Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne.

Podsumowanie roku

Nadszedł czas podsumowania 2020 roku, który był brzydki, zły i niedobry dla nas wszystkich.

 1. Wycieczki rowerowe.

W 2020 roku przejechałam 374,6 km na rowerze. Nie jest to dużo patrząc na zamierzony cel 1000 km, ale niestety w tym roku nie byłam w stanie sama wsiąść na rower, za każdym razem musiałam mieć towarzystwo. Najdłuższa wycieczka rowerowa miała 34km, bo niestety bałam się jechać dalej bez asekuracji, możliwości szybkiego powrotu. Na 2021 ustawiam ten sam cel kilometrów i zobaczymy jak mi pójdzie.



2. Wyzwanie 52 Books challange.

Dotrwałam tylko do 26-tej pozycji. Do wyzwania dołączyłam już w trakcie jego trwania i gdy zorientowałam się, że już nie nadgonię z wielu różnych powodów - straciłam motywację. Nie sięgnęłam po książkę od ponad 2 miesięcy, za to kupiłam już 7 nowych pozycji do przeczytania. Tegoroczne wyzwanie skończyłam na pozycji nr 26, czyli dokładnie w połowie. W 2021 roku wyzwanie rusza ponownie, więc może w przyszłym roku się uda.


 

3. Ataki paniki.

Z powodu COVID i skumulowanych sytuacji stresujących nawiedziły mnie w nocy 2 ataki paniki. Były bardzo ciężkie, ale na szczęście nie zostawiły po sobie zbyt dużo skutków ubocznych, a z każdym kolejnym dniem odchodzą w niepamięć.

4. Dwie bliżej nieokreślone choroby. 

W kwietniu przechodziłam dziwną chorobę z wysoką temperaturą. Raczej małe prawdopodobieństwo, że to COVID, ponieważ w mojej miejscowości jeszcze go wtedy nie było (oficjalnie). Choroba trwała weekend i objawy minęły. Podobną sytuację miałam w listopadzie, ale gorączka była nieco niższa. Mimo wszystko chciałabym zrobić test na przeciwciała.


5. Śmierć...

2020 rok przyniósł śmierć brata i siostry mojej babci, a także mojej ukochanej psiny. Cierpię z tego powodu do dziś, ciągle ją widzę i słyszę. Katuję się przyciąganiem smutnych obrazów i wspomnień. Okropnie mi jej brakuję. OGROMNIE.



6. Choroba wujka.

We wakacje tego felernego roku nasza rodzina dowiedziała się o ciężkiej chorobie wujka, brata mamy. Wujek wciąż walczy o każdy kolejny dzień życia. Boję się za każdym razem, gdy dzwoni mamy telefon. Szczególnie w godzinach wieczornych.

7. Morze.

W tym roku nastąpiła przerwa w corocznych wyjazdach nad moje ukochane morze. Nie było roku, żebym nie chodziła po piasku brzegiem morza. Jeszcze miałam malutką nadzieję, że może w Sylwestra się uda, ale pozamykali hotele. Trudno.

8. Studia.

Niestety, a z obecnej perspektywy - na szczęście studia podyplomowe, na które się zapisałam, nie wystartowały ze względu na małą liczbę chętnych. Jeśli wszystko sobie poukładam, to może w przyszłym roku spróbuję.


9. Marzenia. 

W 2020 nie udało mi się zrealizować żadnego marzenia z listy (lista marzeń ), ale przybliżyłam się do wielu z nich. Po nowym roku przygotuję aktualizację listy marzeń. 

10. Odzyskane długi.

Po 3 latach udało mi się odzyskać jeden z długów. Dzięki pandemii stosunkowo łatwo jest otrzymać wyrok w e-sądzie, potem sprawa do kuzyna-komornika i udało się, chociaż już postawiłam krechę na tych pieniądzach. Teraz mam motywację, żeby zabrać się za odzyskanie reszty długów :)

Jakie plany na kolejny rok?

Przede wszystkim muszę zadbać o siebie. Jestem totalnie przemęczona. Obowiązkowo muszę zatrudnić kogoś do pomocy na stałe, żebym mogła zająć się dalszym rozwojem firmy (nadal mam mnóstwo pomysłów, których nie mogę zrealizować ze względu na brak czasu), swoimi pasjami i... żebym mogła odpocząć! Wyspać się! Zrelaksować!

Koniecznie muszę zrobić badania: przeciwciała COVID, morfologię, badanie moczu, prześwietlenie kręgosłupa, który ostatnio bardzo mi dokucza oraz nieszczęsna wizyta u dentysty. 

W lutym wkraczam w wiek "ostatniego dzwonka", więc fajnie by było, gdyby jakaś zabłąkana owieczka (żeby nie napisać baran) w końcu mnie dostrzegła ;)




Mało świąteczne święta

 Wszyscy żyją przygotowaniami do świąt. A ja nie mam nawet kiedy zastanowić się, co i kiedy upiec. Prawdę mówiąc, te święta trochę mnie zaskoczyły. Nie wiem kiedy nadeszły! Jedyne, co o tym świadczy, to ilość spływających zamówień i lawina pytań "czy dojdzie przed świętami". Wszyscy sprzątają, szorują podłogi, myją okna. Ja nie. Nawet, gdy sprzedaż zacznie spadnie (bo już paczka nie dojdzie przed świętami), to nie mam zamiaru nic zrobić. No, z wyjątkiem upieczenia ciast. 

Jestem prze wykończona! Miałam nadzieję, że po świętach odpocznę. Chciałam się w końcu gdzieś wybrać, wyjechać odetchnąć od tego wszystkiego. Ale nie, kolejna kwarantanna narodowa! I to w jakim czasie, głupota i bezsensowność! I tak wszyscy się spotykają, w marketach przed świętami tłumy, sylwestra też pewnie mało kto spędzi sam w domu. Więc na cholerę to wszystko zamykać?! A zamknięte sklepy mogą dla mnie oznaczać kolejną falę zakupów.

Tak, wiem, powinnam się cieszyć. Ale jestem PRZEMĘCZONA. Od 2 tygodni mam kogoś do pomocy, ale minie jeszcze sporo czasu, zanim zacznie pracować samodzielnie i nie będzie trzeba jej pilnować. Co więcej, jest u mnie tylko dorywczo co oznacza, że jak znajdzie inną, lepszą pracę, to bye bye.


 

Moim czytelnicy wiedzą, że nie lubię Bożego Narodzenia, ponieważ od kilku lat nie trafia do mnie tzw. "magia świąt". W tym roku będzie wyjątkowo ciężko, bo to pierwsze święta bez mojej psiej siostry... Do tego chory wujek, gdzie każdy dzień to strach o jego życie. Również w święta drugi brat mamy ma okrągłe urodziny. I jak tu świętować w takich okolicznościach?

To wszystko jest takie beznadziejne. Tak się wszystko posypało. I tak bardzo za nią tęsknię, przede wszystkim wieczorami, gdy kładę się do łóżka i próbuję zasnąć :( W nocy słyszę jej szczekanie, wciąż wydaje mi się, że ona jest, że szczeka, żeby ją wpuścić do domu, że leży pod drzwiami, a jak wjeżdżam do domu to patrzę, czy nie wyszła za bramę :(


M. Knedler "Położna z Auschwitz"


Nie mam siły pisać nic kreatywniejszego, więc dziś kolejna porcja cytatów z książki. Książka przeczytana 2 miesiące temu. Ostatnio znów ciężej mi sięgnąć po książkę. Do tego już wiem, że nie podołam wyzwaniu 52 Book challange.

"Nie wiem, czy ci ludzie po drugiej stronie poddawani są specjalnym ćwiczeniom, które uczą ich wyzbywania się empatii, czy też potrzebna jest odpowiednia konstrukcja psychiczna, podłoże, na którym można wyhodować takie idee. Zastanawiam się, czy każdego człowieka dałoby się ukształtować tak, by znalazł się w tamtym miejscu. I czy w tym właśnie nie tkwi największe niebezpieczeństwo dla ludzkości."

"Boję się, że ja również obrastam obojętnością. Jeśli się na coś patrzy każdego dnia, trudno za każdym razem o uczucia. Jeśli się nie czuje, jest łatwiej, a jednak ma się również świadomość własnego wypaczenia. Wiem, że powinnam czuć, lecz nie czuję."


 

"Nie istnieje jedna właściwa historia obozu (...). Jest ich wiele, tak jak wiele jest nieokreślonych form pamięci, której nie da się sfotografować i wyrzeźbić. Tę opowiadam ja. Póki co - samej sobie. Trzeba opowiedzieć coś samemu sobie, by móc to później przekazać innym."

"Źródłem siły człowieka jest zawsze dom rodzinny, bezpieczna przystań, kotwica. Człowiek bez kotwicy jest jak samotny okręt wystawiony na łaskę kapryśnych fal. Kiedy świat wali się w gruzy, trzeba mieć miejsce, do którego się ucieka, wewnętrzny azyl wypełniony dobrymi myślami. Każdy człowiek ma prawo móc kiedyś powiedzieć: 'Była taka przestrzeń, którą zwałem domem. Byli tam ludzie, którzy mnie kochali'."

"Patrzenie wstecz wydaje się łatwiejsze niż bycie w teraźniejszości i próba spojrzenia w przyszłość. Teraźniejszość jest zbyt ulotna, bym w pełni umiała ją przeżyć, a przyszłość może przynieść złe rzeczy, o których nic nie wiem. Przeszłość zaś jest bezpieczna, bo już się wydarzyła. Obfitowała w tragedie, cierpienia, krew i śmierć, naznaczyła nas, wypaczyła, zmieniła, ale minęła. Niczym nie może nas zaskoczyć."


Wszystko się sypie

Pracy po uszy, ale im więcej pracy, tym więcej związanych z nią problemów. Z jednej strony to dobrze, bo nie mam czasu myśleć o innych rzeczach, ale z drugiej strony, wszystkie emocje kumulują się we mnie. Przed świętami ludzie szaleją. Dzwonią z byle duperelami. O wszystko się czepiają, wszystkiego się domagają. W księgowości podobnie, do rozwiązania pełno zagadnień, a informacji nie ma skąd zaciągnąć. Od wczoraj przychodzi do mnie osoba do pomocy. Jak się nie zniechęci i ją przyuczę, to mnie odciąży i w końcu będę mogła trochę odpocząć.
 

 

Mija miesiąc odkąd nie ma mojej psiej siostry. Za każdym razem kłuje mnie w dołku. Ile ja bym dała, żeby usłyszeć znów jej szczekanie, poczuć ciepełko jej futerka i wilgotny nosek :( Boli...

Z wujkiem jest coraz gorzej. Już wiemy, że nie wróci do Polski co oznacza, że już się nigdy nie zobaczymy, nie pożegnamy się... Cierpię, boli mnie to. Widzę jak cierpi mama, ciocia. Nawet sobie nie wyobrażam, co musi czuć babcia... Dziś ma urodziny. Dopiero 62 lata. Jego ostatnie urodziny...

Codziennie poruszam się jak zombie w transie. Z całych sił skupiam się na tym, co mam do zrobienia. Staram się nie myśleć o tym wszystkim, co jest dookoła. Wieczorami czuję zawroty głowy, a myśli zaczynają mi uciekać spod kontroli. Wtedy zaczyna się dołowanie, ból duszy i serca, leją się łzy. Czekam na kolejny atak paniki. To musi nastąpić. Tak wiele złych rzeczy się dzieje, że to musi w końcu jebnąć! Tracę motywację do działania. Bo po co? Dla kogo? Jaki to będzie mieć sens bez bliskich osób?


Buduję swoją markę


Sklep w końcu ruszył, po niezliczonej ilości godzin pracy, niezliczonych kosztach obsługi zewnętrznej i niewymiernej ilości moich nerwów. Ale na tym się nie kończy. W sumie, to dopiero się zaczęło. Teraz muszę się wszystkie nauczyć (obsługi), muszę zgrać magazyn i powiązać aukcje, muszę uruchomić jak najwięcej akcji automatycznych, żeby odjąć sobie obowiązków, zamiast dołożyć, jak to jest teraz. Niestety informatycy będą mnie prześladować chyba do końca życia. Znam tylko jednego, JEDNEGO, który zawsze podoła wyzwaniom, zna się na swojej pracy, a jak czegoś nie umie, to mówi, że nie umie, a nie udaje, że pozjadał wszystkie rozumy (ten post nie jest sponsorowany). Cała reszta jest o kant dupy rozbić. Nie wiem, czy tylko ja mam takiego pecha, czy za dużo wymagam, czy o co chodzi. Nie ważne, czy to programista, wdrożeniowiec, grafik czy "specjalista" od pozycjonowania. Wszyscy zeżarli mi tyle nerwów, że moja nerwica przy tym to pikuś. Hit z ostatniego tygodnia jest taki, że za wysłanie pytania e-mailem otrzymałam fakturę 70 zł netto! A odpowiedź brzmiała "Nie, nie można." 
 


Średnio 3-4 razy w tygodniu miałam pod opieką dzieci. Ostatnio mniej, ze względu na swoją "żałobę" oraz przedświąteczny natłok pracy. Dzieciaki mają swoje humorki i bywają niegrzeczni. Rodzina nie rozumie, że jeśli nie wychodzę z domu o 7 i nie wracam o 15, to nie znaczy, że nie pracuję! Zdziwieni, że mogę nie mieć czasu. Do tego dochodzi praca związana z biurem rachunkowym i wieczorami leżę i zdycham, nie mając siły nawet telefonu wziąć do ręki, żeby utrzymywać te pozostałości po relacjach towarzyskich. I to mnie chyba najbardziej boli - brak zrozumienia. Ja się poświęcam, poświęcam swój czas, swoją pracę (czasu wolnego nie, bo i tak go nie mam), ostatkiem sił schodzę na dół żeby w końcu móc usiąść na dupie, a w zamian słyszę od ojca zrób mi herbatę. Bo przecież siedzę, czyli się nudzę, czyli nic nie robię. I tak każdy dzień kończy się awanturą, bo tylko powiem "nie" i nawet nie zdążę się wytłumaczyć, a już leci w moją stronę wiązanka. Niewdzięcznica jedna!

Ten post napisałam jeszcze przed śmiercią Nusi. Teraz jest trochę inaczej, wieczorami więcej czasu spędzamy razem i jest między nami więcej zrozumienia. Okazało się, że każdy z nas potajemnie zaczął już przeglądać ogłoszenia ze szczeniakami. Czyli wszyscy jesteśmy na TAK, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze za szybko, wciąż tak bardzo mi jej brakuje :( Chcę zrobić fotoksiążkę z jej zdjęciami, ale wciąż brakuje mi czasu. Jestem tym wszystkim już zmęczona...

Poważnie zastanawiam się nad zatrudnieniem kogoś do pomocy. Musi to być ktoś zaufany, bo przecież będzie mi chodzić po domu. Póki co trafiłam na super dziewczynę od marketingu, która pomaga mi budować swoją markę w mediach społecznościowych.


Tak bardzo za Tobą tęsknię...

Codziennie o Tobie myślę, moja psia siostro, moja przyjaciółko. Codziennie mam Cię przed oczami. Gdy je zamknę, czuję Twój zapach. Zawsze tak ładnie pachniało Ci czółko w miejscu, gdzie wszyscy Cię głaskali. Codziennie Cię wspominamy. Czasem te śmieszne chwile, gdy spałaś na kanapie i chcąc się obrócić - spadłaś, albo jak przyszedł klient do naszego biura, a Ty go chciałaś zgwałcić. Czasem wspominam chwile grozy, np. gdy uciekłaś i nie było Cię 24 godziny, albo jak potrącił Cię samochód (po czym wstałaś i zaczęłaś szczekać na kierowcę). Najczęściej jednak mam przed oczami te ostatnie chwile. Do końca życia zapamiętam piątkowy wczesny ranek i ten okropny widok, gdy schodziłam schodami do Ciebie. Pamiętam każdą chwilę potem spędzoną z Tobą. To jak ćwiczyłyśmy, jak karmiłam Cię z ręki, jak głaskałam w drodze do weterynarza i potem, potem, gdy ostatni raz złapałam Cię za łapkę, gdy ostatni raz pocałowałam w czółko i ostatni raz nasze noski się spotkały. Tak bardzo mi tego brakuje :(


Momentami moje serce rozrywa się na tysiące kawałków, gdy zdam sobie sprawę, że:

- już nigdy się nie zobaczymy,

- już nigdy nie poczuję Twojego zapachu,

- już nigdy nie wykąpiemy się razem w morzu ani nie poleżymy na piasku,

- już nigdy z żadnym psem nie będę się czuła tak bezpiecznie jak z Tobą,

- żaden pies nie będzie nawet w połowie taki jak Ty,

- już nigdy nie pójdziemy razem na spacer,

- już nigdy nie będziesz żebrać przy posiłkach,

- już nigdy nie będziesz szturchać mnie nosem, żeby Cię pogłaskać,

- już nigdy nie zaszczekasz na dźwięk dzwonka (nawet tego w reklamie),

- już nigdy nie połaskoczę Cię po poduszkach łap,

- już nigdy nie wytarzasz się w śniegu,

- już nigdy nie będziesz szczekać pod schodami, żeby Cię wnieść,

- już nigdy nie będziemy obchodzić Twoich urodzin,

- już nigdy nie będziesz się wygrzewać w tulipanach,

- już nigdy więcej nie wejdziesz do swojej bazy,

- już nigdy nie pojedziemy razem na wakacje, 

- już nigdy nie będziemy razem siedzieć w szafie w trakcie burzy,

- już nigdy nie pogramy w piłkę,

- już nigdy nie będziesz spać u mnie pod biurkiem,

- już nigdy nie zakopiesz kości w ogródku,

- już nigdy...

Co chwilę znajduję jakiś ślad po Tobie. Za każdym razem nie mogę uwierzyć, że Ciebie już nie ma. Życie bez Ciebie jest takie smutne i puste, a dom został już tylko budynkiem.  

Wielkieś nam uczyniła pustki w domu moim,

                                  Moja droga Nusiu, tym zniknieniem swoim!

Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:

Jedną maluczką psią duszą tak wiele ubyło.

Tyś za wszytki chrapała, za wszytki szczekała,

Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.

                                      Nie dopuściłaś nigdy nam się frasować

                                 Ani złym myśleniem zbytnim głowy psować,

To tego, to owego wdzięcznie obłapiając

  I onym swym wilgotnym noskiem szturchając.

Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,

 Nie masz psiej zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu.

Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,

A serce Rudej Nusi darmo upatruje.


 Tęsknię...



Odeszła cząstka mnie

Mój wyjątkowy, najwspanialszy, najukochańszy, najcudowniejszy piesek odszedł dziś za tęczowy mostek. Nie potrafię wyrazić bólu, jaki mi towarzyszy. Nie wiem kiedy znów napiszę. Kocham Cię Nusiu, na zawsze będę, zawsze będziesz w moim sercu 💓




Smutek

Dzisiejszy post miał być o czymś zupełnie innym. Niestety moja kochana psinka dostała w nocy drugi udar. Próbujemy jeszcze powalczyć z weterynarzem, ale jeśli nie będzie efektów, to... Nawet nie dam rady tego napisać. Kolejne dni będą dla mnie bardzo, bardzo ciężkie :(  



Czy jestem WWO?

WWO jest cechą uwarunkowaną genetycznie, występującą u ok. 15-20% społeczeństwa. Dotyczy nie tylko introwertyków, ale również ekstrawertyków. Czym jest ten tajemniczy skrót?

WWO to oznaczenie osób wysoko wrażliwych, które czują mocniej, widzą więcej, myślą szerzej. Poniżej zaprezentuję kilka cech charakteryzujących osoby z wysoką wrażliwością i sprawdzę, czy wpisuję się w ten schemat.


 

1. Jesteś często emocjonalnie wyczerpany.

"Intuicyjnie czuję to, co ludzie czują w danym momencie – wszystko, co dotyka innych, dotyka mnie." Zgadza się, jednak w moim przypadku dotyczy to wyłącznie osób, które znam, cenię, lubię i szanuję. Często czuję się emocjonalnie wyczerpana i wcale nie są mi do tego potrzebne kontakty z innymi ludźmi.

2. Brzydzisz się przemocą i okrucieństwem.

O ile w stosunku do ludzi okrucieństwo mnie nie rusza (ostatnio namiętnie czytam książki o holokauście), o tyle w stosunku do zwierząt jest to dla mnie nie do zniesienia. Jak widzę w filmie jakiś fragment, w którym ma ucierpieć pies, to natychmiast przełączam program. Nie mogę znieść widoku cierpiących psów, chociażby było to tylko zdjęcie ze schroniska. Najgorszymi bajkami, jakie oglądałam, są Król Lew oraz Piorun i przyznaję się bez wstydu, że po ich obejrzeniu beczałam jeszcze kilka godzin, a okrutne sceny mam w głowie do dziś. Co ciekawe, często zwierzęta w tych scenach utożsamiam ze sobą i swoimi sytuacjami życiowymi.

3. Masz małą tolerancję na hałasy i ostre światło.

Nie znoszę hałasu, szczególnie "produkowanego" przez dzieci i tłum ludzi. Bardzo mnie to męczy i wyczerpuje. Co innego na koncercie, ale fakt, że po takiej imprezie nie mogę zasnąć, bo szumi mi w głowie. Wrażliwość na światło mam w marketach, ale to bardziej ze względu na moją nerwicę. W pozostałych przypadkach reaguję na światło tylko w trakcie bólu głowy. Ale fakt, wolę półmrok niż mocne oświetlenie.

4. Jesteś bardzo wrażliwy na piękno. 

Tutaj podpisuję się obiema rękami. Uwielbiam podziwiać piękno, potrafię uronić łzy przy wyjątkowej muzyce, zachwycić się widokiem parku jesienią oraz dostać gęsiej skórki słuchając koncertu organowego. "Kiedy ktoś umiera, czuję się, jakby mnie to osobiście dotknęło. Przeżywam to około tygodnia, nie potrafię przetrawić treści." I tu tak samo robię wizualizację, że umiera ktoś mi bliski, przygniatając się tym ciężarem emocjonalnym.


 

5. Stres i nadmiar obowiązków przytłacza cię.

Ta cecha mnie nie dotyczy. Takie sytuacje mam niemal codziennie i nauczyłam się sobie z nimi radzić. Jestem po nich wyczerpana i nierzadko wiąże się to z dużymi nerwami, więc lepiej wtedy bez kija nie podchodzić. 

6. Nie znosisz być obserwowany.

"Osobom z wysoką wrażliwością często wydaje się, że są obserwowane i oceniane przez innych ludzi. W restauracji, autobusie, na ulicy – często mają wrażenie, że ktoś krytycznie na nie patrzy: na wygląd, strój lub zachowanie. Z tego powodu OWW są bardzo wyczuleni na swoim punkcie. W miejscach publicznych zawsze są świadomi tego, jak wyglądają i co robią. Nie mogą bowiem znieść myśli, że ktoś mógłby ich skrytykować – nawet jeśli absolutnie nikt nie zwraca na nich w danej chwili uwagi." Trudno jest mi się do tego odnieść obiektywnie ze względu na moje lęki. Często bowiem wydaje mi się, że ludzie widzą mój strach i przyglądają mi się ze zdziwieniem. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że przez swój lęk zachowuję się podejrzanie w miejscach publicznych, przez co zwracam na siebie uwagę np. ochroniarza. Boję się, że mnie złapie z podejrzeniem, że chcę coś ukraść, bo grzebię w torebce (szukam gumy do żucia żeby uspokoić nerwy) i rozglądam się nerwowo (szukam możliwości ucieczki).

7. Często się izolujesz. 

Jak się do tego odnieść w czasach COVID? Na pewno po spotkaniu z wampirem energetycznym muszę to odreagować w samotności. "WWO najlepiej odpoczywają we własnym domu lub na wyjeździe na łono natury, niż na aktywnych wycieczkach. Wyłączony telefon, zaciągnięte zasłony, cisza – to dla nich regeneracja z prawdziwego zdarzenia." Zdecydowanie nie. Uwielbiam aktywne wycieczki (mimo towarzyszącego im lęku) i nie wyobrażam sobie wyłączenia telefonu w jakiekolwiek sytuacji (z powodu lęku). Ale owszem, jestem introwertykiem i nie lubię spędzać czasu ze znajomymi. 

8. Czujesz się niezrozumiany.

"Wiele osób Cię nie rozumie – śmieje się, kiedy głośno podskakujesz na sygnał telefonu" - wielokrotnie miałam podobne sytuacje i wówczas słyszę, że "mam coś na sumieniu". A powód jest z goła inny - jestem myślami zupełnie gdzie indziej.

 Podsumowując

Uważam się za osobę z wysoko rozwiniętą wrażliwością, co niekiedy jest powodem do dumy. Często czuję zapachy i widzę rzeczy, których inni nie dostrzegają. Niestety jest to równocześnie moją zmorą, szczególnie biorąc pod uwagę moje związki. Każdy z nich nadto przeżywam, a gdy coś pójdzie nie tak... to sami już wiecie.  


 

Post pisany w oparciu o artykuł https://natemat.pl/267581,kim-sa-osoby-wysoko-wrazliwe-8-cech-ktore-swiadcza-o-tym-ze-jestes-oww


Książkowy mix

 M. Papathanasopulu "Judasz całował wspaniale"

"I jak tu wyjaśnić wszystkim, iż przeżywam osobisty dramat i przywłaszczam sobie ogólne lamenty jako alibi dla utraty panowania nad sobą."

"Historia się powtarza - pierwszy raz jest tragedią, drugi raz farsą."

"Mówi się, że rozłąka wycisza małe uczucia, a rozwija wielkie. Tak jak wiatr, który może zgasić świecę, lecz potrafi też rozniecić pożar." 


 

J. Fabicka "Seks i inne przykrości"

"(...) Jeszcze długo cała rodzina była karmiona kapuśniakiem na ogonach, których nazwano u nas w domu kutaśniakiem."

"Codziennie rano zasypiam z pragnieniem, by już był następny dzień, i każdego ranka budzę się z myślą, by nadszedł wieczór." 


H. Greń "Mam chusteczkę haftowaną"

"Czy widzę to, co widzę,

Czy słyszę to, co słyszę

Czy dźwięk ten to naprawdę krzyk

Czy może słyszę ciszę

Ulotność i ułuda

Niepewność i zwątpienie

Jak poznać, co realnie trwa

A co jest tylko cieniem."

 

"Radość już odeszła, już ją skryły cienie

Dom nasz wymarzony zmienił się w więzienie."



M. Kalicińska "Fikołki na trzepaku"

(...) dobrze jest mieć wielu przyjaciół. Zawsze jednak przyjacielem chce się być tym jednym, jedynym, wyjątkowym."

"Tu Andrzej pokazał mi parę kamienic o ciekawej architekturze (...). Potem spytał, czy nie jestem głodna. Ja zawsze i wszędzie bywałam głodna. Jedzenie stanowiło i stanowi dla mnie taką samą atrakcję jak zwiedzanie."

"Kiedyś życie toczyło się jakby po bezkresnej równinie, widziało się daleko i długo to, co za nami; a i to, co przed nami, było jakby długo na dłoni. Teraz życie toczy się jak w pełnym pagórków terenie. Między Tobą i mną jest wierzchołek takiego pagórka. Szczyt nas wzajemnie przesłania: Ty wchodzisz, ja schodzę." 





Dokładamy do pieca

Nieciekawych wydarzeń ciąg dalszy. Od kilku dni znów mam ból głowy. Im większy ból, tym więcej lęku powstaje. Ale mój ból to nic. Kuzynka znów bez słowa podrzuciła dwójkę dzieci. Od razu poczułam, że coś jest nie tak. I miałam rację. Jest po raz czwarty w ciąży, a po raz drugi w zagrożonej (ostatni raz poroniła w 2 miesiącu). Teraz jest w trzecim miesiącu ciąży i zaczęła krwawić, w związku z czym musi leżeć, a cała rodzina na zmianę zajmuje się dziećmi. 

Jej 6-letni syn każdemu, kogo spotka mówi, że "mama za dużo zjadła i pękła jej pupa" :) I to jedyny pozytywny akcent dzisiejszego posta. 


Do otwarcia sklepu zostało już niewiele, za to najtrudniejszej pracy. Ostatnie 2 tygodnie bardzo intensywnie nad nim pracuję i bardzo intensywnie się wkurzam na obsługę platformy, przez którą trwa to już prawie pół roku, bo na wszystko mają czas i o wszystko muszę się upominać. 

2020 rok zdecydowanie nie należy do udanych.


Mało mam zmartwień i stresów...

Rok 2020 zdecydowanie nie należy do najlepszych. Mój największy problem to powrót nasilonych objawów lękowych i ponowne pojawienie się ataków paniki. A wszystko przez koronaświrusa. Ale jakby mi było mało, to teraz pojawił się lęk o zdrowie. Zdrowie moich bliskich. Jak wspominałam w poprzednim poście, brat mamy ma bardzo zaawansowanego raka złośliwego z przerzutami. Informacja ta spadła na nas nagle. Jeszcze większym szokiem jest to, że nie zostało mu wiele miesięcy życia. Drugi brat mamy również miał raka, ale udało się go zoperować. I teraz możecie sobie tylko wyobrazić, jak panicznie się boję się o moją mamę. Boję się, że i ona zachoruje, a wtedy... Nie potrafię tego nawet napisać. Boję się. Boję się o babcię, w którą ta wiadomość bardzo uderzyła. Jest przybita, twarz jej się zapadła, momentalnie ubyło jej sił. Mama robi co jakiś czas różne badania, ale co z tego, skoro złe wyniki krwi wychodzą dopiero wtedy, gdy jest już za późno, a oprócz tego zoperowali mamie woreczek żółciowy, bo miała kamienie, po czym po operacji okazało się, że kamieni jednak nie było. Wujek rok temu robił usg brzucha, a teraz dowiaduje się, że jest już "za późno". Co ciekawe, jego rodzaj nowotworu rozwija się od 5-10 lat. Więc jakim kur** cudem nikt go nie zauważył rok temu?! I jak tu teraz zaufać lekarzom?! Jak mam być spokojna, skoro wszędzie apelują, żeby się badać, bo wczesna wykrywalność raka sprawia, że jest uleczalny, a z drugiej strony każdego dnia doświadczasz takich rzeczy?! 


 

Przejdźmy do mojej czteronożnej staruszki. Od kilku tygodniu non stop przyłażą do nas kundle. Weterynarz powiedział, że "na miłość nigdy nie jest za późno". Ale nie dawało mi to spokoju, bo nawet suczki zaczęły dziwnie się zachowywać w stosunku do niej. Tydzień później znów zabraliśmy ją do weterynarza, ponieważ dostała cieczkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że 12 lat temu została wysterylizowana. Okazało się, że poprzedni weterynarz wykonał źle zabieg i zostawił mały fragment jajnika. 

Co z tego wynika? Każdą noc jestem budzona 2-3 razy przez kundle, które przychodzą do mojego psa, a także przez nią samą, bo chce do nich wyjść. Martwię się o jej coraz słabsze zdrowie. Obudzona w środku nocy zaczynam nakręcać swój lęk. I już nie tylko mój własny, indywidualny atak paniki, ale również lęk o zdrowie rodziny. Boję się każdego telefonu, który dzwoni do mamy. Za każdym razem boję się, że to będzie TA wiadomość. Z tego wszystkiego sama zaczęłam się czuć źle. Już nie tylko psychicznie, ale również fizycznie, somatycznie. Jestem osłabiona, mam skoki ciśnienia, często boli mnie brzuch i głowa. Też zaczynam się bać, że mam raka, ale ja nawet nie pójdę się przebadać. Już same te objawy wywołują u mnie mnóstwo strachu. A strach napędza lęk, który rodzi panikę. I tak to się toczy jak kula śniegowa, zbierając swoje żniwo.






Student III wieku

Ten tydzień minął mi pod znakiem pracy i wielkich dylematów. II połowa września będzie dla mnie ciężka pod kątem pracy. Raz, że powoli kończę wdrażać swój pierwszy, własny sklep internetowy, a dwa, że od października wchodzą duże zmiany w przepisach podatkowych. I teraz nie tylko muszę się z nimi zapoznać i nauczyć się ich stosować praktyce, ale także w jakiś zrozumiały sposób muszę je przekazać klientom. 

Zawsze chciałam mieć wiele fakultetów, nie chciałam kończyć swojej edukacji na magistrze. Długo zastanawiałam się, czy zrobić kolejny kierunek, czy może studia podyplomowe, a nawet rozważałam zrobienie doktoratu. Nie wiem tak do końca jakie są moje pobudki - czy udowodnienie, że mimo zaburzeń lękowych potrafię coś osiągnąć, czy chęć dowartościowania się, czy rzeczywiste zdobycie wiedzy. Nie ważne. Ważne, że cokolwiek robię, żeby iść do przodu. I tu mogę chyba pierwszy raz wypowiedzieć się pozytywnie o pandemii, bo dzięki niej dużo uczelni oferuje teraz studia on-line. Zastanawiałam się, czy mam jeszcze siłę na pisanie prac, czy w ogóle mam czas na naukę, tym bardziej teraz (patrz pierwszy akapit). Ale stwierdziłam, że nie wiadomo, co będzie w przyszłym roku i taka okazja może się więcej nie przytrafić więc... Od dziś posty piszę jako studentka Collegium Humanum :)


W między czasie dotarła do nas smutna wiadomość, że drugi brat mojej mamy ma raka, bardzo złośliwego, z licznymi przerzutami, nienadającego się do leczenia. Póki co wypieram z głowy myśli, że może go zabraknąć.Bo jeśli pokolenie mamy zaczyna odchodzić....


Teoretycznie będąc w dupie nie jesteś w sytuacji bez wyjścia

Jest trochę lepiej. Trochę, co nie znaczy, że kryzys został zażegnany. Nadal miewam dni i noce, gdy czekam na nadejście panicznego lęku. Wciąż czuję się niekomfortowo w niektórych sytuacjach. Raz idę do hipermarketu i jest ok, a raz boję się wejść do osiedlowego sklepu. Raz cieszę się, że jestem sama w domu, innym razem każda minuta w samotności to uczucie niepokoju.

Ale dla odmiany znów poszerzyłam trochę obszar swojego bezpieczeństwa. Stało się to za sprawą coweekendowych rodzinnych wycieczek rowerowych. Pierwsza z nich była trudna, bo im bardziej oddalałam się od samochodu, tym większy pojawiał się lęk. Kolejne trasy były nieco łatwiejsze, chociaż i tak nie byłam w stanie przejechać z miejscowości A do miejscowości B - poruszałam się tylko w obrębie bezpiecznego obszaru. A że większość tych tras przebiegała nad rzeką, to raz jechałam z jednej strony rzeki, a raz z drugiej dla urozmaicenia. Wszystkie te miejsca były dla mnie nowe, co dodawało mi adrenaliny. Na większości tras udawało mi się wypić kawę lub coś zjeść, ale tylko w pobliżu samochodu. Co weekend robimy średnio 50-60 km na rowerach. W ubiegłą niedzielę udało się zaliczyć moją ulubioną trasę i znów się rozmarzyłam, jak fajnie byłoby mieszkać w tamtej okolicy. 

Jesień to moja ulubiona pora roku. Uwielbiam te rześkie poranki i zapach jesiennego powietrza. Pogoda jest idealna zarówno na wycieczki rowerowe, na wypady na grzyby, na zwiedzanie nowych miejsc, jak również na zaszycie się z książką w jakimś przytulnym, słonecznym miejscu. Od razu mam ochotę wybrać się na jakąś kilkudniową wycieczkę, ale boję się napadu lęku. Jeszcze nie wiem, czy na coś się zdecyduję, ale jeśli tak, na pewno o tym napiszę.


Książkowe kombo

Ostatnio dobrze mi idzie realizacja wyzwania ;) Wrzucam aż trzy książki na raz, ponieważ nie było w nich zbyt wiele cytatów wartych publikacji. Co nie zmienia faktu, że książki były ciekawe i wciągające do zarwania nocy ;)

Biorąc do ręki po latach książkę, którą przeczytałam, przypominają mi się chwile z życia. Pamiętam, skąd mam daną książkę lub gdzie ją kupiłam. Pamiętam, w którym miejscu ją czytałam i w jakiej sytuacji życiowej aktualnie się znajdowałam. Pamiętam, co czułam i kto co do mnie powiedział. Książki mają magiczną moc :)  

1. Marika Krajniewska "Za zakrętem"




"Lód pokrywający jedno z głębszych jezior w mieście był cienki. Kiedy zostawiła na nim pięcioletnią córkę i trzyletniego syna, kazała trzymać się im za ręce i czekać na nią. Na środku jeziora. Gdy dzieci wyruszyły po kruchym lodzie na środek, odwróciła się i poszła. Przyszła prosto na policję, powiedzieć, że właśnie uratowała swoje dzieci od śmierci głodowej."

"Tymczasem los wyszedł zza zakrętu i wsparty o ramię nadziei powędrował dalej."


2. Zygmunt Miłoszewski "Uwikłanie" 



"Stanie w korkach, tysiące pustych godzin w sądzie, bezsensowne dziury w pracy, kiedy mógł najwyżej układać pasjansa, czekanie na coś, czekanie na kogoś, czekanie na czekanie. Czekanie jako wymówka, żeby absolutnie nic nie robić."

"Skąd pewność, że wcześniejsza śmierć to zawsze strata? Że to zawsze gorsze rozwiązanie? Że trzeba przed nią ratować za wszelką cenę? Być może z życia wyłania się coś, co jest większe od niego. W duszy każdego z nas istnieje potrzeba, aby po wypełnieniu życia przyszedł koniec. U niektórych pojawia się wcześniej."

"Człowiek przestaje być dzieckiem, kiedy zaczyna śmierdzieć, pomyślał Szacki. Kiedy zaczyna jechać mu z gęby, jego pościel czuć kwaśno, a skarpetki słodko. Kiedy trzeba codziennie zmieniać koszulę, a co drugi dzień piżamę."


3. Emily Giffin "Siedem lat później"


"Zamykam oczy i zastanawiam się, czy nieszczęście naprawdę nas zaskakuje, czy też może w jakiś sposób - w formie niepokoju, albo może głębokiego przeczucia - mamy wrażenie, że nadchodzi?"

"Przychodzi jej na myśl, że to chyba jedyna dobra strona tragedii - gdy przydarzy nam się coś naprawdę przerażającego, mniej realne strachy tracą swoją moc."

"Valerie nigdy nie mogła się zdecydować, czy sylwester to okazja, by obejrzeć się za siebie, czy raczej - żeby patrzeć w przyszłość."

Nadal walczę

Moja walka z lękami trwa. Ranki są trudne (zawsze były), a do nich dołączyły wieczory i noce, chociaż kiedyś pod osłoną nocy czułam się o wiele lepiej. Lęk próbuje się wedrzeć w każdą dziedzinę mojego życia. Własnego życia, którego tak niewiele mi już zostało. 

Napisałam więcej treści, ale pomyślałam "stop!". Wszystko, co napisałam, usunęłam. Dziś po prostu zostawiam Was z filmikiem i z własnymi myślami. 




 


Mam już szafę, ale dalej żyję jak cygan

Żyję jak cygan zamknięta w mojej małej enklawie. Boję się być sama w domu, boję się z niego wyjść, ale robię to na siłę, bo nie chcę się cofnąć do punktu 0, nie mogę dać się zawładnąć nerwicy. Zabrała mi już moją strefę komfortu, ale nie pozwolę jej zabrać wszystkiego. Trwa walka między lękami a depresją, która uporczywie puka w moją skorupę. Skorupa jeszcze jest, ale powoli pęka. Czas pokaże, czy pęknie, czy zacznie się zrastać.

 

 

Ostatnio miewam paranoje. Zaczynam wywoływać u siebie lęk np. na myśl, że zaczyna padać deszcz, a ja nie mogę go powstrzymać, nie mam nad nim kontroli. Albo gorzej: że Rosja wywoła wojnę i nie poradzę sobie ze swoimi lękami. Czymże jest taka pandemia COVID w obliczu wojny? Inny lęk, bardziej egzystencjalny: jestem coraz starsza a wciąż znajduję się w tym samym miejscu. Moi rodzice nie są młodsi, cała rodzina się starzeje i wkrótce zostanę na tym świecie sama. Następny lęk dotyczy choroby: boję się, że zachoruję, a nie będę w stanie iść do lekarza, o szpitalu już nie wspominając. Będę wyć z bólu gdzieś w kącie swojego łóżka, a wkrótce zacznę wyć z rozpaczy, aż umrę ze zgryzoty i bezsilności. 

Moja przyszłość znów rysuje się w czarnych barwach.


Nie jest dobrze

Ostatnio czuję się fatalnie. Wczoraj przyszło jakieś apogeum. Tak mnie bolała głowa, że miałam wrażenie, że zaraz mi ją rozerwie. Ból był nie do wytrzymania. Byłam o krok od wezwania pogotowia ale... wraz z tą myślą pojawił się lęk. Przecież zawsze boję się pogotowia! A co, jeśli wezmą mnie do szpitala? Co, jeśli ich przyjazd nie pomoże? Co, jeśli potraktują mnie jak wariatkę? Wszyscy dookoła będą pytać, co się stało, że przyjechało pogotowie. Tak, wiem, durne myślenie, ale wywołało u mnie atak paniki. Męczyłam się okropnie, ale w końcu zasnęłam.

 

Wszechobecny ostatnio lęk i ciągłe napięcie doprowadziły do znacznego pogorszenia nastroju. Chodzę jak struta, nie mam do niczego chęci ani motywacji, ciągle chce mi się płakać. A najbardziej chyba boli mnie to, że wszyscy jadą na wakacje nad moje ukochane morze, a ja nie mogę! :( I to nie jest zazdrość, że w tym roku mnie to omija, a raczej uczucie, że oni po prostu wsiadają w auto i jadą dokąd chcą, nie zastanawiają się, nie boją, a mnie to tak bardzo, bardzo dużo kosztuje! Każda minuta to u mnie walka z lękiem, nie ma miejsca na relaks, podziwianie widoków czy odpoczynek. Ciągle tylko lęk, napięcie i to okropne uczucie obcości, jakbym patrzyła na wszystko z góry. 

Niech to się wreszcie skończy :(


Antykonformiz chowa się do szafy

Ostatnio zmagam się z mocnym nawrotem lęków. Są momenty, że znów boję się zostawać sama w domu, a wyjazd poza granice miasta wiąże się z cudem. W takich chwilach z pomocą przybywa mi kilka zasad:

1. Na nerwicę jeszcze nikt nie umarł.

2. To są tylko myśli, moje ciało jest zdrowe.

3. Nie zaciskać lęku, puścić go wolno i pozwolić mu płynąć, poczekać aż minie.

W chwilach wzmożonego lęku przestaję być antykonformistką, ponieważ boję się odbioru społecznego, a od dzieciństwa zostałam wychowana tak, aby podążać utartymi schematami i nie wychylać się.

 

 

Dla przykładu: dopada mnie w nocy lęk. Jest godzina 2:00 i nie mogę zasnąć. W głowie pojawia się myśl, żeby ubrać dres i iść wybiegać napięcie, albo wsiąść w samochód i pojechać przed siebie. Ale nigdy tego nie robię. Dlaczego? Bo wzięto by mnie za psychola. Rodzice popatrzyliby na mnie, jakbym zwariowała, a to na pewno by mi nie pomogło. A przecież w takim zachowaniu nie ma nic nadzwyczajnego! Ile to ludzi prowadzi nocny tryb życia? Ale nie u mnie w rodzinie. Noc jest od spania i koniec kropka. Jeśli ktoś w nocy nie śpi, a nawet nie ma zgaszonego światła, to znaczy, że dzieje się coś złego i jest to powód do zmartwień. 

Inny przykład: Stoję w kolejce w sklepie. Dopada mnie lęk. Wiem, że nie mogę uciec, bo stoję już przy kasie. W efekcie zamykam się w klatce dając lękowi mnóstwo przestrzeni. No i po co? Powinnam mieć w dupie co inni o mnie pomyślą i jak wielkie będzie zaskoczenie kasjerki, która uzna mnie za niezrównoważoną psychicznie. Powinnam rzucić wszystko i po prostu wyjść, a następnym razem lęk na pewno byłby mniejszy. No, pod warunkiem, że nie pójdę do tego samego sklepu...

My, osoby chore na nerwicę lękową, za wszelką cenę staramy się ukryć nasze dolegliwości. Nikt nie może zauważyć, że rozsadza nas od środka. Nikomu o tym nie mówimy. Jest nam wstyd. Bo taki jest odbiór społeczny. Może za kilka lat nikogo już nie zdziwi, gdy w towarzystwie przyznamy się, że chodzimy do psychiatry. Ale jeszcze nie dziś.


"Czarny koktajl" Jonathan Carroll

Książka dziwna, zahaczająca o fantasy, ale jakże mądra i wiele wnosząca w moje życie. Krótka, choć bardzo treściwa.





"Wszelako samotność nie bierze jeńców: albo zabija, albo puszcza wolno.(...) Kiedy przesiałem gruz trzęsienia ziemi i życia, zobaczyłem, jak bardzo niewiele jest tego, co chciałbym ocalić."

"Na ogół ludzie wierzący tworzą sobie Boga na swoje podobieństwo, dobrzy czynią go dobrym, źli złym; bigoci pełni nienawiści i żółci widzą jedynie piekło, bo chcieliby na nie skazać świat cały; dusze kochające i łagodne nie wierzą w nie wcale."

"Śmierć nie zostawia alternatywy, inaczej jest z bólem i okrucieństwem." 

"Od razu zakładałem, że osoba okazująca tak wielkie zadowolenie musi być trochę dziwna albo wręcz postrzelona. Dlaczego dobre rzeczy budzą w nas tak wiele podejrzeń?"

"(...) w świecie jest mnóstwo fragmentów układanek. Czasami czujesz się bardzo samotny i nieszczęśliwy, prawda? To dlatego, że nie udało się się odpowiednio dopasować. Ludzie, którym uda się poznać ten sekret, spędzają resztę życia na próbach odnalezienia pozostałych części."

"Cóż z tego, że potrafimy wspinać się na szczudła, skoro i tak musimy poruszać własnymi nogami, a nawet na najwspanialszym tronie  na świecie siadamy przecież nie czym innym, jak zadkiem."



Wredna od urodzenia | Następny pogrzeb w rodzinie

Jeśli kiedykolwiek zastanawiałam się (ja lub Wy), dlaczego mam wąskie grono znajomych i prawie żadnego prawdziwego przyjaciela, to odpowiedź została odnaleziona.

Znalazłam ją w kolejnej szufladzie komody. Paczuszka z liścikami, które pisałam mając 10-11 lat z ówczesną przyjaciółką (nomen omen tej przyjaźni nigdy sobie nie wybaczę. Gdybym nie była wredna, to dziś mogłabym się pochwalić największą przyjaźnią wszech czasów). Codziennie ja (Myszka) i ona (Kotek) opisywałyśmy swoje dni i na następny dzień wymieniałyśmy się zapiskami.
Poniżej fragmenty kilku z nich.





W jednym było też, że zorganizowałyśmy sobie zawody sportowe, i wygrałam jak zwykle ja, co było podkreślone, pogrubione i z wykrzyknikami. 

Nie trzeba być geniuszem, żeby z powyższych informacji wywnioskować, że:
a) byłam wredna,
b) krzywdziłam, a nawet biłam (!) koleżanki, po czym kazał jeszcze siebie za to przepraszać,
c) byłam liderem grupy i chciałam nim pozostać na zawsze,
d) lubiłam rządzić i rozkazywać,
e) rzadko kiedy brałam pod uwagę zdanie innych,
f) zawsze musiałam wygrywać i być we wszystkim najlepsza,
g) NIE pozostawałam w cieniu, ale przyciągałam jak latarnia.

Drogi Kotku i pozostałe skrzywdzone przeze mnie koleżanki: chciałabym Was przeprosić za moje zachowanie. Ciężko mi się wypowiedzieć, z czego ono wynikało, ale jedno jest pewne - karma wróciła i dostałam za swoje.   

Kotku, marzę, żeby kiedykolwiek w życiu spotkać jeszcze taką osobę jak Ty i mieć szansę na tak niesamowitą przyjaźń, jaką była nasza, dopóki tego nie zepsułam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym tygodniu zmarł brat mojej babci. Druga osoba z siedmiorga rodzeństwa. Jeszcze w zeszłym roku żyli wszyscy. Najmłodszy miał 69 lat, a najstarsza 89 lat. Znów pojawił się lęk o babcię. Wiadomo, że taka kolej rzeczy, ale nigdy nie potrafimy się z tym pogodzić.



Takie tam codzienne zmagania z rzeczywistością

Remont teoretycznie się skończył. Teoretycznie, bo zostały prace porządkowe i wyposażeniowe. Postanowiłam, że kupię nowe meble do pokoju, gdy sprzedam stare. I sprzedałam. Trochę niespodziewanie, bo facet miał przyjechać tylko po komodę, a wziął też szafy. Nie byłam na to przygotowana i musiałam przy nim opróżniać szuflady, razem z mamą, z bielizny (również tej seksownej i wyzywającej), z gadżetów erotycznych (na szczęście były trochę zakamuflowane), z resztek zioła, "kalendarzyków", itd. Szczęście, że kilka dni wcześniej spaliłam pamiętniki z gimnazjum. Nie mam pojęcia, po co je tak długo trzymałam.

Pod folią już nie pracuję, za to teraz wszystkie ciuchy mam na podłodze i zmieni się to najszybciej za 3 tygodnie. Także ten...



W minionym tygodniu miałam kolejny nocny napad lęku. Długo zastanawiałyśmy się z psycho z jakiego powodu i nic nie przychodziło nam do głowy. Ostatecznie stanęło na tym, że powodem prawdopodobnie jest cała ta sytuacja z pandemią i mój strach o to, żeby nie zostać zamkniętą, wyizolowaną, bez możliwości wyjścia.

Myślałam, że po napadzie znów wrócę do punktu 0. Na szczęście ciężki był tylko pierwszy dzień "po". A tak to dalej chodzę, gdzie chodziłam, jeżdżę na rowerze, przemieszczam się samochodem. Może jest więcej napięcia, ale jakość daję radę. 



Kolejne tygodnie stoją pod znakiem sklepu internetowego. Jest już postawiony, ale teraz czeka mnie mnóstwo, MNÓSTWO pracy, żeby go skonfigurować. Sprawy nie ułatwia fakt, że totalnie nie mam do tego motywacji. 

Wciąż pod górkę.

Kilka pechowych dni

Ostatnich kilka dni to dla mnie pechowa seria niefortunnych zdarzeń.

1. Pojechałam z mamą do miasta. Zaparkowałam, weszłyśmy do drogerii, po 20 min. wychodzimy a za wycieraczką mandat 50 zł za nieopłacenie parkingu. Tak rzadko bywam w centrum miasta, że zupełnie zapomniałam, że trzeba opłacić parking w parkomacie! (W moim mieście są dopiero od ponad roku). 

2. Na następny dzień pojechałam po farbę (ten remont nigdy się nie skończy). Zaparkowałam pod marketem budowlanym, otwieram drzwi i... podmuch wiatru wyrwał mi je z ręki i uderzył w auto zaparkowane obok. Powstało minimalne wgniecenie i pozostało trochę mojego lakieru na pamiątkę.



3. Klientka kupiła 3 szt. sznurka w kolorze nr 673 za pobraniem. Po 2 dniach, gdy przesyłka była już w drodze, napisała, że prosi o kolor 432, 676, 097 i 653. Pomijając fakt, że podała o sztukę więcej oraz fakt, że przesyłka była już w drodze (o czym wiedziała, bo dostała nr do śledzenia), wyskoczyła na mnie z pretensjami, że Alledrogo pokazało jej oferty z różnymi kolorami i ona chce sobie teraz wybrać, bo po co jej 3 szt. w jednym kolorze (!). Gdy poinformowałam ją, że takie kolory kupiła i niestety nie mogę ich zamienić, bo przesyłka jest już w drodze, oburzona wykrzyknęła, że w takim razie nie odbierze paczki pobraniowej, po czym rzuciła słuchawką.

4. Zapałam negatywa, a to zawsze boli. Tym bardziej, że wiem, że nie zawiniłam. Awantura niestety znów o sznurek, bo nie był takiej samej grubości, jaką kobita ma aktualnie w domu. Nie pomogły nawet zdjęcia z linijką ani skan faktury zakupu udowadniające, że sznurek ma dokładnie taką szerokość, jaka jest napisana w ofercie. Znów chwilowo zwątpiłam w to co robię. Wkładam w to całe serce i poświęcam mnóstwo czasu, a takie sytuacje niestety pozbywają mnie nadziei w sens tego wszystkiego. Odpowiedź Alledrogo standardowa: "Klient ma prawo do subiektywnej opinii". Jeśli kiedykolwiek najdzie Was myśl, żeby zacząć sprzedawać na tym patologicznym portalu, natychmiast wybijcie to sobie z głowy!!!

Korelacja między poziomem inteligencji a samopoczuciem - Moje IQ, Mensa

Trafiłam ostatnio na kanał na YouTube, który bardzo mnie zainteresował. W tym poście swoją uwagę skupię na filmiku pt. "Czy wysoka inteligencja powoduje depresję i smutek", który możecie zobaczyć tutaj. 

Według mnie rzeczywiście może zachodzić pewna korelacja między wysoką inteligencją, a samopoczuciem. Testy IQ przeprowadzane przez Mensę są specyficznymi testami, które sprawdzają umiejętność logicznego myślenia. Członkowie Mensy zaliczani są do charakterystycznej grupy osób, które inaczej patrzą na świat. 

Wystarczy trochę się rozejrzeć w swoim środowisku. I tak np. osoba z niższej klasy społecznej, niewykształcona, niepracująca, będzie mieć zupełnie inne problemy niż makler giełdowy z kilkoma fakultetami.

Osobiście uważam, że wiele zależy też od typu osobowości, charakteru oraz środowiska, w jakim się rozwijamy. Nie wiem co dokładnie miało na to wpływ, ale na pewno jestem osobą, która wszystko analizuje, rozkłada na czynniki pierwsze, rozmyśla co by było gdyby, często porównuje się do innych i zastanawia się, w którym miejscu by teraz była, gdyby poszła inną drogą. A im więcej mam wolnego czasu, tym więcej rozmyślam i dochodzę do coraz gorszych wniosków. 

Dzięki własnym obserwacjom mogę postawić tezę, że im mniej człowiek jest świadomy wielu rzeczy (np. czyhających zagrożeń, znajomości przepisów prawnych, itp.) tym większy osiąga sukces w życiu i tym lepszy miewa nastrój. 



We wspomnianym filmiku jest informacja, że aby zostać członkiem Mensy, trzeba mieć IQ minimum 130 w skali Cattella. Ja przeprowadzałam test w 2013 roku i z wynikiem 142 IQ nie zostałam zakwalifikowana (znalazłam się w 4% populacji). Dla porównania Mark Zuckerberg uzyskał wynik 152. Być może z czasem poziom inteligencji naszego społeczeństwa maleje, a dolna granica testu ulega zmianie. Robiąc test dziś i uzyskując taki sam wynik, zostałabym członkiem.

Zaznaczę jeszcze, że test robiłam pierwszy i jedyny raz w życiu. Nie wiedziałam jak to będzie wyglądać. Lubię wszystko kontrolować i sprawdzać, więc robiąc test każde pytanie analizowałam po kilka razy. W efekcie brakło mi czasu i na ok. 15 ostatnich pytań musiałam strzelać. Nie tłumaczę się, ale myślę, że gdyby nie czas, to mój wynik byłby lepszy ;)

Metoda ustawień Hellingera - Szokujące odkrycie w mojej rodzinie

Czytałam ostatnio kryminał, w którym wątkiem przewodnim było zabójstwo, do czego miało posłużyć takie narzędzie, jak metoda ustawień Hellingera. Jest to ciekawe zjawisko z dziedziny psychologii, podobno niezwykle skuteczne, chociaż mało popularne i nie dające się w racjonalny sposób wytłumaczyć, przez co zyskuje miano szarlatanerii. Słyszałam o nim już wcześniej. Nie będę tutaj opisywać szczegółowo czym jest ta metoda, dlatego odsyłam do krótkiego wyjaśnienia.  Kluczowe jednak jest następujące stwierdzenie: 
"Według Berta Hellingera celem ustawień jest pojednanie klienta ze swoją rodziną, zarówno z jej żyjącymi, jak i zmarłymi członkami. Potrzeba pojednania wynika z faktu, że w przeszłości członkowie rodziny mogli dopuścić się zła. To było przyczyną ich wykluczenia z rodziny, a w konsekwencji stało się źródłem ich cierpienia i zaburzyło relacje rodzinne. Wykluczonych trzeba na powrót pojednać z rodziną, by przywrócić naturalny porządek."

We wspomnianej książce ("Uwikłanie" Miłoszewskiego) jeden z pacjentów miał problemy życiowe, które doprowadziły go do próby samobójczej, czego przyczyną miało być wcześniejsze samobójstwo córki pacjenta, które niejako ciągnęło go za sobą. 

Ok, tylko teraz pytanie, co ja mam z tym wszystkim wspólnego? 



Krótkie wprowadzenie do mojej rodziny. Moja babcia (mama taty) miała pierwszego męża, z którym miała jednego syna. Po kilku latach jej wybranek umarł, a babcia ponownie wyszła za mąż. Z tego związku urodził się mój tata. Taką wersję kiedyś mi sprzedano i tego się trzymałam. Zastanawiało mnie jedynie, dlaczego zarówno mój tata, jak i jego brat, noszą to samo nazwisko, skoro są z różnych ojców. Ale tata zawsze unikał odpowiedzi na to pytanie. 

Jak już wspominałam, mamy remont. W trakcie robienia porządków znalazłam stare, czarno-białe zdjęcie ze chrztu mojego ojca. Widziałam je pierwszy raz w życiu. Byłam w szoku, gdy na zdjęciu zobaczyłam moją babcię, tatę w beciku trzymanego przez swojego chrzestnego oraz... pierwszego męża babci, który rzekomo umarł! Jeszcze większym szokiem był fakt, że chrzestnym mojego ojca był... jego własny ojciec! I w tym momencie tata nie miał wyjścia, musiał mi to wszystko wytłumaczyć.

Domniemamy, że babcia miała romans ze swoim późniejszym drugim mężem, ale niestety dokładnej prawdy już nie poznamy - tacie nikt jej nie przekazał, a dziadkowie nie żyją już od ponad 20 lat. Pierwszy mąż nic o tym nie wiedział, dlatego tata i jego brat noszą to samo - jego - nazwisko, a na zdjęciu prawdziwy ojciec musiał uchodzić wyłącznie za chrzestnego, być może przyjaciela rodziny. Niestety po jakimś czasie do pierwszego męża dotarła ta szokująca informacja i wtedy popełnił samobójstwo, a babcia wyszła drugi raz za mąż. 

Czy to możliwe, że ta historia ma swój ciąg dalszy w problemach, z którymi dzisiaj przychodzi mi się mierzyć? Może ta historia i fakt, że odkryłam ją właśnie teraz, po przeczytaniu książki, która wpadła w moje ręce przez przypadek, to tylko dziwny zbieg okoliczności? Tak wiele pytań pozostało bez odpowiedzi.

Rozważania (nie)zupełnie o niczym

Śniło mi się ostatnio tornado. Stałam razem z mamą w pokoju pod oknem dachowym i widziałyśmy je nad nami. Wirowały drewniane i betonowe fragmenty dachów, śmieci i liście z drzew. Wszystko w tumanach kurzu. Mówiłam do mamy: "Patrz, jest już nad nami, ale nie bój się, zaraz przejdzie dalej. Nic nam nie będzie." I obudziłam się.



Ostatnio pojawia się u mnie lęk przed wizytą u psychologa. Zastanawiam się dlaczego. Przecież chodzę tam od ponad 6 lat. Może dlatego, że już sobie radziłam z tą sytuacją, a nerwicy się to nie podoba? A może dlatego, że lęk wyczuwa, że będzie tematem rozmów? A może pod naciskiem ojca, który powtarza, że powinnam już sama tam jeździć? 

Swoją drogą przyszła mi do głowy taka myśl, że terapeuta na 100% w którymś momencie kojarzy fakty i okazuje się, że zna osoby z opowieści. Bo przychodzą takie osoby X,Y i Z i każda z nich opowiada o swoich problemach, w których uczestniczą inne osoby. A świat jest mały i po jakimś czasie te osoby zaczynają się powtarzać w kilku opowieściach. Ciekawa sytuacja, chociaż moja terapeutka nigdy nie dała mi po sobie poznać, że wie, o kim mówię. Głupio tak wysłuchiwać, że np. komuś się nie powodzi w związku, wiedząc z innych źródeł, że ta osoba jest zdradzana. Patowa sytuacja dla terapeutki, nie zazdroszczę. Gorzej, jeśli za którymś razem bohaterem opowieści będzie ktoś z jej osobistych znajomych.



Jakiś czas temu pisałam, że jestem w trakcie realizacji kolejnego marzenia. Chodzi o zawarcie prawdziwej przyjaźni, której nigdy nie było mi dane doznać. Jakiś czas temu pojawiła się w moim życiu osoba, z którą spędzam czas i świetnie się dogaduję. Jesteśmy na dobrej drodze, żeby zostać przyjaciółkami z prawdziwego zdarzenia. Jednak ona ma też inne koleżanki, z którymi się spotyka. I tutaj muszę być bardzo ostrożna, żeby nie popełnić błędów z przeszłości. Nie mogę budzić w sobie zazdrości, nie mogę z nikim rywalizować i nie mogę walczyć o pozycję lidera. Nie, nie i jeszcze raz nie! Już wiem, jak się kiedyś to skończyło i  muszę się pilnować, aby znów wszystkiego nie zepsuć. 



Kolejny dylemat i problem z podjęciem decyzji

Muszę podjąć decyzję, co robić ze swoim pokojem. Opcje są następujące:
1. Nic. Zostawić go tak jak jest i nie malować (nie ryzykować).
2. Pomalować na 1-2 kolory i tyle.
3. Zrobić fototapetę z nadmorskim widokiem - i tu zaczynają się schody. O ile taki krajobraz mega mi się podoba, o tyle nie wiem, czy będę w stanie się skupić na pracy, mając ten widok przed sobą. Obawiam się, że moje myśli ciągle by uciekały do wspomnień i marzeń, a oprócz tego do smutnych konkluzji, że już z nie znajdę się tam z moim psiakiem. Do tego mam wątpliwości, czy całość będzie pasować.
4. Jeśli już zdecydowałabym się na tapetę, to na jaki kolor resztę pokoju? Mam pewien pomysł, ale to rodzi kolejne koszty - mianowicie wymiana mebli. I następny dylemat, który jest w mojej głowie już od dawna - inwestować w ten pokój, skoro marzę, żeby go opuścić? A co, jeśli to prędko nie nastąpi? O ile w ogóle. 



Biję się z myślami i kombinuję. Szukam inspiracji. Ciągle mam to gdzieś z tyłu głowy i męczy mnie to już. Czas goni, trzeba podjąć decyzję, a ja nie wiem co robić! A jeśli każdy z pomysłów wyjdzie fatalnie i później będę musiała z nim żyć kolejnych kilka lat, codziennie patrząc na inspiracyjną porażkę?  Pomoooocy!

Adam Kay " Będzie bolało" (nadal spod folii)

Nadal piszę spod folii (ile to jeszcze potrwa?!), dlatego wrzucam tzw. temat zastępczy ;)

Maj był dla mnie bardzo dobrym miesiącem pod względem czytania książek. Kolejna pozycja jest komedio-dramatem, przy którym pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się śmiać na głos.*


*Kobiety, które poród mają jeszcze przed sobą, lepiej nich nie czytają :)



"Pestki moreli zawierają cyjanek - odpowiada oschle. - Spożycie muchomora sromotnikowego w pięćdziesięciu procentach przypadków kończy się śmiercią. To, że coś jest naturalne, nie oznacza, że jest bezpieczne. W moim własnym ogródku rośnie pewna roślina. Wystarczyłoby, że posiedziałaby pani pod nią przez dziesięć minut, a pożegnałaby się pani z życiem. 
Misja zakończona sukcesem. Kobieta wyrzuca tabletki ziołowe do kubła.
Chwilę później, podczas kolonoskopii, pytam go o tę roślinę z jego ogrodu.
To lilia wodna."

"Dzisiaj przez całą noc czułem się tak, jakbym siedział w łódce z dziurawym kadłubem i próbował wylewać wdzierającą się do niej wodę za pomocą soczewki kontaktowej."

"W położnictwie podobało mi się to, że efektem działań lekarza jest podwojenie liczby pacjentów, co stanowi wyjątkowo dobry wynik w porównaniu z innymi specjalizacjami (tak, geriatrzy, do was piję). 

"PV oznacza badanie per vagina (przez pochwę). Z kolei PR to badanie per rectum (przez odbyt). Dlatego jeśli ktoś mówi wam, że zajmuje się PR-em, zawsze dopytajcie, co dokładnie ma na myśli."

"Moim zdaniem prawdziwy cud narodzin polega na tym, że inteligentne, racjonalne, posiadające prawa wyborcze i doceniane w pracy kobiety patrzą na jakiś wpół rozpaćkany okrągły kawałek mięsa z głową zniekształconą od przeciskania się przez ich drogi rodne, pokryty pięcioma rodzajami ohydnej mazi, wyglądający jakby przez kilka godzin turlał się po pizzy pokrytej dużą ilością sera i sosu pomidorowego, i naprawdę wierzą, że mają przed sobą cudownego aniołka."


"Depresji nie da się wyleczyć, tak jak nie da się wyleczyć astmy; trzeba się po prostu nauczyć, jak sobie z nimi radzić. Moją rolę można porównać do inhalatora, z którego zdecydował się skorzystać Simon. Powinienem być zadowolony, że dzięki mnie przez tak długi czas udało mu się uniknąć poważnego ataku choroby."