Przez lata obserwacji nauczyłam się, żeby nie oceniać ludzi z góry. A tym bardziej nie oceniać i potępiać ich po tym, co usłyszę od innych.
Bardzo często zdarza mi się, że ktoś opowiada historię kuzynki brata sąsiadki swojej babci. I w zależności od tego, z kim łączą go bliższe relacje, po tego stronie staje. Żeby lepiej zobrazować sytuację, zaprezentuję przykład.
Jest sobie małżeństwo z 20-letnim stażem. I nagle na jaw wychodzą jakieś dziwne fakty z ich życia, które powodują, że małżeństwo rozpada się. I teraz wszyscy od strony Pana opowiadają historie, że ta żona to była taka głupia i wariatka, że ciągle krzyczała po mężu, wiecznie za nim wydzwaniała jak się spóźniał z pracy do domu, robiła mu awantury i w ogóle była taka zazdrosna.
Z kolei znajomi od Pani komentują sytuację w ten sposób, że jej mąż to drań, nigdy nie wracał z pracy prosto do domu, nie odbierał od żony telefonów, gdy coś złego działo się w domu, a zamiast interesować się dziećmi, wolał spędzać czas z kolegami.
Dlaczego w takich sytuacjach nikt nie próbuje nawet postawić się w roli którejś z tych osób? Czy kiedykolwiek przyszło im na myśl, że żona może mieć złe doświadczenia z poprzedniego związku, gdzie jej chłopak zginął w wypadku wracając z pracy, i dlatego teraz tak panicznie się boi? Czy próbują zastanowić się, w jak wielkim lęku żyje owa Pani i jak bardzo musi kochać obecnego męża? Czy pomyśleli, że awantury wynikają z tego, że nie potrafią porozmawiać o swoich problemach i im sprostać?
I w drugą stronę - czy ludzie od strony Pani zastanowili się, że mąż nie wraca do domu, bo łapie wszystkie możliwe fuchy, żeby jego dzieci miały lepsze życie? Czy pomyśleli, że nie o wszystkim mówi swojej żonie, żeby oszczędzić jej i tak już wielu zmartwień, i woli pewne sprawy wziąć na swoje barki? Czy nie wpadli na pomysł, że po wielogodzinnej pracy i borykaniu się z rodzinnymi problemami chce trochę ochłonąć i spotkać się z kolegami, żeby nie zwariować będąc w ciągłym napięciu?
"na krańcach nieporozumień
gdy strony brną w zaparte
daleko do trzeźwego myślenia
bo rozdroża mają własne racje
połowiczne starania
dzielą zamiast łączyć
pamiętaj że zawsze
kij ma dwa końce"
Z pewnością sama nie raz byłam bohaterką takich historii. Ludzie krytykowali mnie, że np. jestem jakaś "inna" i zdziwaczała, bo nie poszłam ze swoim facetem na komunię chrześniaka. Szkoda, że nie wiedzieli, jak wielki towarzyszył mi wtedy lęk i jak przez kilka dobrych tygodni cierpiałam i zadręczałam się z tego powodu. Nie było to moje "widzi mi się". Nie miałam na to wpływu.
Dziś, gdy słyszę takie i podobne historie opowiadane przez innych, w których potępia się i krytykuje jedną ze stron, od razu, stanowczo i bez zastanowienia reaguję. Sugeruję, żeby postawić się w sytuacji każdej ze stron. Ale i tak nie to jest najważniejsze. Kluczem w tego typu opowieściach jest fakt, że jest to życie innych, które nie powinno nas w ogóle interesować. Nikt nie wie, jak naprawdę jest między tymi ludźmi, co się między nimi wydarzyło, jakie mają życiowe doświadczenie. Wszystko, co do nas dociera, jest tylko półprawdą, pogłoskami, plotkami i domysłami innych. Dlatego błagam Was, nigdy nie oceniajcie nikogo z góry, zawsze spróbujcie postawić się w jego sytuacji. A najlepiej, to nie interesujcie się życiem innych wcale... Tak będzie najzdrowiej. Dla wszystkich.