Daily holiday blog 7 "Wakacje z nerwicą" || Latarnia morska

Witam znów deszczowo!
Po śniadaniu nie było co robić, więc wybrałam się z psem do lasu. Niestety wycieczka szybko się skończyła. Po pierwsze zaczęło intensywnie padać, po drugie wszędzie czaiły się dziki i komary, a uciekanie przed nimi z parasolem w jednej ręce i kulejącym psem na smyczy w drugiej stanowiło nie lada wyzwanie. Wróciłam więc do mieszkania i po kawie pojechaliśmy z rodzicami na latarnię morską. To było już nasze drugie podejście - za pierwszym zrezygnowaliśmy ze względu na dużą kolejkę. Tym razem była dłuższa - staliśmy 2 godziny! Jak już wielokrotnie wspominałam, nie cierpię czekać. Tutaj pocieszał mnie fakt, że było to na świeżym powietrzu. Gdy zbliżaliśmy się już do środka chciałam w panice zrezygnować, ale ojciec zbeształ mnie, że nie po to sterczał na deszczy tyle czasu. Lęk wzmacniał fakt, że na latarnię wpuszczano grupkami po 20 osób, ponieważ schody były tak wąskie, że nie dało się na nich minąć. Myślę sobie: "no pięknie, utknę gdzieś po środku bez możliwości wyjścia. To nie jest dobry pomysł. Nerwica + wąskie pomieszczenia + tłum ludzi = lęk/lęk wysokości. Dodam, że przed zachorowaniem nie miałam lęku wysokości. Teraz kręci mi się w głowie nawet stojąc na ziemi ;) Nie wiem jak to zrobiłam ani kiedy, ale zdobyłam te 105 schodów, chociaż w połowie nogi miałam tak zesztywniałe a obraz tak mi się kręcił, że chciałam się wycofać. Niestety za mną wspinali się już inni ludzie i nie było odwrotu, co dodatkowo podkręciło lęk. Co więcej, na samą górę wychodziło się po drabinie! Poczekałam aż wszyscy już wejdą, wspięłam się ale nie schodziłam całkiem z drabiny. Szybko się rozejrzałam (w panice nawet nie wiem jaki był widok ;) ) i szybko zeszłam na dół, póki schody były wolne i nikt ich nie blokował. Koniec końców byłam zadowolona, że dałam radę, bo przede mną parę osób poddało się ze strachu, lęku i obawy (co ciekawe, głównie mężczyźni!). 

Jeszcze stojąc w kolejce stała za nami kobieta ok. 35 lat. W tym czasie z latarni schodziła kobieta w podobnym wieku, spanikowana, trzymając się ściany, zasłaniając oczy i trzęsąc się. Pani za mną skomentowała to mniej więcej tak: "po co ona tam wyłaziła, jak teraz boi się zejść, tylko blokuje wejście innym". Miałam ochotę odwrócić się i strzelić babce z liścia. Właśnie bardzo dobrze, że owa Pani zdecydowała się przełamać swój lęk i wejść na latarnię! Niechby nawet tam utknęła i dźwigiem ją ściągali - brawo dla tej Pani! Trzeba przełamywać swoje lęki chociaż wiem, jak bardzo jest to trudne.


Po wspinaczce na latarnię pojechaliśmy w stronę granicy Rosyjskiej. Byłam spięta, bo w tym kierunku prowadziła tylko jedna droga, ruch był duży + roboty drogowe, czyli lęk przed niemożliwością ucieczki. Okazało się, że droga kończy się w miejscowości Piaski i żeby dojść do granicy, trzeba iść spory kawałek pieszo. Zrezygnowaliśmy i poszliśmy na plażę, która miała wydzielony obszar dla nudystów ;) (nie)stety nie było pogody, więc żadnego golasa nie było ;) Następnie pojechaliśmy na punkt widokowy, z którego równocześnie widać morze i zalew. Potem obiad w centrum. Znów pojawiło się sporo lęku. Pocieszałam się tym, że nikt mnie tu nie zna i nawet jak zemdleję/umrę, to nic strasznego się nie stanie. Stres był pogłębiany tym, że jak zwykle (moje szczęście) na zamówienie czekałam dłużej niż pozostali, bo niby świeży olej itp. Kelnerzy byli tak zakręceni, że  nie wiedzieli co nam podali. Zamówione piwo nie przyszło wcale, a kelnerka zaproponowała, że naleje już po zjedzeniu i zapłaceniu rachunku. Jedzenie było średnie (nie spełniło moich oczekiwań) a ceny wygórowane jak w restauracji Michelina. No nic, wiemy, żeby w centrum raczej nie jadać.


Potem była sjesta i wieczorny spacer do centrum na zachcianki. Cały dzień czegoś mi się chciało i nie mogłam się zaspokoić. To gofry, to lody z mm-sami, to ryba, to zapiekanka, to gorąca czekolada na twisterze z kurczakiem kończąc. 

Dziś padły dwie propozycje odnośnie dalszego urlopu (w tym mieszkaniu możemy być tylko do soboty), o czym opowiem w następnym poście. 

Bye! 

4 komentarze:

  1. Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama nerwica jest niestety wielkim problemem, ale jak najbardziej możemy go oczywiście rozwiązań. Muszę przyznać, że ja również niedawno udałem się na konsultacje psychologiczne https://www.terapiapoznan.pl/konsultacje-psychologiczne/ które bardzo dużo mi dały pozytywnych myśli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda sama nerwica jest niezwykle popularna w dzisiejszych czasach i ja również jestem zdania, że fajnie jest wiedzieć do jakiego psychologa się wybrać. Ja z powodzeniem odwiedzam gabinet https://dominikhaak.pl/ i wiem, że na pewno warto jest to robić.

    OdpowiedzUsuń