Witam deszczowo!
Dziś niestety cały dzień lało. Mąż kuzynki i jego syn dziś wyjechali, więc do południa poszliśmy z nimi ostatni raz na plażę pożegnać morze i nabierać muszelek. Znów przemokliśmy aż do majtek :) Ogólnie miło wspominam ich odwiedziny mimo konfliktu, jaki powstał między mną a "tatusiem". Na pożegnanie powiedział mi, że go zawiodłam i że jechał do mnie tyle kilometrów, a ja nieodwracalnie zmarnowałam możliwość wspólnej zabawy, bo wolałam czytać... Cóż, osobiście uważam, że i tak dałam od siebie więcej niż mi się chciało. Mogłam wcale nie spędzać z nimi czasu, a jednak większość poświęciłam na zabawę, co i tak nie zostało docenione. Trudny charakter, chyba nigdy go nie pojmę.
Gdy odjechali, poczułam jakiś dziwny niepokój i załamanie, co też ma zapewne dużo wspólnego z pogodą. Obiad zamówiliśmy do mieszkania, jednak wieczorem poszłam z rodzicami do centrum na "zachcianki". Zjadłam loda z dodatkami, a potem poszłam z rodzicami na kebaba i powitałam objawy nerwicowe. Na szczęście nie były tak silne, żeby się wycofać, co nie zmienia faktu, że już nie czułam się komfortowo i myślałam tylko o tym. Powrót do domu już był spokojny, nie licząc komarów i deszczu.
Dzisiaj miałam trochę więcej czasu na przemyślenia i doszłam do następujących wniosków.
1. Cieszy mnie fakt, że na plaży częściej widuję osoby z książką w ręku zamiast smartfona.
2. Muszę przestać myśleć "co by było gdyby". Jestem tu i teraz i tak ma być. Nie mogę wyobrażać sobie, jakby to było gdybym jeździła na wakacje ze znajomymi od pełnoletności. Pewnie nie stroniłabym od alkoholu, nie lubiła czytać, być może miałabym już dziecko i zastanawiałabym się, co by było gdybym zamiast znajomych wybierała rodziców i bardziej przyzwoite życie. W efekcie nigdy nie byłabym zadowolona z tego, co mam. Wiecznie porównywałabym swoje życie do innych. Przestawienie myślenia nie nastąpi z dnia na dzień, ale będę nad tym pracować.
3. Ogólnie nie lubię dzieci i oprócz mojego podopiecznego nigdy nie miałam z nimi do czynienia. Nie interesuję się pedagogiką, a zajęcie się czyimś dzieckiem (oprócz Młodego) zwyczajnie mnie męczy. Mimo to gdy idziemy do centrum i widzę płaczące dziecko (nie ważne z jakiego powodu) robi mi się żal rodziców. Kiedyś pomyślałabym, że to z rodzicami jest coś nie tak i nie potrafią zająć się własnym dzieckiem. Dziś już wiem, że to najgorsze, co ludzie mogliby pomyśleć o nieznajomych. Dzieci wpadają w histerię głównie z kilku powodów: są zmęczone, nie chce im się dalej chodzić, rodzice nie spełniają ich zachcianek, chcą zwrócić na siebie uwagę. Takim zachowaniem manipulują rodzicami, którzy stają się bezbronni. I wracając do sedna - mijając rodzinkę np. 2+1, w której dziecko zanosi się od płaczu a rodzice spuszczają wzrok ze wstydu, mam ochotę podejść do dziecka i go czymś zająć. W tym wypadku wierzę w swoje umiejętności i siłę perswazji. Nie dlatego, żeby pokazać rodzicom, że się do tego nie nadają, ale dlatego, że obca osoba ma zupełnie inny wpływ na zachowanie dziecka. Tym samym pomogłabym rodzicom, którzy pewnie mają już powyżej uszu ciągłych wrzasków i krzyków. Niestety do takiej sytuacji raczej nigdy nie dojdzie, bo zostałabym odebrana jako zarozumiała wariatka, a rodzice poczuliby się urażeni.
0 komentarze:
Prześlij komentarz