Dzisiaj w zasadzie nie wydarzyło się nic spektakularnego. Rano poszliśmy na plażę. W 20% świeciło słońce, 5% padał deszcz, 3% grzmiało a przez pozostałe 72% niebo było zachmurzone. Czyli w zasadzie w ciągu kilku godzin przeszliśmy przez wszystkie pogody.
Obiad zjedliśmy w zacisznym miejscu, więc było bez lęku. Po południu ruszyliśmy na miasto szukać noclegów. Nasz apartament musimy opuścić jutro, a pogoda na weekend zapowiada się fantastycznie, więc chcieliśmy przedłużyć pobyt do poniedziałku. Niestety po dwugodzinnych poszukiwaniach nie udało nam się nic znaleźć mimo, że na co drugim pensjonacie widniała tabliczka "wolne pokoje". Większość nie chciała też wynajmować pokojów na tak krótki okres. Nie było wolnych miejsc nawet w pobliskich miejscowościach. No nic, trudno, trzeba się spakować i wracać do szarej rzeczywistości. Praca, obowiązki domowe, ciągłe rozmyślanie i próba wypełnienia czymś dni...
Wczoraj wspominałam, że mieliśmy dwie propozycje przedłużenia pobytu. A więc druga dotyczyła Sopotu. Dzisiaj przyjaciele naszej rodziny przyjechali do Sopotu na urlop i mieli się rozejrzeć, czy nie ma czegoś wolnego. Niestety o wolne miejsce było ciężko, a poza tym we wspomnianym mieście kategorycznie nie wolno wchodzić z pieskiem na plażę. Z resztą jechać koło 2 godzin w jedną stronę (podobno są remonty dróg i korki), stresować się, żeby chwilę pobyć na plaży w tłumie ludzi, a potem stresować się posiłkami itd. w większym gronie osób? Nie, dziękuję.
Jutro będzie już ostatni post z "wakacji z nerwicą". Strasznie szybko to zleciało. Będę tęsknić za urlopem.
P.s. wstyd się przyznać, ale dopiero dziś dotarłam na pocztę, żeby wysłać pocztówki ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz