem takie historie, pewnie, kobiety chodzą na zakupy, a faceci kupują sobie samochody. Dziwi mnie tylko to, że jak kobieta idzie na zakupy, żeby poprawić sobie humor, to musi dużo kupić, bardzo dużo. Im więcej, tym lepiej, dużo rzeczy, torebek, butów... sukienek, kosmetyków... A facet musi sobie kupić coś dużego, ale jednego. Na przykład auto. Albo motor. Oni kupują dużą jedną rzecz, a my mnóstwo małych. Ciekawe, nie? Czy to jest właśnie ta różnica płci?"

A teraz faceci przyznać się, który z Was zamienił samochód na lepszy model po rozstaniu z kobietą, że poprawić sobie humor i wzbudzić złość/zazdrość? :) Od razu przypomniało mi się powiedzenie, że samochód stanowi przedłużenie męskości ;)

"Bardzo dobre zrobił spaghetti pan profesor, naprawdę pyszne. Ciekawe, że faceci są takimi dobrymi kucharzami, widziałam program w telewizji, który pokazywał najlepszych kucharzy na świecie, i to byli sami faceci! Nie rozumiem - jak gotują, to najlepiej na świecie, a większość jak ma coś ugotować, to ledwo rozbije jajka na jajecznicę albo odgrzeje gołąbki ze słoika. Ja tych facetów naprawdę w życiu nie zrozumiem."

A mówią, że to kobietę jest ciężko zrozumieć ;)



"Nie. Nie będę płakać. Czy ja zwariowałam, żeby płakać przez jakieś głupie baby? Przecież płacząc, przyznaję się do tego, że chciałabym być taka jak one. Lodowate, zaczesane, ubrane w stonowane kolory i patrzące na wszystkich z góry."

Złota myśl. Nie przejmować się obgadywaniem i plotkami innych, bo to oznacza, że zazdrościmy im ich sposobu bycia i charakteru. Czy serio chciałybyśmy być takimi wrednymi sukami?

"Chociaż już trochę mam tych spotkań klasowych dosyć - ile razy można się spotykać z ludźmi, z którymi kontakt wygasł już naturalnie. Takie odgrzewane kotlety, raz jest fajnie, bo się wymienia informacje, pogada, nadrobi zaległości. Drugi raz też fajnie, bo przyjdzie ktoś, kogo nie było poprzednim razem, pośmiejemy się, ale trzeci raz?"

Ja uważam, że nawet pierwsze spotkanie jest bez sensu. Jeśli ktoś chce utrzymywać z kimś kontakt, to to robi i nie potrzebuje do tego pozostałej części klasy. Takie spotkania służą tylko chwaleniu się tym, co kto w życiu osiągnął, jakie zajął stanowisko, gdzie był na egzotycznych wakacjach i jakie ma słodkie dzieci. Bleeee. Nie uczestniczyłam i ie będę nigdy uczestniczyć w takiej szopce. Być może myślę tak, ponieważ nie cierpiałam swojej klasy. Jedyne miłe wspomnienia mam z liceum, bo chodziłam do szkoły dla dorosłych, a wśród starszych zawsze lepiej się czułam. Byłam najmłodsza, a średni wiek wynosił około 40 lat. I z nimi może faktycznie chciałabym się spotkać np. za 10,20 lat, ale... czy nie okazałoby się, że przyszłabym sama, bo połowy klasy już nie ma? Oczywiście życzę im sto lat życia!

"Finałowo to nie zostanie z tymi kasetami, na których kręcił seriale, tylko ze mną i na końcu nie będzie się liczyło, ile ma w banku, tylko kto go żegna i kto płacze po nim."

Odwieczny dylemat mieć czy być...

"Ciężko czasem być w związku. Trzeba być cały czas odpowiedzialnym za dwie osoby, a w naszym przypadku od razu jeszcze za dzieci. Trzeba pracować, żeby się nie kłócić cały czas, szanować swoje zwyczaje dziwne. I wybaczać, wybaczać, wybaczać."

Mi najtrudniej zawsze przychodzi zaakceptowanie dziwnych zwyczajów, obgryzanie paznokci. 





To tyle :) Na końcu książki autorzy zachęcają facetów do przeczytania tej pozycji: "Chłopcy, znajdziecie tu wszystko, co chcielibyście wiedzieć o dziewczynach, a nie macie pojęcia, gdzie szukać". Miłej lektury! :)



Zostałam uprowadzona!

Rano standardowo o 6.30 poszłam do pracy zajmować się dzieckiem kuzynki. Gdy przyszłam, mały już nie spał i oglądał bajki. Dołączyłam do niego. Kuzynka poszła do pracy, jej mąż również. Po chwili dostałam od niego sms-a, że przyjedzie po godz. 7 i zawiezie mnie i młodego do mojego domu. Nadal nic nadzwyczajnego.



Niestety młody nie chciał zrezygnować z bajek i zaczął płakać, że nie chce nigdzie iść. Tata przekupił go, że pojedziemy na lody do "McPaśnika". Podziałało. Myślę sobie: "zabierać 3-latka na śniadanie do McDonalda? Trochę mierny pomysł, ale co ja tam wiem o wychowaniu dzieci. Nie moje dziecko, nie mój problem". I pojechaliśmy. Trochę się zestresowałam, gdy minęliśmy najbliższą "restaurację" i pojechaliśmy dalej. Ale wiedziałam też, że mąż kuzynki jest nieprzewidywalny i zwyczajnie nie chciało mu się iść na budowę, więc wolał przejechać się do oddalonego o 35 km miasta. Poziom lęku i napięcia rósł, ale jeszcze nie było najgorzej. W końcu byłam przekonana, że jedziemy TYLKO na śniadanie do McD.


 
Na miejscu trochę się spięłam, czekając na zamówienie. Wystraszyłam się, że jesteśmy daleko poza granicami miasta. Zaczęło mi się trochę kręcić w głowie, więc postanowiłam powygłupiać się z młodym. Jakoś przeszło. Dostaliśmy zamówienie i poszliśmy zjeść na zewnątrz. Po chwili mały zauważył zjeżdżalnię i poszedł na nią z tatą, a ja zostałam sama przy stoliku. Nagle zaczęłam niewyraźnie widzieć, obraz rozmazywał mi się i znów pojawił się lęk. Na szczęście trwał krótko. Po "śniadaniu" wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę. Myślicie, że to koniec? Że to właśnie to było tytułowym uprowadzeniem? Otóż nie! Szybko zorientowałam się, że jedziemy w kierunku przeciwnym niż jest dom!

A teraz mała dygresja - mąż kuzynki już wielokrotnie próbował wyciągnąć mnie na przejażdżkę do naszych południowych sąsiadów, ale ciągle odmawiałam. Chyba postawił sobie za cel udowodnić mi, że jestem w stanie pokonać swoje lęki i przewieźć mnie za granicę państwa bo... UPROWADZIŁ MNIE DO CZECH! Spełnił jedno ze swoich marzeń i zawiózł mnie do czeskiego ZOO. Już po przekroczeniu granicy poznałam jego zamiary. Owa granica była również symbolem mojej własnej granicy strachu. Mogę jeździć setki kilometrów po kraju, ale przekroczenie granicy państwa wzbudza we mnie ogromny lęk. Boję się wtedy nie tylko oddalania od domu, ale także tego, że trudniej będzie z udzieleniem mi pomocy (której nomen omen jeszcze nigdy nie potrzebowałam!).


Wracając do drogi - strach i lęk był bardzo silny. Spocone dłonie, duszność, trudności z oddychaniem. Im dalej w głąb, tym więcej objawów; katar, chęć płaczu, desperacja i załamanie. W którym momencie chciałam się poddać i poprosiłam i powrót do domu. Chyba byłam mało przekonująca (faktycznie miałam mieszane uczucia - z jednej strony chciałam w końcu poczuć ulgę, z drugiej - pokonać strach), bo na nic zdały się moje prośby. Sprawę utrudniał fakt, że mały wiedział już, że jedziemy do ZOO i odwrót w tym momencie równałby się płaczowi i histerii aż do samego domu. Było mi go żal. Było mi żal siebie. I męża kuzynki również, że musi na to tracić siły. Po trudach dotarliśmy do ZOO, ale to nie rozwiązywało mojego problemu. Bałam się wejść do środka, przekroczenia bramek, chodzenia po obcym miejscu w obcym kraju, z dala od domu. Bałam się iść sama do WC, jak również zostać sama przed toaletą, gdy mąż kuzynki tam poszedł. Na początku było ciężko ale czułam, że lęk zaczyna odpuszczać. Momentami udało mi się nawet zapomnieć o strachu i cieszyć się wycieczką. Z początku zwierzęta mnie nie interesowały i nie potrafiłam się na nich skupić. Potem zaczęło mi się robić ich żal, że są zamknięte w klatkach w obcych, sztucznie stworzonych środowiskach i inni się na nich patrzą.



Wiadomo, w zamkniętych pomieszczeniach (np. z hipopotamami, które i tak nie raczyły wynurzyć się z wody) nie czułam się komfortowo. Pod koniec zwiedzania znów pojawiło się trochę nieuzasadnionych obaw, co było potęgowane przez okropny upał.
Droga powrotna przebiegła już spokojnie. Mąż kuzynki zauważył, że jadąc "tam" nie widziałam nic poza sobą samą. Wracając zaczęłam już dostrzegać krajobraz, a nawet śmiałam się z czeskich napisów na billboardach (strasznie mnie bawi język czeski). Potem zostałam jeszcze "porwana" nad jezioro nieopodal miejsca zamieszkania. Kiedyś, jadąc nad nie docelowo, czułam duży lęk. Dziś, po tej przeprawie i walce z samą sobą, jechałam nad jezioro na luzie. Chcąc pojechać tam jutro, będę odczuwać strach. Czy ktoś nadąża za tą nerwicą??

Podsumowując: byłam, zobaczyłam, pokonałam siebie, a mąż kuzynki dopiął swego i udowodnił mi, że strach ma wielkie oczy.

"Jeden dzień" D. Nicholls

Przez wakacje trochę nadrobiłam zaległości w lekturach. Książkę "Jeden dzień" dostałam od nieszczęsnego męża kuzynki. Jeszcze nie wiem, jaki miał w tym cel dając mi właśnie tę książkę do przeczytania. Nie mniej jednak znalazłam w niej kilka fajnych cytatów, którymi zamierzam się z Wami podzielić :) Równocześnie zachęcam do przeczytania całej książki!

"W tej samej chwili zalała ją fala strachu na myśl o niezależnym, dorosłym życiu. Nie czuła się dorosła. Nie była przygotowana. Czuła się tak, jakby w środku nocy zadzwonił alarm przeciwpożarowy, a ona znalazła się na ulicy ze zwiniętym pod pachą ubraniem. Jeśli nie będzie się już uczyć, to co ma robić? Czym wypełni dni? (...) Cała sztuka to mieć odwagę i energię, żeby coś zmienić. Może nie od razu cały świat, ale ten kawałek wokół siebie."

Nie wiem, jak jest z facetami, ale my, kobiety zazwyczaj przechodzimy przez tę falę strachu, związaną z prawdziwą dorosłością. Każdy z nas chciałby dłużej pozostać dzieckiem, pozbywając się odpowiedzialności (faceci biorą to do siebie chyba aż nadto ;) ) 



"- Popatrz na te nogi. Mam nogi jak pięćdziesięcioośmioletni chodziarz, jak prezes stowarzyszenia wędrowców.
- To ogól je. Włochata Agata."

Uwaga do mężczyzn - nie wiecie jakie to szczęście, że nie musicie codziennie golić nóg!



"Nie możesz oczekiwać, że inni będą budować swoje życie wokół twojego."

Chyba każdy z nas powinien sobie to uświadomić.




"Nie było już poranków, tylko ranki po."



"Zazdrość to podatek, jaki się płaci od sukcesu."

Niestety nasze społeczeństwo jest bardzo zawistne. Powieszą psy na każdym, kto nie bał się podjąć ryzyka i osiągnął w życiu jakiś sukces, a sami wolną siedzieć na kanapach i użalać się nad sobą.




" - Reszty nie trzeba - rzucił. Uśmiechnął się. Czyż istniała na świecie bardziej władcza sentencja niż reszty nie trzeba?"

Odrobina pieniędzy i czujesz, że jesteś panem świata.





" - Ten, kto umie, robi, ten, kto nie umie, uczy..."

Macie jakieś osobiste doświadczenia? :) 


"Dexter postanawia, że dziś powie jej wreszcie, że ją kocha. Jeszcze nigdy tak naprawdę nie powiedział: "Kocham cię", przynajmniej nie na trzeźwo i nie na poważnie. Zdarzyło mu się mówić: "Cholernie cię kocham", ale to co innego. Teraz czuje, że chciałby użyć tych słów w ich najczystszej formie"

A Ty ile raz powiedziałeś "Kocham cię" szczerze, prosto z serca, mając 100% pewności, że to właśnie czujesz do drugiej osoby?




"Łosoś, łosoś, łosoś, łosoś, łosoś. Tyle się ostatnio najadłam łososia na tych wszystkich ślubach, że dwa razy do roku mam ochotę płynąć w górę rzeki."

Hahahaha :)


"Zostawiłeś swoje narzędzie kontroli narodzin na wierzchu w koszu na śmieci"

Genialny synonim prezerwatywy :)





""Szkoda, że Dexter tego nie widzi" lub "Ciekawe, gdzie jest teraz Dexter?" albo "Boże, ten Dexter, co za skończony idiota"".

Właśnie takie myśli nachodzą mnie niemal codziennie... Jedynie imię ulega zmianie. Próbuję wypełnić tę lukę, która powstała w październiku w moim życiu.



"Wprawia ją to w taką samą panikę jak sytuacja, gdy ktoś każe jej oglądać gruby album z wakacyjnymi zdjęciami. Wspaniale, że dobrze się bawiliście, ale co to ma wspólnego ze mną?'

Oj tak, czy Was też nudzi oglądanie zdjęć lub - co gorsza - filmików z wakacji znajomych? Jedno zdjęcie zdecydowanie by wystarczyło. O zgrozo. 






"Ma dosyć udawanych okrzyków radości na widok raczkujących dzieci, jakby było w tym coś niezwykłego. Czego się niby spodziewali, że będą latać? Nie wzrusza jej zapach dziecięcej główki. Powąchała raz - pachniała jak wewnętrzna strona paska od zegarka."

Każdy zachwyca się swoimi dziećmi. Mnie obrzydza powąchani główki dziecka mając w wyobraźni widok, gdy jeszcze znajdowało się w wodach płodowych. Bleeee. Ale pewnie na każdego z nas przyjdzie pora, gdy poczujemy instynkt macierzyński i będziemy chwalić się na FB, że nasze dziecko zrobił zdrową kupkę. 




""Przeżywaj każdy dzień, jakby to był ostatni dzień twojego życia" - to często używany frazes, ale kto ma na to energię? A jeśli akurat pada albo złapałeś przeziębienie? To nie jest zbyt praktyczne. Znacznie lepiej próbować być dobrym, odważnym i przebojowym, tak żeby coś po tobie zostało."

Dokładnie tak, tym będę się od dziś kierować. Cytat, o którym mowa na początku, zazwyczaj mnie demotywował i dobijał. Zdecydowanie lepiej żyć według drugiej zasady. 


Teraz pora obejrzeć ekranizację książki :)