Daily holiday blog 10 ||Wakacje z nerwicą 18'|| To już jest koniec...

Rano wstałam pierwsza i - żeby nie marnować czasu - pojechałam SAMA na rowerze do sklepu (ok. 600 m). O dziwo bardziej się stresowałam tym, że spotkam syna od szefa (tak, dziś też jechałam w t-shircie-piżamie), niż tym, że jadę sama do sklepu. Sukcesik. 

Po śniadaniu poszłyśmy na plażę. Pogoda była piękna, idealne pożegnanie na dzień przed wyjazdem. Po kilku godzinach plażowania zdałam sobie sprawę, że za chwilę moja psiura po raz ostatni wejdzie do morza i wytarza się w piasku. Być może po raz ostatni w swoim życiu. Na samą myśl kłuje mnie w sercu :( Nawet nie wiecie jak ciężko mi z tą myślą. Tak bardzo bym chciała móc za rok znów z nią tu przyjechać. Ale ona nie staje się młodsza. A jej "ostatni raz" prędzej czy później musi się wydarzyć. Jakie to przykre, że pieski żyją tak krótko :(



Na obiad na leniucha zamówiłyśmy pizzę do domu. Potem ostatni spacer po mieście, zakup pamiątek, ostatni goferek i pakowanie... 

0 komentarze:

Prześlij komentarz