Powrót do rzeczywistości po wakacjach był ciężki. Brakuje mi morza, swobody w poruszaniu się, tego klimatu. Próbuję sobie nadrobić innymi rzeczami, które również lubię. Jest to m.in. zbieranie grzybów. Niestety nie zawsze mam z kim jechać. Od powrotu z wakacji byłam na grzybach 3 razy.
1 raz z rodzicami i wujkiem. Efekt - 1 hydroxyzyna. To przez wujka, który nie wie o mojej nerwicy. W efekcie uderza we mnie bardziej i koło się zamyka. Dla porównania w ciągu całych wakacji też zażyłam tylko 1 hydroxyzynę. A jak te dwie rzeczy mają się do siebie? Nijak.
2 raz byłam z mamą i babcią. Lęk też był, ale nieco mniejszy. Obeszło się bez leków. Za to zaczął padać deszcz. Mi to nie przeszkadzało, ale babcia zaczęła narzekać i musiałyśmy wracać.
3 raz byłam sama z mamą. Najbardziej udany wyjazd. Też był stres i napięcie - a jakże - ale do opanowania. Przez wszystkie te razy nie nazbierałam zbyt wiele grzybów. Ale przecież nie o to chodzi w moim grzybobraniu :) Liczy się fakt wyjścia z domu, walka z lękiem, spacer na świeżym powietrzu, zmiana otoczenia. A grzyby to tylko przyjemny pretekst i dodatek :)
A teraz nawiązanie do tytułu postu. Po obejrzeniu jednej z reklam w TV wpadłam na szalony pomysł. Ojciec podchwycił zajawkę i lawina ruszyła. W połowie sierpnia wydarzy się coś, czego już bardzo się boję. Można nawet powiedzieć, że lęk jest większy od ekscytacji. O wiele większy. Mam już koszmary, w dzień odczuwam lęk na samą myśl. To szaleństwo. Ale postanowiłam, że póki co nie pochwalę się o co chodzi. Zrobię Wam niespodziankę (o ile dotrwam do tego czasu i wszystko się uda). O rety, co mi strzeliło do głowy??? AAAAAAAaaaaaaaaaa
0 komentarze:
Prześlij komentarz