Trzeci dzień pobytu w szpitalu - pionizacja

 Tego dnia obudziłam się jeszcze przed przybyciem pielęgniarki, podającej co rano leki. Chciało mi się kaszleć, ale było to awykonalne. Wolałam się udusić, niż zakaszleć pełną piersią i poczuć rozrywający ból w podbrzuszu. Poza tym naprawdę się bałam, że pozrywam szwy.

Na porannym obchodzie było 12 osób. Nie mieścili się nawet w sali. Był "Szef", stażyści, rezydenci, pielęgniarki, studenci i nie wiem kto jeszcze. Przed wszystkimi trzeba było odsłonić kieckę. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Może dlatego, że miałam "jedną z młodszych". A może dlatego, że już tyle osób tam zaglądało. Stażysta odkleił mi opatrunek i w końcu mogłam zobaczyć cięcie w całej okazałości. Jest naprawdę spore, ale na szczęście chowa się w bieliźnie. "Szef" zaordynował, że dziś mamy się wypionizować. Jakoś tego nie widziałam. 


W sąsiednim pokoju była dziewczyna o imieniu Agnieszka. Była w podobnym do mnie wieku, ale dziwnie się zachowywała. Często krzyczała, płakała, błagała, żeby tata z nią został. Raz chodziła boso po korytarzu jakby nikogo nie zauważając. Co chwilę też wzywała pielęgniarki, aż któregoś razu jedna z nich wkurzyła się i wydarła na nią, że mają na oddziale pozostałych 26 pacjentek i nie będą się ciągle nią zajmować. Monika mówiła mi, że miała jakieś powikłania po operacji i musieli ją pilnie wziąć na blok operacyjny zaraz po mnie. Nie wiem z jakimi zaburzeniami się zmagała, ale każdy jej krzyk i wołanie o pomoc wywoływało u mnie fale lęku. 

Na śniadanie dostałyśmy wodną zupkę. Zaraz po nim przyszły miłe, młode pielęgniarki, żeby pomóc nam wstać i wziąć prysznic. Sąsiadkom szło ciężko, ale dały radę. Ja ledwo usiadłam na brzegu łóżka, zaczęło mi się kręcić w głowie i z powrotem opadłam na poduszkę. Powiedziały, że przyjdą później, ale muszę dziś już wstać, bo po południu będą wyciągać mi cewnik. 

I rzeczywiście na popołudniowym obchodzie jeden z lekarzy wyjął mi cewnik. Bardzo się tego obawiałam, ale nawet nie poczułam. Może nawet zaryzykuję stwierdzenie, że pod koniec było to przyjemne. Potem zastanawiali się co z drenem, ale też zdecydowali się go usunąć. Czy ja wcześniej mówiłam, że ból po operacji był koszmarny? No to nie wiem jak nazwać ten, związany z wyciąganiem rurki z rany. Lekko już przyrośniętej. Na żywca. Trwało to może z 40 sekund, ale było najbardziej nieprzyjemnym i bolesnym zabiegiem, jaki kiedykolwiek miałam. Zacisnęłam oczy, zęby, wywinęłam się w bólu na łóżku. To był koszmar! KOSZMAR! Na co "Szef" zareagował:

- No to ta, co się nawet własnego cienia boi! 

Na szczęście nikt z zebranych nie miał odwagi się zaśmiać. 

Obchód się zakończył, ja doszłam do siebie i zaczęłam się stresować, jak teraz pójdę do WC! Przecież nie mogę nawet wstać! Co prawda pielęgniarka mówiła, że przyjdzie mi pomóc, ale minęło już trochę czasu, jej nie było, a pęcherz zaczął dawać mi sygnały, że to już pora. Spróbowałam sama się doczłapać. Najpierw przesunęłam się na brzeg łóżka, powoli zsunęłam jedną nogę na podłogę, a drugą podpierałam się na łóżku. Pomalutku usiadłam. Ciemno przed oczami, kołatanie serca. Zrobiłam łyk wody i dalej. Powoli podniosłam się na rękach z łóżka. Co za ból, przecież się potargam! Nie, nie dam rady. Trudno, posikam się do łóżka. Położyłam się z powrotem. Ale ulga. 


Po jakimś czasie zaczęłam czuć, że pęcherz napiera mi na ranę, co wywoływało ból. No to pięknie. Teraz nie dość, że muszę dojść do toalety, to jeszcze muszę to zrobić szybko i w większym bólu. Więc od nowa zaczęłam cały proces. Zgięta prawie że pod kątem prostym wstałam. Musiałam chwilę odczekać aż minie ból, związany z poruszaniem mięśni. Teraz trzeba się "doszurać" do łazienki. Złapałam się za ramę łóżka i przesuwałam nogę za nogą. Doszłam do drugiego łóżka. Odpoczynek. Zauważyłam, że każdy ruch wykonuję na wstrzymanym wdechu. Muszę oddychać, bo inaczej zemdleję. Ale każdy oddech w tej pozycji boli. W końcu udało mi się "doszurać" do toalety. I tu pojawił się kolejny problem - jak przyjąć odpowiednią pozycję, skoro nie da się kucnąć ani zgiąć? Co więcej, jak tu zrobić pierwsze siku bez rurki? Czytałam, że kobiety czasem dostają takiej blokady, że nie są w stanie wykonać tej czynności. I po co ja to czytałam? Przed toaletą na ścianie wisiał grzejnik. Szczebelkowy. Powoli, schodząc w dół szczebel po szczeblu, udało mi się przyjąć odpowiednią pozycję. No to kolejny problem - nie da się spiąć mięśni, żeby pęcherz zaczął oddawać mocz! O zgrozo! Czy zdawaliście sobie kiedykolwiek sprawę z tego, jak bardzo skomplikowaną czynnością jest sikanie? Co następował skurcz, to od razu towarzyszył mu przeszywający ból w podbrzuszu, a ja momentalnie próbowałam się wyprostować. Po kilku próbach udało się. O Jezu, co za ulga! Teraz trzeba jakoś wrócić do łóżka. Powtórzyłam powyższe czynności i ostatkiem sił dotarłam do łóżka. Jak cudownie znów leżeć!  

Wieczorem odwiedziła mnie mama, a sąsiadkę synowa. Opowiadałyśmy co zjemy po powrocie do domu oraz próbowałyśmy żartować, ale każdy chichot momentalnie przywracał nas do rzeczywistości. Po rozcieńczonym mleku na kolację wzięłam szybki prysznic. Było to mniej więcej tak samo wyczerpujące, jak wcześniejsze zrobienie siku. Nie mniej jednak przez te kilka godzin naprawdę przybyło mi sił. 

Późnym wieczorem pielęgniarka przyszła z lekami i zapytała, czy idziemy się myć. Była zaskoczona, że obrobiłam się już sama. Widziała rano jak duży to był dla mnie problem. Poprosiłam tylko o tabletkę "na spanie". Mimo to obudziłam się w środku nocy z dziwnym niepokojem. Bałam się, że nadchodzi atak paniki. Szczęśliwie udało się go stłumić w zarodku i po godzinnej walce zasnęłam.

Tak minął kolejny dzień w szpitalu.


0 komentarze:

Prześlij komentarz