Witam z Krynicy! Próbuję się skupić na napisaniu posta z dnia dzisiejszego, ale strasznie śmierdzi mi materac w łóżku i mnie dekoncentruje...
Do rzeczy. Podróż minęła mi w miarę dobrze. 1/5 trasy byłam kierowcą, dzięki czemu mogłam skupić się na jeździe, a nie na objawach. Nie obyło się też bez przeszkód - mgła i wskakująca na jezdnię sarna porządnie mnie otrzeźwiły. Dalszą część drogi przejechałam jako pasażer. W głowie cały czas tętniły mi myśli "Bój się, oddalasz się od domu, jesteś coraz dalej, jak teraz zaczniesz się bać, to nic ci nie pomoże, zwariujesz, oszalejesz i NIC nie przyniesie ci ulgi". W połowie trasy dałam się na chwilę ponieść tym myślom, ale na szczęście objawy nerwicowe zelżały i udało mi się przyjechać bez "wspomagaczy" w postaci leków. Jechaliśmy przez noc i próbowałam zasnąć, żeby droga szybciej minęła, ale nic z tego. Drzemałam tylko 20 min na jednym z postojów. Najlepsze jest to, że w ogóle nie chciało mi się spać. Standardowo po drodze był wypadek (ja + długa podróż = korki), ale na szczęście nie było to nic poważnego i staliśmy jedynie 5 min.
Chciałabym opisać dwie śmieszne sytuacje, które przytrafiły mi się na postoju. Wyszłam z piesełem na siku. Wiedziałam, że może też chcieć kupkę, więc odeszłam z dala od stacji i KFC, żeby mogła spokojnie się załatwić. Zrobiła tylko siku, więc wróciłam pod knajpę żeby zmienić się z ojcem, bo mój pęcherz też domagał się wizyty w WC. Co na to mój piesek? Pociągnął mnie na klombik pod okienko KFC drive thru i.... elegancko zrobiła sobie kupkę :)
Druga sytuacja miała miejsce w toalecie. Nerwicowcy standardowo boją się chodzić sami do WC z obawy przed zatrzaśnięciem. Ale czasem lubię pokonywać swój mały strach i poszłam sama. Dziwiłam się, że jest kolejka, skoro jedna kabina była wolna. Jako że nie znoszę czekać, bez zastanowienia udałam się do wolnej kabiny. Wypięta i szczęśliwa robię sobie siku myśląc już o kąpieli w morzu, a tu nagle słyszę za sobą jakieś głosy. Okazało się, że skończył się papier toaletowy, a żeby go wymienić obsługa za ścianą otwiera okienko do kabiny i podmienia rolki. Chwila zastanowienia - dokończyć siku czy uciekać ze wstydu gdzie pieprz rośnie. Ostatecznie stwierdziłam, że dzięki mnie Pan będzie miał dobry dzień, więc zrobiłam swoje, pożegnałam się i wyszłam w stronę auta rozglądając się, czy czasem owy Pan nie stanie za chwilę ze mną face2face :)
Wracając do podróży - im bardziej zbliżaliśmy się do miejsca docelowego, tym bardziej rosło we mnie napięcie. Po drodze zatrzymaliśmy się na zamku w Malborku. Chciałabym żyć w tamtych czasach i odprawiać rycerzy na białych koniach :) Później śniadanie - o tej porze otwarty był tylko McPaśnik z tłumem ludzi. Na początku było ok, ale potem to nieszczęsne czekanie i zaczął pojawiać się lęk. Trochę połaziłam między tłumem i ... zamówienie gotowe. Po dojechaniu do Krynicy musieliśmy czekać ponad 3 godziny, aż zwolni się apartament. Nawet nie mieliśmy gdzie zaparkować. To wzbudziło we mnie trochę lęku. Ale stwierdziłam, że przyjechałam tu odpocząć. Znaleźliśmy miejsce parkingowe trochę oddalone od miejsca noclegowego. Wyciągnęłam z walizki strój kąpielowy i koc i ruszyłam na plażę. Powiedziałam sobie "niech się dzieje co chce, ja odpoczywam" i przypomniała mi się kultowa scenka z "Dnia świra" :) Było wcześnie rano, więc plaża nie była zaludniona. Jednak z czasem zaczęło schodzić się coraz więcej ludzi i uprawiali "parawaning". To wywołało większy lęk. Co teraz zrobić? Ojciec i mama odsypiają na kocu, ja pilnuję psiaka, ludzi coraz więcej, otaczają mnie z każdej strony, do wyjścia z plaży daleko, pokój nie zwolniony, nie mam gdzie uciec. Co teraz? Zatrzymałam panikę i poszłam z psiakiem do morza. 1:0 dla mnie.
Jestem doskonałym obserwatorem i od razu zauważyłam dwie sytuacje, które chciałabym przedstawić. Na pewno spotkaliście się z osobami, sprzedającymi na plażach przekąski. Taka oto sytuacja: idzie chłopak, na oko 20-letni.
- Gorrrrrąca kukurydza, popcorn! Prażone orzeszki w karmeluuu!
Podchodzi gościu ok. 40-letni z synem ok. 6 lat. Wyglądali normalnie, nie jak patologia.
- Masz te orzeszki?
- Tak, oczywiście.
- To dawaj.
Ja pierdzielę. Gdzie jakieś dobre maniery? Gdzie dzień dobry? Jakiś szacunek dla młodego, że chce sam na siebie zarobić, a nie ciągnie od bogatych rodziców? Piękny przykład dał Pan synowi. Dokąd zmierzasz świecie?
Druga sytuacja dotyczy starszego małżeństwa, po 60-tce. Wiem, że to co zaraz napiszę może być dla niektórych absurdalne, ale wszyscy miłośnicy psiaków zrozumieją mnie. Babka już z samego wyglądu i wyrazu twarzy wykazywała, że nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Rozbiła swój mini obóz praktycznie w morzu. Z resztą w ślad za nią poszli pozostali parawaniarze skutecznie broniąc dostępu do morza. Wracając do sedna - poszłam z psiakiem wykąpać się w morzu. Wiadomo, że potem psiak musi się otrzepać. Mam swój rozum, więc szybko pociągnęłam go wgłąb plaży, żeby nikogo nie opryskała. I co usłyszałam od zgorzkniałej baby? "Niech Pani weźmie stąd tego psa!" Grrr. Czy miałam ją wziąć na plecy, żeby idąc nie spadła z niej kropelka wody na szanowną panią? A może miałyśmy przepłynąć morzem aż do portu, żeby przedostać się na plażę przez okopy urlopowiczów? Nadmienię, że to ona rozbiła się obok nas, nie na odwrót, i że celowo udaliśmy się na plażę niestrzeżoną, żeby nikomu nie przeszkadzać! No cóż. Są ludzie i ludziki.
Potem już było z górki, obiad w pustej knajpie (prawie bez stresu), poobiednia drzemka i długi spacer. Niestety do centrum mamy około 2 km i mój kontuzjowany psiak miał biedę... Nie wiem co będzie dalej, zostawiać ją w pokoju? Podjeżdżać samochodem? Znów nie ma gdzie zaparkować.... I co chwilę tylko słyszałam "o jej, jaki kochany piesek", "a czemu on kuleje?", "co jej się stało?". Skupiałyśmy na sobie dużo uwagi, co zazwyczaj nie wpływa na mnie dobrze. Ale tym razem przebrnęłyśmy. Śmialiśmy się, że postawimy psiaka przy deptaku z kapeluszem i kartką "zbieram na operację". Obstawiam, że wystarczyłaby godzina ;)
Chyba się starzeję. Kiedyś lubiłam tłumy ludzi, lubiłam jak coś się dzieje, te wszystkie budy, knajpy, muzyka, ruch. Dziś tak mnie ci ludzie irytowali, że aż wzbudzili we mnie agresję. Było ich wszędzie tyle, że chyba nawet w Kołobrzegu na Sunrise tylu turystów nie ma. Krynica to chyba najbardziej zaludniona miejscowość, przewrotnie nazywana wypoczynkową. Poszłam do kiosku po znaczki. Mama w tym czasie weszła do marketu na małe zakupy, a ojciec został z psem na zewnątrz. Mimo ciasnoty kupiłam co chciałam i poszłam pomóc mamie. Wchodzę do marketu a tam ciemno od ludzi. Chciałam się wycofać, ale tłum przepchnął mnie do środka. W panice zaczęłam szukać mamy. Bez skutku. Przepchałam się do wyjścia. Chwila przerwy i drugie podejście. Udało się. Nawet stałam w kolejce do kasy. W tłumie! Z lękiem! 2:0 dla mnie :)
Powrót do mieszkania, prysznic, prasówka i do spania :)
P.s. Ze względu na warunki, jakie panują w moim łóżku pisząc ten post, nie ma przerywników w czytaniu w postaci zdjęć/filmików/muzyki. Wybaczcie.
P.s. 2. Moich prawdziwych zdjęć i tak tu nie zobaczycie, bo chcę pozostać anonimowa.
0 komentarze:
Prześlij komentarz