"Serce każe kochać, a rozum odradza. Czyja większa władza?
Serca, bo z sercem każdy się rodzi, a rozum z latami przychodzi."
Myślałam, że z każdym kolejnym dniem będzie lepiej, ale nie jest. Mam nawet wrażenie, że boli coraz bardziej... Zacytuję teraz kilka moich wypowiedzi, pochodzących z posta Nie mogę jeść, nie mogę spać.
"Po jakimś czasie stwierdziłam, że nie mogę zmarnować być może miłości życia tylko dlatego, że ktoś ma swoją historię."
"Jeszcze ostatnia wątpliwość, czy na pewno chcę burzyć swoją ciężko zbudowaną oazę spokoju i zaczynać burzę emocjonalną od nowa."
"Byłam gotowa zrezygnować ze wszystkiego i wycofać się, żeby tylko
ponownie czuć wewnętrzny spokój. Pomijając już objawy nerwicowe,
zastanawiałam się, co będzie, jeśli po spotkaniu okaże się, że to jednak
nie to? Znów mam przeżywać załamanie, rozczarowanie i od nowa nauczyć
się radzić sobie z samotnością? Byłam już do niej taka przyzwyczajona,
że zaczynało mi być z tym dobrze. Budowanie "warstwy ochronnej" trwa
miesiącami, a runąć może w jednej sekundzie. Nie byłam gotowa na to,
żeby znów przeżywać załamanie. Nigdy nie będę już na to gotowa. Kolejna
fala wątpliwości. Zaryzykować i odważyć się brnąć w to dalej, rezygnując
ze spokoju, czy wycofać się i zapomnieć o tych wszystkich negatywnych
emocjach? Jeszcze nie wiem czy dobrze, ale zaryzykowałam."
"I znów wątpliwości - brnąć w to i ryzykować zawodem, czy wycofać się i
odbudować zburzony fragment oazy spokoju ( powrotu do stanu pierwotnego
niestety już nie było)."
"Chciałam jak najbardziej go zniechęcić do siebie, chociaż nie szło mi
tak dobrze jak poprzednim razem. Momentami wyłączałam się i myślałam,
jak po powrocie do domu znów będę podłamana i nie będę wiedziała co
dalej robić. Że będę żałowała, że zaryzykowałam i zniszczyłam swoją
oazę."
"Cały czas towarzyszy mi lęk, że nic z tego nie będzie, że to się nie
uda. A ja będę musiała wrócić do normalności. A wiem, jakie to trudne.
Depresja, płacz, niechęć do życia. Nie da się wszystkiego przewidzieć
ani zaplanować, wiem, ale cholernie się tego boję. Przechodziłam przez
to już tyle razy, podnoszenie się trwało nawet rok, mam wrażenie, że
kolejny raz nie dam rady, nie wytrzymam tego psychicznie ani
emocjonalnie."
Dostałam tyle ostrzeżeń i ich nie posłuchałam... Wszystko zwaliłam na objawy nerwicowe, a to siły zewnętrzne ostrzegały mnie, żeby się w to nie pakować. Dziś bardzo żałuję, że zaryzykowałam. Niestety tych kilka chwil uniesienia nie było wartych tego, przez co teraz muszę przechodzić. I ostatnia wątpliwość, która się pojawiła:
"Boję się, że mimo wszystko nie będziemy do siebie pasować. Zapewne będę
odkrywać coraz więcej różnic, np. ja zazwyczaj chodzę w jeansach i
bluzach, bo w tym czuję się najbezpieczniej i nie zwracam na siebie
uwagi, on prawdopodobnie ma zupełnie inny styl." - po czasie uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest problem. Tylko jakie to ma teraz znaczenie?
"Ja mam inne poglądy na
sprawy mieszkaniowe, on inne. Ja z powodu choroby nie mogę zmienić
miejsca zamieszkania, a on z innych powód nie chce tego robić." - pozytywne emocje potrafią wszystko tak szybko zweryfikować... W myślach przygotowywałam się już do przeprowadzki, a co najmniej do spędzenia wspólnego weekendu. Chwilami miałam nawet ochotę wsiąść w auto i samej do niego przyjechać. Czułam, że mam w sobie aż tyle siły. Głośno mówiłam, że nie mogę, bo praca, bo choroba, itp. Ale była to tylko metoda obronna. Wypowiadanie sprzecznych tez paradoksalnie dawało mi siłę, żeby zrobić im na przekór. Gdybym od początku była na to gotowa, pewnie nic by z tego nie wyszło. Mieliśmy spędzić razem 10 dni, co miało być dla nas próbą. Co z tego, skoro nawet do tej próby nie dotrwaliśmy...
"Nie pasujemy do siebie - argument popierający rozstanie, gdy nie ma żadnych innych argumentów"
Czy z perspektywy czasu dostrzegłam kolejne różnice? Owszem. ON - mimo, iż zapewniał, że o wszystkim trzeba rozmawiać, zamiast się kłócić - robił dokładnie odwrotnie. Zamiast przedyskutować, co kogo boli i z czym się zmaga, zwyczajnie wolał mnie obrazić, a następnie zamilknąć. Kolejna różnica - ON, gdy był zmęczony, miał mieć święty spokój. Ja, gdy byłam po nieprzespanej nocy i z bólem głowy, miałam uprawiać z nim cybersex. I to w pracy. I ostatnia różnica, jaką zauważyłam - w zasadzie, to nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby ON nie zrobił z tego kolejnej awantury. Ile jest pozycji seksualnych? Ich liczba ograniczona jest wyłącznie wyobraźnią. Ale ON uznał, że znacząco się różnimy, bo nie przepadam za jego dwoma ulubionymi pozycjami! Nie przepadam nie oznacza u mnie kategorycznego "NIE". Ale patrzcie, jaki ogier sexu, który wypróbował już wszystkie możliwe pozycje! Ciekawa jestem, czy według Was te powody mają aż tak wysoką rangę, żeby się rozejść? Bo może to ze mną jest coś nie tak. Charakterami i poglądami byliśmy dopasowani niemalże idealnie...
"Gdy rozstaniesz się z drugą osobą lub zostaniesz odrzucona, wkoło słyszysz zawsze: znajdziesz fajniejszego, on nie był ciebie wart, co ty w nim widziałaś. Ale nikt nie zapyta co czułaś przy nim, że tak cierpisz bez niego."
"Odnoszę wrażenie, że on zasługuje na kogoś lepszego,
ładniejszego, być może dojrzalszego. Czuję, że to "za wysokie progi na
moje nogi". I nie wiem co z tym zrobić, bo nie chcę przez cały czas czuć
niepokoju, że to się nie uda, a ja nie potrafię mu dotrzymać kroku." - jakże mylne było moje wrażenie. Okazałam się o wiele dojrzalsza od niego i wiele mogłabym go nauczyć. Ale widocznie jego to przeraziło. To on nie potrafił dotrzymać mi kroku. Jestem w szoku, że własne ego (mając na myśli egocentryzm, nie egoizm) można wynieść do rozmiarów Burdż Chalifa.
Wczoraj ktoś uświadomił mnie, że zostałam książkowo - za przeproszeniem - "wychujana". Najpierw utworzenie więzi, obietnice, wizje wspólnej przyszłości, czułe słówka i namiętność. Zdobycie mojego zaufania, rozwalenie mojego muru. A potem zaliczenie i odstawienie w kąt. Jakby komuś sprawiało przyjemność ranienie innych - ktoś mnie zranił, więc i ja kogoś zranię, żeby poczuć ulgę. Jakby obowiązywała zasada "3 Z" - zdobyć zaufanie (ewentualnie zauroczyć), zaliczyć, zostawić. Jaka ja byłam naiwna, że w to wszystko wierzyłam. Tak spragniona miłości zostałam całkowicie zaślepiona. Pewnie nie doszłabym do takiego wniosku gdyby nie to, że uświadomiłam sobie, że JEMU zwyczajnie nie zależało. Bo gdyby tak było, nie poddałby się tak szybko i to z tak mało istotnych powodów. W końcu zapewniał, że chcemy tego samego. Przyjechałby niespodziewanie (tak, naiwna wypatrywałam go w oknie), przeprosił, powiedział, że się pogubił, że nie panuje nad swoimi emocjami. To byłoby zrozumiałe, w końcu też tak mam. Ale nie wykonał żadnego ruchu. ŻADNEGO. Co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że byłam tylko przygodą na jeden raz, a cała ta otoczka to była zwykła gra z jego strony.
To boli jeszcze bardziej...
"Nie pasujemy do siebie, za dużo nas różni" - te słowa pulsują we mnie nieustannie. Wiem, że miałeś podobnie, gdy napisałam, że lubię macho. Teraz wiem, że się wtedy myliłam. Zwyczajnie nie zweryfikowałam tego, co piszę. Potrafię się do tego przyznać i oficjalnie Cię za to przepraszam.
W sieci pełno jest bezwartościowej treści o miłości, związkach i rozstaniach. Głupie testy, sprawdziany i porównania. Ale czasem, dla potwierdzenia swoich myśli i odczuć, lubię sprawdzić, co o tym wszystkim mówi psychologia, numerologia i inne badziewie.
7 znaków świadczących o tym, że TY i ON do siebie nie pasujecie
1. Brak zaufania - w tym przypadku było aż za duże. Zaufałam i dostałam po dupie.
2. Wszystko o seksie - "Seks jest bardzo istotnym aspektem w związku. Dlatego jeśli nie
dogadujecie się w łóżku, wasza relacja może przechodzić bardzo poważny
kryzys. Różnorodność jest fajna, ale czasami różnice są zbyt duże. Jeśli
np. twojemu partnerowi zależy na ciągłym seksie, a tobie nie, może to
stanowić poważny problem." - o tym pisałam już wyżej.
3. Zazdrość - nawet nie miała szans, żeby się pojawić.
4. Kłótnie - "Konfrontacja w związku jest zdrowa. W końcu kluczem do porozumienia jest
rozmowa. To oczyszcza atmosferę i sprawia, że czujemy się dobrze,
wyrzucając z siebie swoje troski i zmartwienia. Problemem może być
zupełny brak kłótni. Wtedy ludzie zaczynają wyrzucać sobie błahe sprawy,
które nie mają tak naprawdę znaczenia. Kluczem jest umiejscowienie
siebie gdzieś pomiędzy ciągłymi kłótniami a ich brakiem w ogóle. " - o tym również pisałam tutaj i we wcześniejszych postach.
5. Inne priorytety, plany i marzenia - z mojego punktu widzenia były takie same.
6. Sekrety - nie zdążyliśmy o tym porozmawiać...
7. Brak komunikacji - "Rozmawiajcie o wszystkim. Dzielcie się ze sobą przemyśleniami, a także
zarówno złymi jak i dobrymi chwilami. Nie powinnaś bać się krytyki ze
strony swojego partnera, tylko oczekiwać zrozumienia i akceptacji. Ty
także powinnaś go wspierać we wszystkich decyzjach i życiowych
posunięciach. Powinnaś być otwarta w związku. W końcu wobec kogo, jeśli
nie wobec partnera możesz tak naprawdę być szczera? To właśnie relacja z
chłopakiem powinna być tym, co dodaje ci odwagi w życiu i sprawia, że
nie czujesz się samotna ze swoimi troskami, refleksjami, decyzjami. " - bez komentarza.
Z bólem serca i łzami w oczach,
AntyK
0 komentarze:
Prześlij komentarz