Często pocieszam się tym, że nasze losy są zapisane gdzieś "na górze", że nic nie dzieje się bez powodu, ludzie pojawiają się na naszej drodze w jakimś celu, doświadczamy wydarzeń, żeby coś zrozumieć, że ktoś napisał scenariusz do naszego życia, a my jesteśmy jedynie aktorami. Wiara w przeznaczenie ułatwia pogodzenie się z pewnymi sprawami. "Tak miało być". Ludziom silnie wierzącym w Boga zapewne jest o wiele łatwiej i nie mają takiego dylematu.
Z drugiej strony może lepiej jest wziąć sprawy w swoje ręce i uświadomić sobie, że wszystko zależy od nas? Jest to trochę trudniejsza opcja, szczególnie dla osób nieśmiałych, które nie wierzą w swoje możliwości. Nie wszystko też jest zależne bezpośrednio od nas, ale również od osób trzecich. Druga opcja wymaga ogromnego zaangażowania i wzięcia na siebie odpowiedzialności, co w przypadku nerwicowców może nasilać objawy.
Osobiście zastosowałam połączenie obu opcji. Tam, gdzie czuję się na siłach, działam samodzielnie. W pozostałych przypadkach zdaję się na pastwę losu. Wierzę, że zachorowałam nie bez powodu, że jest w tym jakiś głęboki cel, który powoli odkrywam. Być może to dzięki mnie świat ma stać się lepszy i bardziej wartościowy? Być może będąc zdrową nie byłabym taką samą osobą, jaką jestem dziś? Nie weszłabym tak bardzo w głąb siebie i byłabym skupiona bardziej na tym, co widoczne?
Często nie da się jednoznacznie oddzielić przeznaczenia od tego, co jest w naszym zasięgu.
Na zakończenie postu mała dygresja. Za tydzień jadę nad moje ukochane morze z ukochanym pieskiem. Pech chciał (a może przeznaczenie?), że 10 dni przed wyjazdem psina zaczęła kuleć na łapkę. Martwiłam się.
Wczoraj wieczorem przyszła mi do głowy złota myśl. Lepiej jest przyjąć najgorszą, pesymistyczną opcję, zaakceptować ją, co nie jest łatwe, a potem cieszyć się, że się nie miało racji, niż być optymistą i potem cierpieć z powodu zawodu.
Dzisiaj znalazłam potwierdzenie tej tezy. Miałam nadzieję, że z psiakiem będzie wszystko ok i do wyjazdu będzie "nówka". Niestety - ma zerwane więzadło kolanowe i czeka ją operacja :( Nad morze pojedziemy, ale będziemy zmuszone maksymalnie ograniczyć chodzenie. Chciałabym mega wypocząć na tych wakacjach, bardzo tego potrzebuję. Mam też w planie pisać daily blog z wakacji z nerwicą. Mam nadzieję, że uda mi się zmobilizować.
Do następnego razu!
AntyK.
0 komentarze:
Prześlij komentarz